[ Pobierz całość w formacie PDF ]

DOKTÓR: Już siÄ™ ma znacznie lepiej.
JEDEN Z OBECNYCH: To pewna, że to nie przyspiesza śmierci; całkiem prze-
ciwnie.
DAMA: W istocie, z chwilą gdy się pojawi niebezpieczeństwo, każdy powinien
by uczynić zadość tym obowiązkom. Chorzy nie zdają sobie widocznie sprawy, jak
baróo ciężkim, a jednak nieoóownym jest dla otoczenia namawiać ich do tego!
DOKTÓR: Wracam od pewnego chorego, który mi rzekÅ‚ przed dwoma dniami:
 Doktorze, jak mnie znajdujesz? .
 Hm, panie drogi, gorączka silna, nawroty częste&
 Czy myślisz, że grozi niebawem taki nawrót?
 Nie, obawiam się go dopiero wieczór.
 Skoro tak, muszę dać znać pewnej osobie, z którą mam załatwić drobną sprawę
osobistą. Pragnę ukończyć ją, póki jeszcze mam swobodną głowę& Wyspowiadał
się, przyjął sakramenty. Przychoóę wieczorem, gorączki ani śladu. Wczoraj miał się
znacznie lepiej, óiś jest na nogach. Wiele razy w ciągu mej praktyki widywałem taki
skutek świętych sakramentów.
CHORY o s u ego: PrzynieÅ› mi kurczÄ™.
KUBUZ: Podają; chce krajać, ale nie ma siły, rozskubują mu skrzydełko na drob-
ne kawałeczki; woła o chleb, chwyta łapczywie, robi wysiłki, aby zżuć kąsek, którego
nie jest w stanie przełknąć i zwraca go w serwetę; żąda czystego wina, macza w nim
usta i mówi:  Czuję się znacznie lepiej & Tak, ale w pół goóiny potem już nie żył.
PAN: Wszelako ta dama dobrze się brała do rzeczy& A twoje amory?
KUBUZ: A warunek, na który się pan zgoóił?
PAN: Rozumiem& Sieóisz tedy w zamku Desglands'a jak u pana Boga za pie-
cem; stara Joanna nakazała młodej Dyzi, aby cię odwieóała cztery razy na óień
de is dide ot KubuÅ› fatalista i jego pan 104
i pielęgnowała najtroskliwiej. Ale zanim posuniemy się naprzód, powieó mi, czy
panna Dioniza posiadała jeszcze swój klejnot panieński?
KUBUZ a as ln s si : Tak sąóę.
PAN: A ty?
KUBUZ: Ech, mój, to już sporo czasu, jak wędrował po świecie.
PAN: Więc to nie była twoja pierwsza miłość?
KUBUZ: Dlaczego?
PAN: Bo powiadają, iż kocha się tę, której się go oddało, a jest się kochanym
przez tę, której się go wezmie.
KUBUZ: Czasami tak, czasami nie.
PAN: A jak go straciłeś?
KUBUZ: Wcale nie straciłem; przeszachrowałem po prostu.
PAN: Opowieó mi coś o tej szacherce.
KUBUZ: To bęóie pierwszy rozóiał Ewangelii św. Aukasza, litania samych ge
nuit bez końca, począwszy od pierwszej aż do Dyzi na ostatku.
PAN: Która myślała, że jest pierwszą, a nie była.
KUBUZ: A przed Dyzią dwie sąsiadki moich roóiców.
PAN: Które mniemały, że są pierwsze, a nie były?
KUBUZ: Nie.
PAN: Chybić takiego ptaszka we dwie strzelby, to diabelne pudło.
KUBUZ: Ot, panie, zgaduję, po kąciku pańskiej prawej wargi, który się podnosi,
i lewej óiurce od nosa, która się kurczy, iż lepiej bęóie, gdy spełnię rzecz z dobrej
woli, niż żebym się miał dać prosić; tym baróiej, że czuję silniejszy ból gardła i starczy
mi tchu ledwie na jednÄ… albo dwie powiastki.
PAN: Gdyby Kubuś chciał mi sprawić wielką przyjemność&
KUBUZ: Jakżeby się wziął do rzeczy?
PAN: Rozpocząłby od utraty swego klejnotu. Mam ci powieóieć prawdę? Zawsze
byłem łasy na opowieści o tym wielkim wydarzeniu.
KUBUZ: A dlaczego, jeśli łaska?
PAN: Dlatego, że ze wszystkich tego roóaju przygód ta jedynie jest interesują-
ca; inne są jeno bezbarwnym i pospolitym powtórzeniem. Ze wszystkich grzeszków
ładnej penitentki, jestem pewien, że spowiednik tego jednego słucha z pełną uwagą.
KUBUZ: Panie, panie, wióę, że pan jest porządnie zepsuty i że przy skonaniu
diabeł mógłby się snadnie panu ukazać pod tą postacią co Ferragusowiu t .
PAN: Możliwe. Ale co do ciebie, założyłbym się, że patent na mężczyznę za-
wóięczasz jakiejś starej ladacznicy z waszej wioski.
KUBUZ: Niech się pan nie zakłada, bo pan przegra.
PAN: Zatem gospodyni księóa proboszcza?
KUBUZ: Niech się pan nie zakłada, bo pan znów przegra.
PAN: Zatem jego siostrzenica& ?
KUBUZ: Jego siostrzenica aż dławiła się od złości i nabożeństwa; dwie cnoty,
które baróo dobrze czują się w swoim sąsieótwie, ale w których sąsieótwie ja czuję
siÄ™ fatalnie.
PAN: No, teraz myślę, że już zgadnę&
KUBUZ: Ja wcale nie myślę.
PAN: W pewien óień jarmarczny lub targowy&
KUBUZ: Ani jarmarczny, ani targowy.
u t e agus  Ferragus nie z lan a s alonego, ale z wspomnianego naśladownictwa Fort-Guerry.
de is dide ot KubuÅ› fatalista i jego pan 105
PAN: Poszedłeś do miasta.
KUBUZ: Nie poszedłem wcale do miasta.
PAN: I było napisane w górze, że spotkasz w jakimś szynczku uczynną istotę;
zaprószywszy sobie nieco głowę&
KUBUZ: Nie wypiłem ani kropli; było natomiast napisane w górze, iż w goóinie,
którą mamy obecnie, bęóie się pan wysilał na błędne przypuszczenia i popadnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl