[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ROZDZIAA PITY
Sam spojrzał na Andreę sponad gazety, którą udawał, że czyta przez większą część drogi
na obóz. Na szczęście poprzedniej nocy wcześnie poszła spać, nie robiąc mu przedtem
żadnych propozycji. Właściwie prawie się nie odzywała, zarówno wczoraj, jak i teraz. W tej
chwili zaś wpatrywała się szeroko otwartymi oczyma w okno.
Jej dziwne milczenie nagle go zaniepokoiło. Odłożył na bok gazetę.
 Czyżbyś bała się, że nasz syn już o tobie zapomniał?
 Oczywiście, że nie  spojrzała na niego zaskoczona.  Skąd ten pomysł?
 Sprawiasz wrażenie bardzo nerwowej. Andi poprawiła spięte w kucyk włosy.
 Dziwi cię to? Zabieram cię ze sobą na obóz. Nawet jeżeli Chance nie zapyta, dlaczego
jest do ciebie tak podobny, inni ludzie od razu domyśla się, że jesteś jego ojcem.
 Niekoniecznie.
 Daj spokój, Sam. Jest do ciebie niezwykle podobny, nawet ma dołeczek w tym samym
miejscu.
Sam nie posiadał się z dumy.
 Ale nos odziedziczył po tobie.
 Póki co przypomina mój, ale Chance jest jeszcze mały. Jestem pewna, że gdy dojdzie
do matury, będzie miał twój arystokratyczny nochal.
 Nie podoba ci się mój nos?
 Nie, dlaczego. Jest bardzo... elegancki.
 Cieszę się, że nie masz nic przeciwko niemu. Uśmiechnęła się wreszcie.
 Nie mam nic przeciwko żadnej części ciebie, o ile pamiętam, bo od dawna nie
widziałam ich wszystkich.
Sam zmienił pozycję i oparł się propozycji przeprowadzenia inspekcji. Przynajmniej na
razie udało im się dojechać do celu nie wykorzystując limuzyny do bardziej prywatnych
celów, ale w drodze powrotnej...
 Chyba jesteśmy na miejscu.
Andrea wysiadła, zanim jeszcze limuzyna zdążyła dobrze zaparkować. Sam rzucił się za
nią, obawiając się, że zostawi go samemu sobie. Nie wiedział, jak ma się tutaj zachować. Nie
miał pojęcia, jak odpowiedzieć na pytania dotyczące jego związku z Andreą i Chance em.
Musi więc zdać się w pełni na Andreę i jej zdrowy rozsądek. Przeczuwał, że jej wyjaśnienia
nie sprawią mu przyjemności.
Dogonił Andreę obok dużej drewnianej chaty, przy której stało kilkoro dorosłych. Młoda
kobieta oderwała się od grupy i skierowała w ich stronę.
 Dzień dobry, pani Hamilton, jestem Trish.
 Miło mi, Trish.
 Nie pamięta mnie pani? Poznałyśmy się, gdy przyjechała pani obejrzeć obóz.
 Ach, rzeczywiście, przepraszam. Mieliśmy długą podróż.
 Cieszymy się, że mogli państwo przyjechać  kontynuowała niezrażona
wychowawczyni.  Chance jest taki szczęśliwy. To naprawdę fantastyczny chłopiec i
doskonale sobie tutaj radzi.
 A gdzie on jest?  zapytała Andrea, rozglądając się dokoła.
 W jadalni. Właśnie kończą śniadanie. A pan musi być panem Hamiltonem  zwróciła
się do Sama.
 Nie, to pan Yaman  wtrąciła się Andrea.  Przyjaciel rodziny.
 Och, przepraszam  wychowawczyni poczuła się zakłopotana.  Chance jest bardzo do
pana podobny.
 To prawda  Andrea zdobyła się na uśmiech.  Czy to nie dziwny zbieg okoliczności?
Samowi nie podobała się ta scena, a przede wszystkim to, że Andrea zaprzeczyła jego
ojcostwu.
 Pochodzę z tego samego kraju, co ojciec Chance a  wydusił w końcu.
Kłopotliwą scenę przerwały śmiechy i okrzyki wysypujących się z jadalni dzieciaków.
 Mamusiu! Przyjechałaś!  Chance rzucił się na matkę, by ją uściskać, a ona uniosła go z
ramionach.
 Tęskniłam za tobą, synku. Dobrze ci tutaj?
 Tak. Fajnie się bawię. Postaw mnie z powrotem, zanim inni chłopcy zobaczą.
Andrea spełniła jego prośbę, ale nie zdjęła ręki z ramienia małego. Chance spojrzał na
Sama, zaskoczony, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z jego obecności.
 Dlaczego mi nie powiedziałaś, że przyjedziesz z księciem?
 Bo wpadliśmy na ten pomysł dopiero kilka dni temu.
 Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, Chance  Sam podał mu rękę.
 Wcale nie  stwierdził chłopczyk, patrząc na Sama z szerokim uśmiechem.  A
przyjechałeś tym czarnym samochodem?
 Stoi na parkingu.
Chłopczyk szeroko otworzył oczy z zachwytu. Przypominał w tej chwili matkę.
 Mogę zabrać kolegów na przejażdżkę?
 Nie teraz, kochanie  wtrąciła się Andrea.  Najlepiej przed naszym wyjazdem. Teraz,
zdaje się, przygotowano nam jakieś gry.
Andrea wzięła Chance a za rękę i dołączyła do grupy rodziców zebranej wokół masztu
flagowego. Sam patrzył, jak odchodzą, nie myśląc o tym, że zostawiają go samego. Nie chciał
się czuć obcym, atrakcyjnym tylko ze względu na posiadanie większego niż inne samochodu.
Chciał być częścią tej rodziny.
Może byłoby najlepiej, gdyby Chance nigdy nie dowiedział się prawdy. Może powinien
odejść teraz, nie oglądając się za siebie, wiedząc, że będzie to pożyteczne dla wszystkich, a
głównie dla syna. Ale to była też najtrudniejsza decyzja z możliwych.
Nagle Chance wysunął rękę z uścisku Andrei i biegiem wrócił do Sama.
 Mogę cię o coś zapytać?
 Pytaj  Sam pogładził go po głowie.
 Chodzi o przysługę.
Sam przykląkł na jedno kolano, by nie górować nad chłopcem wzrostem.
 Proszę bardzo. Możesz mnie poprosić o cokolwiek chcesz.
 Możesz dzisiaj udawać, że jesteś moim tatą?
Andi nie miała żadnych pretensji do Chance a o to, że poprosił Sama, by udawał jego
ojca. Nie miała też nic przeciwko temu, że Sam skupiał na sobie uwagę wszystkich przez cały
dzień. W końcu był księciem. Nie przejęło ją to, że został wybrany, by pomagać drużynie
Chance a w przeciąganiu liny  był przecież wystarczająco dobrze zbudowany. Nie
przeszkadzało jej też to, że Chance przedstawił Sama absolutnie wszystkim, niemal nie
pamiętając o mamie. Jednak kiedy zadrapał sobie kolano podczas meczu piłki nożnej, to do
niej przybiegł po pociechę.
Mimo to nie mogła stłumić ukłucia zazdrości, kiedy Chance powiedział Samowi, że
jeszcze nigdy się tak dobrze nie bawił, nawet wtedy, kiedy razem z mamą i swoim kucykiem
brał udział w paradzie z okazji Zwięta Niepodległości. Jak mogła konkurować z Samem?
Nie mogła i nie powinna nawet o tym myśleć. Powinna być szczęśliwa, że ojciec i syn tak
dobrze czują się razem. A jednak zupełnie nie potrafiła się cieszyć, wiedząc, że za kilka dni
Sam znowu ich opuści, może teraz na zawsze.
Andi czekała cierpliwie, gdy prowadzona przez Rashida limuzyna, w której siedzieli Sam,
Chance i pół tuzina innych chłopców, po raz kolejny okrążała parking.
Niech przeżyją tych kilka szczególnych chwil razem. Tylko ona wiedziała, jak niewiele
ich już zostało.
Samochód zatrzymał się w końcu i chłopcy biegiem pomknęli na kolację. Chance
zamieniał jeszcze ostatnie słowa z Samem, kiedy Andi pakowała ich rzeczy do samochodu.
Kiedy podeszła do chłopca, okazało się, że Sam właśnie wyjaśniał mu podstawowe zasady
wyścigów konnych. To dziwne, ale jej nigdy nawet o to nie zapytał.
 Już czas, żebyś poszedł na kolację, kochanie  powiedziała do syna, kładąc mu rękę na
ramieniu.  My musimy wrócić do domu, żeby nakarmić konie.
W oczach chłopca widać było rozczarowanie.
 Dobrze. Ale czy Sam może przyjechać po mnie limuzyną w następną sobotę?
 Nie wiem, kochanie. Będę musiała go zapytać...
 Obiecuję, że przyjadę  wtrącił się Sam.
Andi wzięła Chance a w objęcia, szczęśliwa, że jej na to pozwolił.
 Bądz grzeczny.
 Tak, mamusiu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl