[ Pobierz całość w formacie PDF ]
54
RS
- Niech pan wpadnie do przychodni, to ja się tym zajmę, dobrze? I
tak chciałabym obejrzeć ranę.
Kiwnął głową.
- Tylko uporam się z robotą. Czy za dziesięć minut będzie dobrze?
- Doskonale. - Pomachała do niego na pożegnanie i ruszyła biegiem
w kierunku domu. Kiedy wpadła wraz z rozbrykanymi psami do kuchni,
zastała w niej Dana, który rozmawiał właśnie przez telefon. Odwrócił się
gwałtownie i sięgnął do kieszeni koszuli po okulary przeciwsłoneczne, ale
Holly powstrzymała go, kładąc dłoń na jego ręce. Nie mógł się sprzeciwić,
bo musiał coś zanotować, więc tylko odwrócił od niej głowę. Kiedy odło-
żył słuchawkę, ponownie sięgnął po okulary.
- Dan, po co to robisz? - spytała cicho, dobierając starannie słowa. -
Nie musisz ich nosić ze względu na mnie.
- Kto tak twierdzi?
- Ja.
- A kim ty jesteś? Westchnęła.
- Dobrze, więc moje zdanie się nie liczy. Po prostu nie chciałam,
żebyś uważał ukrywanie oczu za konieczne tylko przez wzgląd na mnie.
- Dlaczego nie przyznasz się, że jesteś po prostu ciekawa?
Roześmiała się głośno.
- Ciekawa? Ciekawi mnie jedynie kolor twoich oczu.
- Są szare. I uwierz mi, Holly, to nie jest miły widok. Włączyła
czajnik, próbując się czymś zająć, ponieważ pod wpływem impulsu
chciała do niego podejść i wziąć go w ramiona.
- Dan, widziałam cię bez okularów, kiedy spałeś. To nie ma
znaczenia.
55
RS
- Dla mnie ma - odparł zduszonym głosem.
Podeszła do niego i przesunęła opuszkami palców po bliznie na jego
policzku.
- Ale nie powinno - powiedziała łagodnie.
Nie cofnął się, ale Holly wyczuła, że jej dotyk nie sprawia mu
przyjemności. Po dłuższej chwili chwycił jej rękę i mocno zacisnął na niej
palce.
- Nie potrzebuję twojego współczucia ani twoich fachowych porad,
doktor Blake - sarknął przez zęby.
- Wcale ci tego nie proponuję. Po prostu uważam, że we własnym
domu nie powinieneś czuć się skrępowany.
- A może właśnie w okularach czuję się nieskrępowany. Uwolniła
dłoń z jego uścisku i ukradkiem zaczęła rozcierać obolałe palce.
- Być może, ale ja w to wątpię. Gdyby tak było, nie zdejmowałbyś
ich przy każdej nadarzającej się okazji.
- Gdybyś mnie nie podglądała przy każdej nadarzającej się okazji,
nie miałoby to znaczenia, co?
- Dan, ja wcale cię nie podglądam.
- Jasne, że nie. - Wypuścił powoli powietrze, odwrócił się i spojrzał
jej w oczy. - Masz. Dobrze się przyjrzyj. Zaspokój swoją ciekawość, mała,
wścibska kobieto.
Po raz pierwszy mogła dokładnie obejrzeć jego oczy. Miały
cudownie głęboki, niebieskoszary odcień i przypominały jej twarde,
granitowe koryto górskiego potoku.
56
RS
- Masz piękne oczy - wyszeptała. - Szkoda, że je chowasz. Spojrzał
na nią łagodnym wzrokiem, w którym dostrzegła wyraz bolesnej tęsknoty.
Po chwili łagodność ustąpiła miejsca szorstkości.
- Trzymaj się ode mnie z daleka, Holly - ostrzegł ją, wkładając
ponownie okulary.
Zrobiła krok do tyłu, a potem odwróciła się z cichym westchnieniem.
- Rób, jak uważasz.
- Jasne - odparł przez zęby. - Nawiasem mówiąc, idzie tu Joel. Czy
wiedziałaś, że ma przyjść?
- Owszem. Chcę zmienić mu opatrunek i obejrzeć ranę.
- To dobry pomysł. Przy jego pracy trudno zachować czystość.
Holly bez słowa poszła do przychodni i otworzyła Joelowi drzwi,
zmuszając się do uśmiechu.
- Dzień dobry po raz kolejny. Proszę wejść.
Zaprowadziła go do pokoju zabiegowego, zdjęła opatrunek i
przemyła skórę. Rana wyglądała dobrze, a Holly była zadowolona z
założonych przez siebie szwów. Wykonawszy wszystkie niezbędne
czynności, dała Joelowi kilka zapasowych opatrunków, a potem odesłała
go do domu, prosząc, żeby wpadł do gabinetu, gdyby w najbliższych
dniach zauważył w okolicy rany zaczerwienienie lub bolesny obrzęk.
Gdy wróciła do kuchni, nie zastała już w niej Dana. Zza zamkniętych
drzwi jego salonu dobiegał hałas włączonego telewizora. Gdyby Dan
wywiesił kartkę i napisał na niej wielkimi literami: ZOSTAW MNIE W
SPOKOJU, jego przesłanie nie byłoby bardziej jednoznaczne.
No cóż, sama jest sobie winna. Choć została ostrzeżona, wtrąciła się
w nie swoją sprawę i trafiła w jego czułe miejsce. Czego właściwie
57
RS
oczekiwała? Przecież ma prawo robić ze swą oszpeconą twarzą, co chce.
Po co ona ciągle usiłuje naprawiać świat?
Z westchnieniem goryczy nalała filiżankę herbaty i zabrała ją na
górę. Pora lunchu dawno minęła, a ona umierała z głodu. Dan nie
wspomniał jednak ani słowem o posiłku, a ona za żadne skarby nie
zapukałaby do drzwi jego salonu! Usiadła naprzeciw ciemnego ekranu
telewizora, zapaliła światło, żeby stworzyć pozory pogodnego nastroju, i
zaczęła się wpatrywać nie widzącymi oczami w okno.
Przecież mogła siedzieć teraz ze swoją rodziną przy obfitym posiłku,
który trwałby całe popołudnie. Mogła też jechać z ojcem na wezwanie do
chorych zwierząt, grać z braćmi w scrabble'a albo wraz z matką zszywać
kolejny patchwork.
Zamiast tego siedzi w domku Dana Elliotta, wpatrując się w pustą
przestrzeń i zastanawiając się, czy przypadkiem nie postradała zmysłów.
Dan obrzucił wściekłym spojrzeniem śpiące przy kominku psy. Do
diabła, jak mogą być tak odprężone? On sam był bardziej spięty niż
skręcona sprężyna, a wszystko to z jej winy. Dlaczego nie może zostawić
go w spokoju?!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Start
- Diamentowe imperium Lindsay Yvonne Zdrada, miĹoĹÄ i diamenty06
- Diamentowe imperium 06 Lindsay Yvonne Zdrada, miĹoĹÄ i diamenty
- Rennison Louise Zwierzenia Georgii Nicolson 08 MiĹoĹÄ ci wszystko wypaczy
- 007._Cartland_Barbara_ _NajpiÄkniejsze_miĹoĹci_07_ _Znudzony_pan_mĹody
- 10. Price Maggie Intryga i miĹoĹÄ Przedmiot poĹźÄ dania
- Cartland Barbara NajpiÄkniejsze miĹoĹci 181 W ukryciu
- Millman Dan Droga miĹujÄ cego pokĂłj wojownika
- Chang Eileen MiĹoĹÄ jak pole bitwy
- Hannay Barbara Taniec miĹoĹci
- Markiz de Sade Zbrodnie miĹoĹci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- immortaliser.htw.pl