[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niego i spyta o to, co usłyszała od generała.
Była pierwsza w nocy, kiedy wreszcie Van pożegnał ostatnią osobę.
Anny poczekała kwadrans i ruszyła do pokoju, który niegdyś należał do
contessy. Uznała, że tam właśnie znajduje się sypialnia Vana. Miała na
sobie krótką koszulkę i aksamitny szlafrok, który kupiła w Nicei. Wcześniej
zmyła makijaż i rozpuściła włosy.
Z bijącym głośno sercem szła korytarzem, który przemierzała w
przeszłości tak wiele razy. Zapukała do pokoju, a kiedy nikt nie otworzył,
przekręciła klamkę i weszła do środka. Zapaliła światło i zobaczyła, że
rzeczywiście sypialnia należy do Vana. Na nocnym stoliku stała fotografia
Kate z rodziną, a na półce dostrzegła zbiór książek ulubionego autora Vana.
Gdzie jednak podział się ich właściciel?
RS
106
Odnalazła go siedzącego obok pływalni. Choć noc była bezwietrzna,
lustro wody nie było tak nieruchome, jak w ciągu dnia. Najwyrazniej Van
przed chwilą skończył pływać. Podobnie jak ona był ubrany w szlafrok.
Nie wstał na jej widok, ale pozostał rozciągnięty wygodnie w fotelu.
Woda odbijała się w jego oczach, a skóra wyglądała jeszcze ciemniej niż za
dnia. Obok niego stała butelka szampana i na pół opróżniony kieliszek.
Zastanawiała się, czy nie wypił zbyt wiele. Widywała go już wściekłego, ale
nigdy nie stracił w jej obecności panowania nad sobą. Dziś wyglądał dziko i
niebezpiecznie. Przypomniała sobie słowa, które przed laty wypowiedziała
o Vanie Julie:  Gdyby ktoś wyprowadził go z równowagi, Van mógłby
zachować się w bardzo niecywilizowany sposób".
- Co tu robisz? - spytał szorstko. - Podobno jesteś bardzo zmęczona.
- Sądziłam, że przyjdziesz do mojego pokoju. Powiedziałeś, że masz taki
zamiar.
- Zmieniłem go. Wracaj do łóżka, nie będę ci przeszkadzał.
- Odkąd się rozstaliśmy, nie przespałam dobrze ani jednej nocy, Van.
Kiedy ci powiedziałam, że jestem zmęczona, nie miałam na myśli
zmęczenia fizycznego. Męczy mnie życie w kłamstwie. - Zrobiła przerwę,
aby głęboko nabrać powietrza w płuca. - Mam dosyć udawania przed samą
sobą, że mogę bez ciebie żyć. Nie mogę. Nigdy nie będę mogła. Jeśli mnie
zechcesz... chcę do ciebie wrócić.
Miał tak zaciśnięte szczęki, że rysujące się na nich mięśnie wyglądały jak
twarde węzły.
- Dlaczego chcesz do mnie wrócić?
- Bo cię kocham. Jesteś częścią mnie. Zgodnie z tym, co powiedział mi
generał Foster, ja jestem częścią ciebie. Twierdzi, że masz mój portret i
powiedziałeś mu kiedyś, że jestem kobietą, którą chciałbyś poślubić. Czy
dobrze go zrozumiałam?
Van zerwał się na równe nogi i w kilka sekund znalazł się obok niej.
Złapał ją za ramiona żelaznym chwytem i spojrzał z góry na jej twarz.
- Mógłbym ci teraz skręcić kark! Zrobiłbym to z prawdziwą
przyjemnością. Zdajesz sobie sprawę, ile lat szczęścia straciliśmy przez
ciebie? Skoro wiedziałaś, że popełniłaś błąd, dlaczego, na Boga, nie
wróciłaś do mnie wcześniej? Dlaczego musiałem ściągnąć cię tu siłą?
Sądziłaś, że moje uczucie do ciebie wyparuje tylko dlatego, że nie było cię
obok mnie?
Anny widziała, że Van jest o krok od wybuchu, dlatego nie odezwała się
słowem.
RS
107
- Okłamałem cię dziś. Nie miałem od rozstania z tobą żadnej kobiety.
Pięć lat celibatu dla mężczyzny to bardzo długo. Cóż jednak miałem zrobić,
skoro kobieta, którą pokochałem, wybrała karierę?
Dłużej nie mógł się już powstrzymywać. Chwycił Anny i z dzikim
wyrazem twarzy wrzucił ją do basenu. Wypłynęła po chwili na
powierzchnię, kierując pod jego adresem dosadne słowa.
Van nie pozostał jej dłużny. Krzyczeli tak na siebie przez chwilę, po
czym, zupełnie nagle, Van zaczął się śmiać na cały głos. Zrzucił z siebie
szlafrok i wskoczył za nią do wody. Podpłynął do niej i ujął za rękę.
- Teraz przynajmniej wyglądasz jak moja syrena - powiedział,
przyciągając ją do siebie.
Pocałował ją delikatnie, a Anny przyjęła jego pocałunek z całkowitym
oddaniem. Po chwili wyszli na brzeg i stanęli, przyglądając się sobie w
milczeniu.
- Nie będziesz tego potrzebować - powiedział, zrywając z Anny
oblepiającą jej mokre ciało koszulę. - Mam zamiar nadrobić teraz te
wszystkie samotne noce, kiedy tak bardzo cię pragnąłem, a ty byłaś daleko
stąd.
Znacznie pózniej wzięli razem gorący prysznic. Kiedy wycierali się do
sucha, Van przeprosił ją za swoje wcześniejsze zachowanie.
- Nie miałem zamiaru sprawić ci przykrości. Byłaś jednak tak pewna
siebie, że zupełnie wyprowadziło pnie to z równowagi.
- Nie szkodzi. Wszystko, co powiedziałeś, jest prawdą. Pragnęłam cię...
tak samo, jak pragnę teraz.
Nie mieli ochoty wracać do domu. Noc była tak piękna, spokojna i
przesycona zapachem kwiatów, że rozłożyli na tarasie grube kąpielowe
ręczniki i położyli się spać pod gołym niebem.
Anny zasnęła w objęciach Vana, wsłuchując się w bijące zgodnym
rytmem serca.
Kiedy się obudziła, stwierdziła, że jest owinięta kilkoma puchatymi
ręcznikami, jakie spotyka się tylko w luksusowych hotelach.
Sądząc po słońcu, było jeszcze bardzo wcześnie. Tafla wody lśniła jak
lustro, a wokół panowała cisza tak przejmująca, że aż bolały od niej uszy.
Nie słychać było nawet śpiewu ptaków.
Przez chwilę leżała, wsłuchując się w tę ciszę. Przypomniała sobie słowa
pewnego muzyka, z którym przeprowadzała niegdyś wywiad. Powiedział jej
wtedy, że hałas jest wrogiem myśli.
Dopiero teraz zrozumiała, jak wielkim luksusem stała się cisza w tak
zwanym wielkim świecie, z którego przyjechała. Jako dziecko była do niej
RS
108
nawykła. Jako kobieta, całkiem ją utraciła. Ale nie Van. On mógł cieszyć się
ciszą każdego dnia.
Van. Jego wspomnienie przywróciło jej pamięć minionej nocy.
Wiedziała, że to nie był jedynie wspaniały sen. Tylko gdzie podział się
człowiek, który był częścią tej nowej, cudownej rzeczywistości? Dlaczego
zostawił ją tu samą?
Usiadła i dopiero teraz zobaczyła stojące obok kosze. Mnóstwo koszy,
pełnych przepysznych pachnących róż. Mogły pochodzić tylko z targu w
Nicei. Zastanawiała się, czy pojechał po nie sam, czy też poprosił o to kogoś
ze służby? Jeśli tak, to musiał wywołać tym gestem niekłamane zdziwienie.
Takie prezenty robiło się kobietom na początku wieku, a nie u jego schyłku.
Anny wyplątała się ze spowijających ją ręczników. Owinęła się jednym z
nich jak sarongiem. Kiedy wstała, ujrzała, że za różami leżą inne kwiaty.
Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że rozrzucone po tarasie gozdziki
tworzą wielką strzałkę, prowadzącą do ogrodu.
Jej ubranie i buty gdzieś zniknęły, ale na brzegu tarasu czekała na nią
para pokładowych butów. Włożyła je i z niecierpliwością ruszyła w
kierunku wskazanym przez strzałkę. Kiedy doszła do belwederu, zatrzymała
się, aby popatrzeć na zatokę. Wczoraj była pusta. Dziś ujrzała w dole zarys
niewielkiej łodzi, na widok której serce zaczęło jej żywiej bić. Skąd wzięło
się tu ,  Morskie marzenie"?
Resztę drogi przebyła biegiem. Kiedy dotarła na plażę, poczuła kuszący
zapach smażonej szynki, dochodzący z pokładowej kuchni.
- Ahoj,  Morskie marzenie"! - krzyknęła.
Van pojawił się na pokładzie niemal natychmiast.
- Dzień dobry. Mogę wejść na pokład? - spytała.
- Jeżeli nie zapomniałaś jeszcze, jak się pływa.
Roześmiała się i rozłożyła ramiona, pozwalając, aby opasujący ją ręcznik
opadł swobodnie na ziemię. Zrzuciła espadryle i weszła do zimnej wody. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl