[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nam się walił, ale zostaliśmy uratowani. Nie rozumiałem wtedy
dużo, dopiero wiele lat pózniej doszÅ‚o do mnie, że to ty nas wte­
dy uratowałaś.
- Ja,., nic takiego nie zrobiłam...
- Och, Mali - uÅ›cisnÄ…Å‚ siostrÄ™ Bjarne. - Nawet najsilniej­
si mają prawo do chwili słabości.
Mali poczuÅ‚a, że do oczu napÅ‚ywajÄ… jej Å‚zy. Przez mo­
ment poczuÅ‚a potrzebÄ™, by siÄ™ poddać, przytulić siÄ™ do bra­
ta i uwolnić tłumiony płacz. Wyprostowała się jednak
i uścisnęła bratu dłoń.
- Nie myÅ›l wiÄ™cej o tym, Bjarne - powiedziaÅ‚a ze spoko­
jem. - Poradziłam sobie.
- Dopiero po czasie czÅ‚owiek dostrzega i zaczyna rozu­
mieć pewne fakty - odparł brat.
Mali obudziÅ‚a siÄ™ w nocy. Cicho podeszÅ‚a do okna i popa­
trzyÅ‚a na majowÄ… noc. PrzeÅ›lizgnęła siÄ™ wzrokiem po wszyst­
kich znajomych miejscach, po zagonie truskawek, maleÅ„­
kiej plamce wysoko przy poletku zbożowym, gdzie fiołki
zawsze zakwitały wcześniej niż gdzie indziej. Na wąską
ścieżkę prowadzącą do jeziorka, gdzie kąpali się w cieple dni
lata. Siedziała tak, podpierając rękami głowę, i czuła, że ca-
135
lejej dzieciństwo jakby zniknęło. Jakby pewien ważny etap
zamknÄ…Å‚ siÄ™ wraz z odejÅ›ciem ojca, mimo że zawsze byÅ‚ ta­
ki milczący. Zawsze łączyła ją głęboka więz z ojcem. Chyba
wÅ‚aÅ›nie dlatego zgodziÅ‚a siÄ™ wyjść za mąż za Johana. Chcia­
ła oszczędzić ojcu upokorzenia utraty domostwa i życia
na zasiłku. Ojciec by tego nie przeżył, pomyślała i wytarła
dłonią oczy. Zbyt silne miał w sobie poczucie obowiązku
i kochał najbliższych ponad wszystko. 1 tak się stało, że to
ona przejęła ten ciężar. Ojciec się tego domyślił.
Gwałtownie podniosła się z miejsca, wsunęła trzewiki,
otuliÅ‚a siÄ™ szalem i wymknęła siÄ™ na zewnÄ…trz. Zatrzeszcza­
Å‚y drzwi do piwnicy na kartofle. Przez chwilÄ™ staÅ‚a bez ru­
chu, nasÅ‚uchujÄ…c, czy ktoÅ› za niÄ… nie idzie. Ale usÅ‚yszaÅ‚a je­
dynie lekki podmuch nocnego wiatru.
Trumna staÅ‚a na dwóch podpórkach w zimnej, przesiÄ…k­
niętej wilgocią piwnicy. Mali podeszła bliżej i położyła dłoń
na drewnianym wieku.
- Odpoczywaj w spokoju, tato - odezwała się cicho. - To
ty jednoczyłeś catą naszą rodzinę, zawsze załatwiałeś
wszystko i zmagaÅ‚eÅ› siÄ™ z dÅ‚ugami i kÅ‚opotami. Powiedzia­
łeś, że jestem silna. I to prawda. Nauczyłam się od ciebie
i bardzo ci za to dziękuję. Bez tej siły, którą mi przekazałeś,
nie dałabym rady przetrwać tych lat u boku Johana. Ale
udało mi się. Nie wyprzedajemy w Buvika naszych dzieci,
powiedziałeś. Ja też nigdy nie sprzedałam swojego serca.
I nagle wybuchnęła płaczem. Osunęła się na chłodne
klepisko i zanosząc się szlochem, myślała, że śmierć ojca
będzie dla nich niepowetowaną stratą.
Margrethe zachorowaÅ‚a tego dnia, kiedy miaÅ‚ siÄ™ odbyć po­
grzeb ojca. Bengt zadzwoniÅ‚ do Stornes wczeÅ›nie rano i po­
wiedział, że nie mogą jechać do kościoła.
- Jak to zachorowała? - spytała Mali, czując, jak strach
ściska jej gardło.
136
- Nie ma najmniejszej wÄ…tpliwoÅ›ci, że to grypa hiszpan­
ka - orzekł Bengt. - Często traci przytomność, a my nie
wiemy, co robić. Doktor powiedział, że do nas zajrzy, ałe co
on może pomóc? Pozostaje nam jedynie czekać i patrzeć.
- BojÄ™ siÄ™ - odezwaÅ‚a siÄ™ Mali. - AÅ‚e nie wolno nam tra­
cić nadziei, Bengt. Margrethe jest młoda i silna. Zobaczysz,
wyjdzie z tego.
Bengt nie odpowiedział, usłyszała jedynie, że płacze.
- Przyjadę do was po pogrzebie taty - zapowiedziała
Mali. - A teraz musisz być silny, Bengt.
- Nie przeżyję, jeśli stracę Margrethe - wyszeptał Bengt
łamiącym się głosem. - Nie wytrzymam tego!
- Musimy wytrzymać, Bengt - odezwała się Mali. - Nikt
się nie pyta, ile człowiek może znieść. Po prostu musimy
wytrzymać, przede wszystkim ze względu na tych, których
kochamy.
Kiedy Mali przyjechała do Innstad póznym wieczorem,
w domu panowała złowróżbna cisza. Zupełnie, jakby ich
wszystkich dotknęła zaraza, pomyÅ›laÅ‚a sobie Mali, wszedÅ‚­
szy na korytarz. Zaraz jednak pojawiÅ‚a siÄ™ Halldis, z czer­
wonymi od płaczu oczami i wykrzywioną twarzą.
- Przyjechałaś - powiedziała, ściskając Mali. - Mimo że
sama jesteś pewnie wykończona.
- Co z Margrethe? - zapytała, nie komentując słów
Halldis. - Pogorszyło się?
- Nie wiem sama, co mam ci powiedzieć - odparÅ‚a Hall­
dis. - Leży w gorÄ…czce i niewiele do niej dociera. Nie może­
my nawet podać jej nic do picia.
MaÅ‚i weszÅ‚a na poddasze do sypialni, gdzie leżaÅ‚a sio­
stra. Bengt wstał. Nagle postarzał się o wiele lat, pomyślała
Mali. Chwyciła go za rękę i uścisnęła, a potem pochyliła się
nad siostrÄ….
- Margrethe, słyszysz mnie?
137
Siostra powoli otworzyła oczy. Wzrok miała mętny. Na-
gle chwycił ją gwałtowny atak kaszlu i wstrząsał jej ciałem.
Skuliła się, z trudem łapiąc oddech. Kiedy wreszcie atak
ustąpił, opadła bezsilna na poduszki.
- Strasznie boli mnie w krzyżu, Mali - wyszeptaÅ‚a chrapli­
wie. - Wydaje mi się, że krwawię.
Mali przeszedł dreszcz. Na Boga, czyżby na domiar złego
Margrethe miała poronić? Pośpiesznie zdjęła kołdrę i ledwie
powstrzymała okrzyk przerażenia, bo wszędzie była krew.
- Dobry Boże, co się dzieje? - wyszeptał Bengt zatrwożony.
- Poronienie - orzekła Mali i zawinęła rękawy czarnej
sukni. ~ Biegnij na dół i każ nastawić wodę! Poproś Halłdis,
by przyniosła czyste ręczniki.
- A lekarz...
- Zanim zdążymy sprowadzić lekarza czy akuszerkÄ™, bÄ™­
dzie po wszystkim - odparła Mali. - Miejmy nadzieję, że
obędzie się bez komplikacji.
Dopiero długo po północy Mali mogła wyjechać z Innstad.
Havard czekał na nią na dole w izbie razem z Bengtem.
Przyjechał po nią ze Stornes. Kiedy zeszła do izby blada jak
trup, z podkrążonymi oczami, w swej odÅ›wiÄ™tnej sukni po­
plamionej od krwi, wstaÅ‚ i chwyciÅ‚ jÄ… w ramiona. Mali, caÅ‚­
kowicie wyczerpana, wtuliła się w niego.
- StraciÅ‚a dziecko - wyszeptaÅ‚a Å‚amiÄ…cym siÄ™ gÅ‚o­
sem. - Choroba drąży ją, że żal patrzeć. Boże, Havardzie,
nie wiem, czyja...
TuliÅ‚ jÄ… mocno i nie przestawaÅ‚ gÅ‚askać po plecach. Po­
woli ciepło jego silnego ciała przeniknęło do jej sztywnych
członków.
-Teraz pojedziemy do domu - odezwał się cicho. - Nic
więcej już nie możesz zrobić tej nocy. Bengt zadzwoni, jeśli
będzie trzeba.
138
Ponad dwa tygodnie Margrethe zmagała się z chorobą, ale
wreszcie powoli zaczęła dochodzić do siebie. Mali całe dnie
spędzała w Innstad i wiele razy umierała ze strachu, że to
koniec. Ale siostra jakimś cudem przetrzymała nawałnicę.
Powoli ustępował kaszel i gorączka i wreszcie udało się ją
nakłonić, by zjadła trochę zupy.
- Straciłam dziecko - płakała, kryjąc twarz w dłoniach. -
Straciłam moje dziecko.
- Ale przynajmniej ty żyjesz - odpowiadała jej Mali,
głaszcząc siostrę po policzku. - Urodzisz jeszcze niejedno,
najważniejsze, że przeżyłaś i nie osierociłaś tych, które są
na dole w izbie. Tak musisz na to patrzeć, Margrethe.
Ale to nie był koniec próby, jakiej zostali poddani. Kiedy
Margrethe powoli stanęła na nogi, zachorował mały Peder.
Rozpalony leżaÅ‚ w koÅ‚ysce, a jego drobnym ciaÅ‚kiem wstrzÄ…­
sał duszący kaszel. Po czterech dniach dziecko umarło.
- Pozbawiłam życia dwoje dzieci - szlochała Margrethe,
czepiajÄ…c siÄ™ Mali. - Gdybym nie...
-Nie darowałabyś sobie, gdybyś nie pojechała wtedy
do Buvika i nie pożegnała się z ojcem - pocieszała ją Mali,
tuląc do siebie. - Pedera i tak byś straciła, Margrethe. On
urodziÅ‚ siÄ™ z jakÄ…Å› wadÄ… serca, dlatego nie przybieraÅ‚ na wa­
dze i dlatego miał sine usta i paznokcie. Nic nie mogłaś
na to poradzić, tak się po prostu stało. Ten biedaczek nie
pożyłby długo.
- Nigdy mi tego nie mówiłaś - łkała Margrethe, tuląc
w ramionach martwe dziecko. Jej oczy przepełnione były
bezdenną rozpaczą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl