[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaraz wróci.
Zaczekała, aż córka nie będzie już mogła jej usłyszeć,
i z trudem zapytała:
- Chcesz powiedzieć, że Karsten zniknął już trzy dni
temu, a ty nie alarmowałeś nikogo?
- SÄ…dziÅ‚em, że postanowiÅ‚ wziąć sobie kilka dodat­
kowych dni wolnych, by być dÅ‚użej z tobÄ…, kochana siost­
rzyczko.
- Nie widziałam go od wyjazdu.
- No cóż, przykro mi to mówić, ale pewnie jest u któ­
rejś ze swoich dziwek. Nie jest żadną tajemnicą, że ma ich
dość. Na pewno wkrótce się pojawi.
179
Edwin nie powinien wyrażać siÄ™ przy niej tak ordynar­
nie, powinien okazać jej wiÄ™cej szacunku. Konstanse mu­
siała usiąść, i odetchnąć głęboko kilka razy, żeby wziąć się
w garść. Przecież taką właśnie miała nadzieję, że Karsten
zniknie. %7łe pozbędzie się go na dobre.
- yle się czujesz, Konstanse? Przynieść ci szklankę
wody?
Pokręciła głową.
- To tylko upał. Zaraz minie.
Usiadł koło niej.
- Powietrze rzeczywiście jest duszne. Na żaglach nie
zdoÅ‚aÅ‚bym dziÅ› przypÅ‚ynąć do Kragerø.
Konstanse usiłowała myśleć jasno.
- Czy on miał pieniądze? - spytała wreszcie.
- PieniÄ…dze?
- Kiedy tu był, uskarżał się na brak pieniędzy. Bał
się, że kupiłam nowe ubrania Hannie Gerlinde albo sobie.
CaÅ‚y czas powtarzaÅ‚, że nie możemy trwonić pieniÄ™­
dzy. A jeśli jest z którąś z tych... - Zebrała się w sobie.
- ... z którąś z tych rozwiązłych kobiet, to potrzebuje
pieniędzy.
- Sądzę, że je ma.
W uszach jej zaszumiało. Czyżby Edwin coś wiedział?
Karsten nie był chyba na tyle głupi i nie pokazał mu listu?
- Przypadkiem rozmawiaÅ‚em z wÅ‚aÅ›cicielem lombar­
du. MówiÅ‚ mi, że Karsten przyniósÅ‚ zÅ‚ote spinki do man­
kietów, zegarek i trochę sreber.
Konstanse zadrżała. Tego zrozumieć nie mogła. Co
Karsten zrobił? Czy skontaktował się z Victorem, czy...
- Mamo! - przerwał jej płacz Hanny Gerlinde, która
pokłuła się kolcami i potrzebowała pociechy. Konstanse
wzięła dziecko na ręce i poszła w stronę domu. Przynęta
została zarzucona, nie pozostawało nic innego, jak tylko
czekać.
Emily siedziała przed toaletką. Otworzyła szkatułkę
z biżuterią i w roztargnieniu oglądała jej zawartość. Nie
180
miaÅ‚a ochoty myÅ›leć. Wzięła do rÄ™ki broszkÄ™, którÄ… do­
stała od babki, tę, która tak bardzo podobała się matce.
Uniosła ją pod światło i przyglądała się białej róży, ostro
kontrastującej z czarnym tłem.
Wydawało jej się, że słyszy głos babki:  Powinnam
była ją jej dać, ale byłam surową teściową". Staruszka nie
miała wtedy pojęcia, że Agnes żyje i nie jest za pózno, by
ofiarować jej prezent, prosząc o wybaczenie tego, że tak
zle przyjęła synową.
Emily pogładziła się po krzyżu, w którym utkwił tępy
ból. Odłożyła broszkę i wzięła w ręce bransoletkę, którą
dostaÅ‚a w prezencie po nocy poÅ›lubnej. Koniuszkami pal­
ców pogładziła muszle ze złota. Gerhard powiedział, że
drobne kształty są symbolem jej ocalenia z katastrofy
morskiej. Do oczu zaczęły jej się cisnąć łzy, oślepiły ją.
Wtedy nie było między nimi niezgody.
Odchyliła się i zamknęła oczy. To nieprawda. Zawsze
byÅ‚a miÄ™dzy nimi niezgoda. Niezgoda, i zarazem gwaÅ‚­
towna namiętność. Zawsze ze sobą walczyli, zawsze mieli
różną naturę. Wyniosła duma Gerharda irytowała ją od
pierwszego dnia. Mimo to powoli, lecz nieuchronnie za­
kochała się w nim, przyciągana z siłą, z którą nie umiała
walczyć. Ostrzegali ją i Aksel, i Erling. Obaj twierdzili, że
Gerhard Lindemann będzie nią rządził, i że to człowiek
wyrachowany.
Aksel oskarżał go o bezwzględne kierowanie kopalnią,
o niezważanie na dobro pracowników, nazwał go nawet
mordercą. Poza tym mniej lub bardziej otwarcie zarzucił
mu kradzież trzech listów, które do niej napisał. Erling
twierdził, że Gerhard ożenił się z nią, by mieć kontrolę
nad lodowniÄ… i nad Egerhøi. Rebekka powtarzaÅ‚a to samo,
gdy opowiadaÅ‚a jej o Dinie:  Może Gerhard istotnie po­
stanowiÅ‚ siÄ™ z tobÄ… ożenić, lecz wÄ…tpiÄ™, by zamierzaÅ‚ ze­
rwać z Diną. Poślubi cię ze względu na twój spadek,
w głębi duszy zdajesz sobie chyba z tego sprawę? Gerhard
ożeni się dla pieniędzy, z żadnego innego powodu".
Te straszne słowa wryły się jej w pamięć, chociaż nie
uwierzyła w nie. Gerhard miał dość własnych środków,
181
nie potrzebował jej pieniędzy. Jedyne znaczenie mogła
mieć lodownia. Nie mógł znieść, że odziedziczyła połowę
tego, co uważał za dzieło swego życia.
Rebekka z niej drwiła.  To normalne. Typowe dla
wielu mężczyzn. Znajdują kobietę, której pożądają i być
może kochają. A następnie żenią się z inną, taką, z którą
siÄ™ mogÄ… pokazać, dziÄ™ki której spodziewajÄ… siÄ™ powiÄ™k­
szyć rodzinny majątek".
Wiedziała, że się mylili. Wciąż równie mocno kochała
Gerharda. On jednak czasami traktował ją jak niemądre
dziecko, co ogromnie ją złościło. Poza tym zbyt dużą wagę
przywiązywał do bogactwa i uznania. Za bardzo też chciał
wszystko kontrolować i o wszystkim decydować.
Zamknęła szkatułkę. Oczekiwała teraz jego dziecka.
Byli ze sobą związani na całe życie i ta walka między nimi
musiała trwać. Ona nie umiała być posłuszną, pokorną
żoną, pięknym kwiatem rosnącym w cieniu męża.
GdzieÅ› rozlegÅ‚o siÄ™ woÅ‚anie, Emily drgnęła przestra­
szona. Nagle otworzyły się drzwi, a do środka wsunęła
głowę stara Gerda.
- Przepraszam panią, zapomniałam zapukać. Ja...
Emily wstała i zobaczyła, że w korytarzu stoi Anne,
szaroblada na twarzy.
- Na miłość boską, Anne, co się stało? Gzy poród się
rozpoczÄ…Å‚?
- Boję się, że ona umiera, pani Lindemann!
- Jest przy niej akuszerka?
- Tak, i akuszerka, i Signe. Pobiegłam do hotelu, Iver
mnie tu przywiózł łodzią - mówiła zdyszana. - Strasznie
długo to trwało. Zupełnie nie ma wiatru, więc nie można
było użyć żagla.
- Już tam jadę. Czy ktoś próbował wezwać doktora?
- Tak, poszłam najpierw do niego.
- I co?
- Odmówił przyjścia.
- Odmówił?
Emily wÅ‚ożyÅ‚a buty i kapelusz dla ochrony przed ost­
rym słońcem. Bardzo zle znosiła upał.
182
- Powiedział, że są urodziny pani i mają wielu gości.
Nie pozwolono mi z nim rozmawiać. PrzekazaÅ‚ mi wiado­
mość przez służącą.
Emily poczuła, że wzbiera w niej gwałtowny gniew.
Anne załamała ręce.
- Co zrobimy?
- A co z innymi lekarzami? - Emily przypomniała sobie
miłego starego doktora, który swego czasu był przy niej.
- Pojechał z wizytą do chorego - odparła Anne. - Tak
się złożyło.
- Jadę z wami - oświadczyła Gerda zdecydowanie.
- Ponieważ pani sama spodziewa się dziecka i...
Anne zrobiła wielkie oczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl