[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oczy tylko cały ogień skupiły w sobie, ciemnymi obwiedzione tonami; zdawały się dogorywać, jak gasnąca pochodnia, co
chwyta ostatki płomienia, aby się sama pożarła.
Leżąc tak zadumana, spojrzała obojętnie na wchodzącą Grzybowskę i nie podniosła się nawet. Usta jej skrzywiły się jakimś
pół uśmiechem szyderskim, głową tylko skinęła powoli, a potem rączką białą, po której sine żyłki jak siatka się krzyżowały,
wskazała okok stojące krzesło.
Grzybowska stanęła naprzeciw niej.
 Ktoby powiedział, że najnieszczęśliwsza w świecie kobieta, a to pieszczone dziecko, popsute...
 I takie szczęśliwe  szepnęła ironicznie Natalia  o, zapewne. Kapryśne dziecko! chce mu się szybki z okna, kafli z
pieca, gwiazdki z nieba, nieprawdaż? Tak wy mówicie wszyscy, a gdy komu trzech powie, że pijany, niema co robić, powinien
iść spać. Tak i ja. Wszyscy mi mówicie, żem być powinna szczęśliwą, więc powinnam śmiać się.
Mówiąc to, otworzyła usta, pokazała ząbki białe, do uśmiechu nastroiła twarz i ziewnęła. Ręce się podniosły ku górze i
bezwładne opadły na kolana. Jednę z nich sparła na poręczy, na niej złożyła głowę i zadumała się, jakby nikogo nie było.
Grzybowska popatrzywszy na nią, usiadła. Zwróciła ku niej główkę po chwili.
 No cóż? przysięgnę, że mi przychodzicie zwiastować przybycie mojego męża. Cha! cha! starego wczoraj widziałam na
hecy. Patrzał na mnie osowiałemi oczyma, potem mu ktoś podał szkło, które z rąk wypadło, tak się mnie jak widma nastraszył...
ale i ja uciekłam. Poznałam go. Teraz ja niewolnica zawsze podwójnie zamykać się muszę; broń Boże, mię wyszpieguje, a nuż
się tu dostanie...
 Czegoż się masz bać?
 Hałasu, wrzawy, krzyku  odparła Natalia. Król i tak cienia swojego się boi. Ta Grabowska nieszczęsna zagryza go
podejrzeniami, zamęcza wymówkami. Król i tak znużony, nie wiele potrzeba, by mnie porzucił, a ja go kocham, ja go kocham!
Ruszyła ramionami Grzybowska.
 Wszak tu nikogo nie ma  odezwała się  prawda? Matka pewnie, więcej nikogo. Więc powiem otwarcie: komedyi nie
graj ze mną. Król stary, nudny, znudzony, co ty mi mówisz, moja szambelanowo, że go kochasz!
Natałka porwała się na pół z siedzenia i padła na nie znowu, ręce łamiąc.
 Tacyście wy wszyscy!  krzyknęła z gniewem  nikt z was wierzyć nie chce, ale ja go kocham, choć stary, kocham go,
bo jest biedny, kocham, bo nie wiem, czemu go kocham! Schnę, męczę się, umieram, marzę o stepie, płaczę, radabym zerwać
się z łańcucha, a serce mnie tu trzyma. Wyście tacy wszyscy  poczęła gwałtowniej  żadna go nie kochała, sprzedawały mu
się wszystkie, ale mnie nie ma świat, za coby kto kupił. Ja nie potrzebuję nic tylko kochania, choćby o chlebie i wodzie, o
głodzie i o łzach... ja jestem boże stworzenie, a was ulepili ludzie; wy mnie nie znacie!
 Dosyć, dosyć tych narzekań  odezwała się stara panna, urażona nieco. Nie przyszłam tu słuchać lamentów, bo jest
mówić o czem innem. Szambelan w furyi...
Natałka nie odpowiadała, patrząc w okno.
 Szambelan się odgraża!  powtórzyła Grzybowska.
 Czegoż chce?  spytała zwolna Ukrainka.
 Czego chce? sam pono nie wie; chce rozwodu, chce krzyża...  zaczęła się śmiać  ten mu się należy.
 Niech zrobi co chce, niech mu dadzą, co zapragnie, co mi tam!
 Ale właśnie byłoby nieroztropnie, moja szambelanowo, dopuścić rozwód i zerwać ten węzeł.
 Dlaczego?
 Dla przyszłości; król nie jest nieśmiertelny...
Wyprostowała się Natałka.
 A jaż?  spytała. Umrze on, umrę ja, może prędzej od niego. Jak się to życie skończy, innego nie chcę... pójdę tam, nad
Dniepr i skoczę w wodę.
Stara panna z widoczną niecierpliwością słuchała wyeksaltowanej mowy pięknej pani; nie mogła jej zrozumieć ani w nią
uwierzyć; ramiona się jej podnosiły, zżymała się, otwierała usta i krzywiła je.
 Jakże tu rozsądnie mówić z wami?  poczęła westchnąwszy  jak się tu dogadać? niema sposobu! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl