[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Na ³awie, miêdzy dwiema oprawnymi w skórê ksi¹¿kami, le¿a³a
kula z br¹zu. Mahkawn rozpozna³ w niej jeden z niezwyk³ych wytwo-
rów rzemios³a staro¿ytnych Gwiezdnych ¯eglarzy  wizerunek Anee.
Podniós³ cacko, w³o¿y³ je do worka. Zastanawia³ siê, w jaki sposób
Tull wszed³ w posiadanie tak cennego przedmiotu.
Przeszed³ do izb mieszkalnych, przyjrza³ siê im zdziwiony. Oto
cha³upka biedaka. Ale mimo to Mahkawn czu³ zawiSæ. By³o tu wszyst-
ko: jedzenie, ciep³o, seks, ¿ywy umys³. Pwi, który czyta³ i pracowa³.
Mahkawn zazdroSci³ barbarzyñcy jego prostego ¿ycia, zaintereso-
wañ, tego, ¿e móg³ kochaæ siê bez zachowywania tajemnicy z t¹ sam¹
kobiet¹ przez ca³e ¿ycie i nie obawiaæ siê, ¿e jakiS rywal j¹ zabije.
Mahkawn podniós³ jedn¹ z sukienek Favy, pow¹cha³ j¹. Woda wani-
liowa, pi¿mowy zapach kobiety.
 Zabraæ wszystko z chaty  rozkaza³.  Chcê przyjrzeæ siê temu
dok³adniej na statku.
 Co masz na mySli?  zapyta³ Atherkula.
 Chcia³bym dowiedzieæ siê czegoS wiêcej o tym Tullu Ge-
necie.
110
 Nie musisz ju¿ niczego wiêcej wiedzieæ, o wszechpotê¿ny 
odpar³ Atherkula.  Tull jest morderc¹ i zosta³ skazany na Smieræ.
SzukaliSmy go od miesiêcy. To wszystko.
 Muszê mocniej go nacisn¹æ, pomySla³ Mahkawn. Jako wszech-
potê¿ny Bractwa Czarowników, Atherkula by³ równy rang¹ Mah-
kawnowi, chocia¿ nie nale¿a³ do faworytów lorda Tantosa.
 Ale te¿ Tull zosta³ niewinnie skazany. Nie by³ niewolnikiem,
tote¿ jego  zbrodnie nie by³y niczym innym, jak czynami wojowni-
ka dokonanymi w trakcie bitwy.
 W¹tpiê, czy lord Tantos uzna tak¹ wyk³adniê  powiedzia³
Atherkula tonem ostrze¿enia.  Ten Pwi zabi³ purpurowego rycerza.
Tantos bêdzie siê domaga³ odp³aty.
 Wykonam wszystkie rozkazy mego pana  wyszepta³ Mah-
kawn.  Ale tutaj widzê tylko mê¿a, który walczy³ o ¿ycie, co jest
prawem wojownika. JeSli nawet zostanie skazany na Smieræ, musi
mu byæ dana szansa areny.
Atherkula przyjrza³ siê Mahkawnowi z zaciekawieniem.
 Wiêc bêdzie móg³ ubiegaæ siê o wejScie do Rodu Klingi? Nie
s¹dzê! Zg³adzi³ cz³onków mego zakonu!
 I tuzin z mojego bractwa. Mam do niego wiêksze prawo 
Mahkawn podszed³ blisko do starego Atherkuli. By³ potê¿nego wzro-
stu, co w po³¹czeniu z ponurym wyrazem twarzy sprawia³o, ¿e wiêk-
szoSæ mê¿czyzn ba³a siê go. Ale nie Atherkula, neandertalczyk starej
daty.
 Ucywilizujê go  powiedzia³ na koniec Mahkawn.
Atherkula zamkn¹³ oczy. Zimny wiatr zacz¹³ wiaæ w izbie. Po-
dmuch uniós³ koc i rzuci³ go na Scianê. Wiatr niós³ z sob¹ przeszywa-
j¹ce zimno, jakiego do tej pory Mahkawn nie doSwiadczy³. Zrozu-
mia³, ¿e powiew pochodzi z Krainy Kszta³tów.
 Tak  powiedzia³ Atherkula.  Ucywilizuj to stworzenie. Be-
stia siê zgadza. Obaj siê zgadzamy.
Mahkawn wzruszy³ ramionami, odwróci³ siê i poszed³ Scie¿k¹
w dó³. Jego ludzie zaczêli pakowaæ ca³y ¿yciowy dorobek Tulla do
porêcznego worka.
 Dlaczego ja to robiê?, mySla³ Mahkawn.  Tullowi nic z tych
rzeczy ju¿ siê nie przyda. JeSli nawet zostanie rycerzem Klingi, to
jaki bêdzie mia³ z tego po¿ytek? Ale w umySle Mahkawna zaczê³o
siê rodziæ coS na kszta³t poczucia winy:  Kradniesz mu ¿ycie. Mo¿e
masz nadziejê, ¿e pewnego dnia wykradnie je od ciebie z powro-
tem.
111

ull Sni³, ¿e b³yskawica jego duszy pêdzi przez las jak wiatr, prze-
myka nad pokrytymi lodem górami, Slizga siê nad krystaliczny-
mi, b³êkitnymi jeziorami. Za nim gna³a bestia, ciemnoSæ poch³ania-
j¹ca wszelkie Swiat³o.
Wreszcie w górskiej kotlince, w której s³ychaæ by³o tylko stuka-
nie dziêcio³Ã³w, znalaz³ Favê. Klêcza³a na ziemi, ogl¹daj¹c obrazy
z Bashevgo. Zmieni³a siê. Mia³a delikatn¹ skórê driady i ma³e bia³e
lisie zêby. Klêcza³a przy obrazach i patrzy³a na wizerunek Etanai
drêczonego w klatce z koSci. Tyle ¿e nie by³ to rysunek, ale okno do
Swiata, w którym istnia³ Etanai. Tull s³ysza³ jak stary krzyczy z bólu.
Fava dotknê³a obrazu i w³o¿y³a w niego rêkê. Gdy j¹ wyjê³a,
bia³e palce mia³a zbrukane krwi¹.
 Wiesz  powiedzia³a ³agodnym g³osem  mySlê, ¿e Etanai nie
odda³ dobrze ca³ego okrucieñstwa mêczarni w klatce.
Wtedy Tull poczu³ na plecach oddech bestii i ogarnê³a go ciem-
noSæ.
Gdy siê obudzi³, mia³ na g³owie bawe³niany worek. Le¿a³ twa-
rz¹ w dó³ na ulicy. Rêce i nogi mia³ skute za plecami. Wokó³ siebie
s³ysza³ kaszel i szloch. Niektórzy schwytani krzyczeli. Zapach i od-
g³osy podpowiedzia³y mu, ¿e wokó³ niego le¿y wiele cia³.
W powietrzu czu³o siê odór popio³Ã³w przemieszany z ch³odnym
zapachem poranka. W pobli¿u woda uderza³a o brzeg. DomySli³ siê,
¿e jest na nabrze¿u. Przez d³u¿szy czas le¿a³ jak sparali¿owany. Do
g³owy powoli zaczyna³y mu nap³ywaæ mySli o ucieczce. Sprawdzi³
wiêzy, napinaj¹c miêSnie r¹k i nóg. Kajdany brzêknê³y z cicha, ale
nie puSci³y. Rozluxni³ miêSnie i spróbowa³ wyj¹æ rêce z okowów.
Ci¹gn¹³ powoli i niestrudzenie lew¹ d³oñ, a¿ zacz¹³ mu krwawiæ nad-
garstek. U¿y³ krwi jako smaru. Bez skutku. Jego wielkie neandertal-
skie rêce nie chcia³y przeSlizgn¹æ siê przez kajdany.
Le¿a³, chwytaj¹c powietrze. Pot na jego ramionach szybko siê
och³odzi³. Tull zacz¹³ siê przeklinaæ za brak wyobraxni. Zawsze to-
warzyszy³a mu mySl, ¿e prêdzej czy póxniej nast¹pi atak. Chocia¿
handlarze niewolników nie atakowali frontalnie Smilodon Bay od
ponad stulecia, to wszyscy wiedzieli, ¿e szczêScie miasta nie bêdzie
112
trwaæ wiecznie. Ju¿ jako dziecko Tull marzy³ o skomplikowanych
urz¹dzeniach, które przygotuje na wypadek koniecznoSci ucieczki.
A teraz le¿a³ jak wór m¹ki wSród innych mieszkañców miasta i cze-
ka³, a¿ sprzedadz¹ go gdzieS na targu w Bashevgo albo w Denai.
P³onê³a w nim nienawiSæ do handlarzy niewolników. Zastana-
wia³ siê, który z siedmiu lordów napad³ na miasto.
Odwróci³ g³owê, szuka³ drogi ucieczki. Przez bawe³niany wo-
rek niewiele widzia³. Sk³ady p³onê³y. Rozró¿nia³ kszta³ty st³oczo-
nych wokó³ niego jeñców. Niektórzy siedzieli i z przera¿eniem pa- [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl