[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pod pełnym uznania wzrokiem lana znów z całą siłą powróciło przyprawiające o zawrót głowy
podniecenie wywoÅ‚ane inauguracjÄ… towarzyskÄ…· Mary czuÅ‚a siÄ™ przy nim bezpieczna; wiedziaÅ‚a, że nie
wyśmieje jej entuzjazmu. Okręciła się wokoło.
- Prześliczna sukienka, prawda?
_ Powiedziałbym raczej, że prześliczna jest kobieta w tej sukience.
_ Kobieta, która jest w tej sukience, się nie zmieniła - odpowiedziała cierpko Mary. Podniecenie nie
zdołało zniszczyć w niej rozsądnej gospodyni. Wcześniej nikt tego nie zauważył.
_ To dlatego, że nie było mnie przy tobie - odparł lano Wpatrzyła się w niego. - Jesteś ogromnie miły! -
rzekła i naprawdę tak myślała. lan rozumiał, jak niepewnie czuje się w nieznanym otoczeniu i starał się dać
jej wsparcie.
On jednak patrzył na nią, jakby to wyznanie go zaskoczyło. Po chwili jego zwykła cyniczna maska wró-
ciła na miejsce. - Mężczyzni nie lubią, by ich nazywać miłymi. Energiczny, przystojny, błyskotliwy,
atrakcyjny, lecz nie miły.
_ Zapamiętam - odpowiedziała Mary, po czym podeszła do niego i szepnęła: - Nadal jednak będę
myślała, że jesteś miły.
_ Mary poznała już prawie wszystkich - wtrącił się Bubb. - lan, zaprowadz ją na parkiet.
Oczywiście, że nie poznała prawie wszystkich, lecz zrozumiała, o co Bubbowi chodzi. Poznała wszyst-
kich, którzy się liczyli, a jeśli jakaś ważna osoba pojawi się pózniej, Bubb i Nora dopilnują, żeby ją Mary
przedstawić. lan objął ją i poprowadził w tłum gości.
_ Dobrze być z dala od naszych krewnych, nie sądzisz? - wyznała Mary. - Niezwykle rzadko przychodzi
mi do głowy, że wyróżniam się dobrocią bądz innymi przymiotami, lecz w tym towarzystwie my oboje
jesteśmy prawdziwymi świętymi!
Ian milczał tak długo, że poczuła się zakłopotana. - Nie chciałam cię obrazić - powiedziała. - Pewnie
trudno ci żyć tutaj, nie doświadczając od nich żadnego uczucia. Nie powiem o nich już nic złego.
- Uczucia? - odezwał się lano - Zapewniam cię, że jest całkiem możliwe żyć tutaj i nie doświadczać od
nich uczuć. Jestem tylko zaskoczony, że nie łączysz mnie z nim!.
- Ciebie? - Mary się roześmiała. - Dałeś mi pieniądze, pamiętasz? Poradziłeś odejść z Fairchild Manor i
stwierdziłeś, że miałam szczęście, że mnie wyrzucili. Przez resztę życia doceniałam twoją radę.
lan wyglądał, jakby tocZył wewnętrzną walkę, lecz zanim mógł odpowiedzieć przerwał im serdeczny
męski głos.
- lan, staruszku, przyprowadziłeś nam przepiękną pannę FairchiId. Dziękujemy i żegnamy cię!
Spojrzała na śmiejącego się intruza i rozpoznała go. Został jej przedstawiony przy powitaniu gości,
nazywał się wicehrabia Dyne. Był to samotny mężczyzna około czterdziestki, który starał się usilnie wkraść
w jej Å‚aski.
- Znikaj, znikaj. Panna Fairchild chce zataóczyć ze mną - powiedział stanowczo.
- Nie sądzę. - lan wciąż obejmował ją ramieniem. - Jest moją kuzynką i ja mam pierwszeóstwo.
- Pierwszeóstwo? - kolejny męski głos przemówił z tyłu. - Kuzyn w ogóle nie ma praw. Nie masz ich
także ty, Dyne, odejdzcie więc stąd obaj. Panna Fairchild jest już zajęta, uwielbia mnie.
Odwróciła się i zobaczyła hrabiego Aggass, młodszego niż Dyne. Miał naj dłuższy surdut i kamizelkę o
najbardziej ekstrawaganckim hafcie, lecz jego twarz była gęsto naznaczona śladami po ospie i najwyrazniej
chciał to ukryć pod grubą warstwą białego pudru i bogatą kolekcją muszek. Najbardziej irytująca była jego
postawa. Był tak bardzo pewny siebie, że Mary uznała go za zarozumialca.
- Panna Fairchild chce spędzać czas ze mną, a nie z żadnym z was - pan Mouatt podszedł, wygładzając
fałdy koszuli. - To mnie kocha.
- Naprawdę, panowie, nie kocham żadnego z was - Mary odezwała się tonem gospodyni uciszającej
kłótnię między podwładnymi. Twarze mężczyzn wyrażały zdumienie, pokusiła się więc jeszcze o uzupeł-
nienie początkowej przewagi ostrzeżeniem. - Nie lubię kłótni dzieciaków ani strojnisiów, jeśli więc chcecie,
panowie, sprawić mi przyjemność, musicie się zachowywać zgodnie z dobrymi manierami.
Mężczyzni cofnęli się i patrzyli po sobie, a na ustach lana pojawił się ironiczny uśmiech.
Wtem kolejny głos, miękki, rozbawiony i przyjemny, zapytał: - Czy znowu robiliście z siebie głuptasów,
chłopaki? Pan Brindley pokaże wam, jak to powinno wyglądać.
- Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna około pięćdziesiątki podszedł i ukłonił się Mary.
- Panno FairchiId, zachwycam siÄ™ paniÄ… od godziny. Czy zrobi mi pani ten zaszczyt i uhonoruje mnie
pierwszym taócem?
Nie rozpoznała twarzy tego mężczyzny, ani jego nazwiska; prawdopodobnie był jednym z .tych, których
wuj i ciotka uznali za niegodnych prezentacji. Przez to wydał jej się jeszcze bardziej atrakcyjny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl