[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wątpię. Może coś podejrzewał, ale nie sądzę, by posiadał jakiekolwiek dowody.
- To będzie dla niego ogromny cios. Pozwól, że sama przekażę mu tę wiadomość.
Nie chcę, by o niewierności żony dowiedział się z brukowców.
- Blackstone'owie nie zamierzają upubliczniać wyników badania, ale masz rację.
Jest jeszcze jedna kwestia. - Matt zacisnął mocniej dłoń na słuchawce telefonu. Obawiał
się reakcji Briany na wiadomość o ekshumacji i przeniesieniu zwłok do Australii. Jednak
po dłuższej chwili milczenia Briana odezwała się spokojnie:
- Ludzie będą zadawać pytania, znów zacznie się cyrk z mediami. Marisa uwielbia-
ła zamieszanie wokół własnej osoby, ale czy na pewno jest nam to potrzebne?
- Cóż, jak już mówiłem, Blackstone'owie nie zamierzają ujawniać faktu, że Ho-
ward był jej ojcem, a sama Marisa zapewne wolałaby spocząć w grobowcu rodzinnym
Blackstone'ów. - Na samą myśl o lojalności Marisy wobec jego największego wroga
wezbrała w nim nagle potężna fala gniewu, którą z trudem opanował. Jeśli myślą, że uda
im się zapobiec przejęciu przez Matta imperium Howarda, to grubo się mylą.
- W takim razie powinniśmy się chyba zgodzić. Mam tylko jedną prośbę. Rozu-
miem, dlaczego nalegałeś na cichy i szybki pogrzeb, ale tym razem chciałabym, by
wszyscy, którzy ją znali i kochali, mieli okazję pożegnać się Z Marisą. Czy mogłabym
zorganizować mszę żałobną przy okazji ponownego pochówku?
Faktycznie przepełniony żalem i gniewem Matt pochował żonę szybko i po cichu.
Jego złość wcale nie zmalała, ale nie mógł odmówić Brianie prawa do godnego pożegna-
nia ukochanej siostry. Blackstone'owie również nie będą w stanie się temu sprzeciwić,
mimo że oficjalna msza żałobna na pewno wzbudzi zaciekawienie mediów i skłoni
dziennikarzy do wyciągnięcia pewnych wniosków. Jeśli spojrzeć na to w ten sposób,
odmowa publikacji wyników DNA w zamian za odstąpienie od przejęcia Blackstone
Diamonds nie wydawała się już tak istotną przeszkodą. Na ustach Matta pojawił się po-
nury uśmiech mściwej satysfakcji.
- Jasne, zrób, jak uważasz. Daj znać, gdzie i kiedy odbędzie się uroczystość.
Chciałbym być na niej obecny. Myślę, że Blake także.
- Dziękuję, nie pożałujesz. Wszyscy potrzebujemy zamknąć ten etap naszego życia.
Matt milczał, pozwalając, by łagodny głos Briany ukoił jego zszarpane nerwy choć
na chwilę. Zdawał sobie jednak sprawę, że prawdziwe zakończenie nastąpi dopiero, gdy
Blackstone'owie stracą moc wpływania na jego życie. Kilka dni temu dokonał jeszcze
jednego ciekawego odkrycia. Okazało się, że pozew rozwodowy podpisany przez Marisę
przygotowany został przez firmę prawniczą, w której głównym udziałowcem był nie kto
inny jak rodzina Blackstone'ów. Potwierdziło to ostatecznie jego podejrzenie, że za po-
zwem i próbą odebrania mu syna stał Howard. Dlatego jedynie zemsta mogła przynieść
Mattowi satysfakcję i ukojenie.
Rachel ściskała mocno rączkę Blake'a i próbowała wyprowadzić go z kościoła po
zakończeniu mszy żałobnej bez utknięcia w gęstym tłumie fotografów i dziennikarzy.
Chłopczyk był bliski płaczu, a gdy rozbłysły flesze dziesiątek aparatów, Rachel odru-
chowo chwyciła go w ramiona i mocno przyciskając do siebie przestraszonego malucha,
pobiegła w stronę limuzyny. Tuż obok podążał Matt, który osłaniał ich obydwoje wła-
snym ciałem i torował im drogę. Mimo to Rachel była na niego wściekła. Po miesiącach
dbania o bezpieczeństwo syna i trzymania go z dala od prasy wystawił go bez zastano-
wienia na widok publiczny. W ciepłym i przytulnym wnętrzu limuzyny, gdzie zacienione
okna chroniły ich przed intruzami, Rachel wybuchła.
- Co ty sobie, do diabła, wyobrażasz?!
- Rachel, przeceniasz moje możliwości sterowania mediami. I tak dowiedzieliby
się o mszy. - Jego oczy iskrzyły się niebezpiecznie.
- Mogłeś chociaż spróbować jakoś oszczędzić Blake'owi tego cyrku. Zamiast tego,
wczoraj twoi spece od PR-u ogłosili wyniki badania DNA potwierdzające, że jesteś jego
ojcem. Nawet jak na ciebie to wyjątkowo mało subtelne zagranie.
- Nie zrobiłem nic, by nagłośnić dzisiejszą uroczystość. - Wyraz twarzy Matta sta-
wał się coraz bardziej zacięty, ale wzburzona Rachel nie zważała na to.
- Nie zrobiłeś też nic, by utrzymać ją w tajemnicy!
- I tak wszystko wyszłoby na jaw.
- Prasa otrzymała szczegółowe informacje, nawet kopię zezwolenia na ekshuma-
cję! Zamiast mszy ku pamięci Marisy wyszedł z tego kompletny cyrk. - Rachel zacisnęła
usta i usadowiła się w rogu samochodu, nie patrząc Mattowi w oczy. Nie chciała zoba-
czyć w nich potwierdzenia, że sam wyreżyserował całe wydarzenie.
Mimo że nie znosił mediów, potrafił użyć ich sprytnie dla osiągnięcia własnych ce-
lów. Rachel przeczuwała, że wydarzenia ostatnich dni stanowią część wyrachowanej
rozgrywki i nie są dziełem przypadku. Blake znudził się oglądaniem widocznego przez
tylną szybę rzędu identycznych czarnych limuzyn podążających za nimi i wskoczył na
kolana taty. Patrząc na nich, Rachel czuła się dziwnie samotna i opuszczona, a przecież
przez ostatnie tygodnie walczyła jak lwica, by doprowadzić do zacieśnienia więzi po-
między ojcem i synem. Teraz nadszedł czas, by uznać swą misję za zakończoną i wyco-
fać się, zachowując resztki mocno nadszarpniętej godności. W życiu Matta, jego sercu i
łóżku brakowało miejsca dla obcych, a ona tym właśnie była - obcą mu osobą. Po emo-
cjonalnych wzlotach i upadkach mijającego miesiąca powinna się cieszyć na powrót do
przewidywalnego i spokojnego życia w Londynie. Dlaczego więc nie czuła radości?
Gdy zbliżyli się do bramy cmentarza, wokół samochodu znów pojawił się tłum
rozgorączkowanych reporterów, a nad ich głowami krążyły helikoptery nadające relację
na żywo dla wszystkich mieszkańców Australii. Rachel rzuciła Mattowi wymowne spoj-
rzenie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl