[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mną czasem wytrzymać. Nie musisz mnie zawsze ra-
tować z opresji.
 Tak jak wczoraj? Anna kontra wielka furgonetka.
 Raczej Anna przeciwko samej sobie. O ileż
łatwiej było stawić czoło temu kierowcy niż lekarzowi,
który mnie wyrzucił.
 A może ja lubię przychodzić ci z pomocą?
Nie odpowiedziała, gdyż przyszło jej do głowy
tylko to, że tacy mężczyzni jakMitch nie interesują się
takimi kobietami jak ona.
Jaki to ogromny dom, stwierdziła Anna, przynaj-
mniej dwa razy większy niż jej własny. Spodobał jej się
 mimo wielkości był przytulny. Na dole był jeden
duży pokój z wielkim kamiennym kominkiem. Cieka-
we, czy Mitch sam go zbudował? Pewnie tak.
Na przykrytym obrusem stole stało kilka drew-
nianych misek. Każda była inna, każda stanowiła małe
dzieło sztuki. Zapragnęła dotknąć ich gładkich kształ-
tów. Tyle w nich było Mitcha...
Potem Anna weszła do praktycznej, czystej kuchni.
Najbardziej przypadło jej do gustu wykuszowe okno
wychodzące na posiadłość. Wyobraziła sobie siebie
w tym miejscu w deszczowy dzień, jak siedzi pod
wełnianym kocem i z książką w dłoni. Szybko wy-
rzuciła z pamięci tę przyjemną wizję, a jej uwaga
skupiła się na wejściu na piętro, gdzie pewnie znajduje
się sypialnia Mitcha.
Zastanawiała się, ile kobiet ją odwiedziło. Może
wnosił je na rękach w szale namiętności? W przeci-
wieństwie do nich, ją brał na ręce, bo musiał. Od-
NAGRODA DLA WYTRWAAYCH 117
wróciła się od schodów, nie chcąc o tym myśleć.
Popatrzyła na ściany, usiłując wyobrazić sobie siebie
w domu i życiu Mitcha. To raczej niemożliwe, choć
bardzo tego pragnęła.
 Przyniosłem wózek  oznajmił Mitch, stawiając
go przy kanapie i tym samym przerywając melan-
cholijny nastrój Anny.  A ten twój pies jest cały mokry
 dodał, idąc szybko w stronę drzwi.  Wskoczył do
stawu.
Gdy Anna przeniosła się na wózek, Ralphie zdążył
w tym czasie zalać pół holu, ochlapując przy tym
gospodarza.
 Przykro mi  powiedziała roześmiana.
 Już ci wierzę  odparł Mitch, usiłując dopaść
mokrą bestię, która wyśliznęła się z jego rąk, zmierza-
jąc do Anny, by się z nią przywitać.
 Nie!  zapiszczała Anna, lecz było już za pózno.
 Zabierz go ode mnie!  zawołała błagalnym tonem,
próbując odsunąć uszczęśliwionego psa od swych
kolan.
Mitch chwycił go za łeb ze śmiechem.
 Nie ma mowy. To ty go tutaj zabrałaś, więc sobie
teraz radz, a ja tymczasem idę popływać.
Anna spojrzała na niego spode łba.
 Zostawisz mnie samą z tą dziką bestią?
 Z Ralphiem nigdy nie będziesz sama, ale jeśli
rzeczywiście chcesz, żebym cię uratował... Co wybie-
rasz: w kostiumie czy nago?  zapytał z czarującym
uśmiechem.
 To drugie  odparła.
 Naprawdę?  wydukał zaskoczony.
 Myślałam, że chodzi o ciebie  roześmiała się.
118 DIANNE DRAKE
 Jestem pielęgniarką, Mitch, nie musisz się mnie
wstydzić.
 W dniu, w którym przepłyniesz cały basen, wyką-
pię się na golasa, ale ani chwili wcześniej.
 No dobrze, to jakmam to zrobić?  spytała Anna,
zaciskając zęby.
 Powoli. Przysuń się, a gdy już będziesz wskaki-
wała do wody, pochyl.  Mitch odsunął się od brzegu
basenu, by pozostawić jej wystarczająco dużo miejsca,
ale na tyle blisko, by móc jej w każdej chwili pomóc.
 Możesz też po prostu się zgiąć i wpaść do wody
głową.
 Jasne, i utopić się. Już wolę to pierwsze rozwią-
zanie.  Przysunęła się do krawędzi, jej nogi dotknę-
ły wody. Podwinęła nieco pareo, lecz i tak zasłania-
ło jej ciało od talii po kostki.  Nie musisz na mnie
czekać  dodała, gniotąc nerwowo materiał.  Posie-
dzę tu trochę i oswoję się z wodą.
 A może się zanurzysz, kiedy będę pływał?  za-
pytał.  Od razu przyzwyczaisz całe ciało, a nie tylko
palce u nóg.
Basen nie był głęboki, a jedynie długi. Anna mogła
bez obaw do niego wejść. Jednakgdy Mitch wyciągnął
do niej rękę, szarpnęła się w tył.
 Nie mogę  rzekła błagalnym głosem, owijając
pareo wokół kolan.  Nie dam rady pływać bez pomocy
nóg.
 Słuchaj, dopóki nie zaczniesz ich ćwiczyć, to
rzeczywiście na niewiele się przydadzą.
Anna była bardzo spięta i zdenerwowana. Pewnie
się boi, pomyślał Mitch, a poza tym wstydzi. Dotąd nie
NAGRODA DLA WYTRWAAYCH 119
widział jej blizn, zresztą zupełnie nie robiły na nim
wrażenia. Z drugiej strony odrobina próżności u Anny
stanowiła pozytywny sygnał. Oznacza to, że zależy jej
na sobie.
Mitch postanowił pokusić się o ryzykowny krok.
Podpłynął do Anny i ściągnął z niej pareo, które od-
rzucił na tyle daleko, by nie mogła go dosięgnąć.
 Wyglądają nie najgorzej  zauważył.  Aadnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl