[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Proszę natychmiast wyjść! - krzyknął.
- O - Pentham wsadził cybuszek fajki między zęby - skąd? Przecież nigdzie jak dotychczas nie
wszedłem.
- Wyjść, bo... - inspektor przestał zupełnie panować nad sobą.
Pentham ani drgnął.
- Bo co? - niech pan sobie ulży inspektorze. Chce pan kropnąć ze swego smitha? Proszę się nie
krępować. Nie grozi panu żaden odwet z mojej strony. Jak pan widzi, poza fajką nie posiadam żadnej
innej groznej broni.
Mallone opuścił rewolwer. Zdawał sobie sprawę, że jeszcze chwila i byłby zdolny pociągnąć
za cyngiel.
- Nie wolno porozumiewać się z zatrzymanym - rzucił groznie zdławionym wściekłością
głosem.
- A czy, broń Boże, zauważył pan jakiekolwiek usiłowania w tym kierunku z mojej strony? -
zapytał Pentham.
Mallone odsapnął. Zdołał się już jako tako opanować.
- Po co pan tu przyszedł?
- Jak to po co? - z fajki Penthama wzbił się gęsty kłąb dymu - przecież to jedyna w swoim
rodzaju okazja być świadkiem, jak perła Scotland Yardu poluje z rewolwerem w ręku na jakieś
niewidzialne istoty ukryte w kieszeniach kamizelki.
Mallone zgarbił się i wyszedł ciężkim krokiem z pokoju, zamykając za sobą starannie drzwi na
klucz.
- Zamek podobno nie pomaga na duchy - zauważył Pentham. - Może by raczej użyć święconej
wody?
Inspektor nie dał się jednak sprowokować.
- Zabraknie panu tematu do dowcipów, gdy wieczorem przewieziemy sir Gordona do więzienia
- powiedział niemal zupełnie spokojnie.
- Oo... zaraz: przewieziemy. Taki pan jest tego pewny, inspektorze?
- Najzupełniej - Mallone wsunął rewolwer do kieszeni. - Po południu zapadnie werdykt
przysięgłych, a wtedy...
- Ba - zauważył Pentham obojętnie - werdykt niewątpliwie zapadnie. Pytanie tylko jaki?
- Nie ma żadnego pytania. Przy tych dowodach możliwe jest tylko jedno orzeczenie.
- Wie pan co, inspektorze? Od pewnego czasu jakoś zupełnie straciłem zaufanie do pańskich
przepowiedni.
- Ta się sprawdzi na pewno.
- Nawet w to nie wierzę. Na przykład teraz mam zamiar zatelefonować do Londynu.
Mallone wydął lekceważąco wargi.
- Oczywiście do sir Drake a?
- Tym razem jasnowidztwo pana nie zawiodło - potwierdził - właśnie do niego.
- Bezcelowe - orzekł inspektor lekceważąco. - Porozumiałem się z nim co do wszystkich
szczegółów sprawy.
- Zobaczymy. Chce pan posłuchać rozmowy? Mallone ożywił się.
- Jeżeli pan tylko pozwoli, pułkowniku?
- Co mi z tego przyjdzie, jeżeli zabronię? - zapytał Pentham. - I tak będzie pan podsłuchiwał.
Wolę już postawić sprawę jasno.
Mallone nie przepuścił ani jednego słowa z rozmowy telefonicznej. Pytanie, jaki interes może
mieć w tym stanie sprawy Pentham do naczelnika Scotland Yardu, nie dawało mu spokoju.
Rozmowa zresztą trwała dosyć długo.
Pentham widocznie przewidział to z góry, gdyż rozsiadł się wygodnie w fotelu.
- Henry? Tak, to ja, Pentham. Wybacz, że cię jednak niepokoję... nie, nie chodzi mi o widzenie
się z sir Gordonem... obejdę się jakoś... tylko dla dobra śledztwa... nie, ja go przynajmniej jeszcze
nie uważam za skończone... Natrafiłem na pewien ślad. Naprawdę... Nie wiem, czy doprowadzi mnie
do czegoś... robi jednak wrażenie całkiem poważne... Trzeba koniecznie odroczyć werdykt... Ależ
tak... Zrób to nie tyle dla mnie, co dla dobra wymiaru sprawiedliwości. No czy ja wiem?... może na
jakiś najwyżej tydzień... Za długo? Niech będzie ostatecznie pięć dni. Przecież to w żadnym wypadku
nie może zaszkodzić śledztwu. Raczej przeciwnie... Miałbyś wyrzuty sumienia, gdybym w końcu
doszedł do czegoś konkretnego, a byłoby już za pózno... Sam przecież rozumiesz, co znaczyłoby dla
Gordona osadzenie w więzieniu i werdykt stawiający go w stan oskarżenia... Nie tylko zresztą dla
niego... Dobrze? Bardzo dziękuję... Może kiedyś sam mi będziesz wdzięczny za to... Akurat jest tu na
miejscu inspektor Mallone... Zaraz ci go daję do telefonu. Bywaj. Za chwilę jeszcze raz do ciebie
zatelefonuję.
- Idę przepchać fajkę - zapchała mi się na amen - oświadczył inspektorowi. - Zaraz wracam.
Będę jeszcze rozmawiał z sir Drake iem.
Mallone ujął słuchawkę i wysłuchał padających z Londynu słów, nie wierząc własnym uszom.
Sir Drakę zgadza się na odroczenie werdyktu, mając w ręku tego rodzaju dowody?
Rozkaz był wyrazny. Nie on brał odpowiedzialność za postawienie wniosku. W rezultacie jedno
stanowiło niezaprzeczalną prawdę. Zledztwu odroczenie żadną miarą zaszkodzić nie mogło.
Właściwie Mallone owi również. Diety płyną, a wydatki żadne. Gdyby jeszcze nie było tego
Penthama na karku z jego wiecznymi kpinami, życie w Blackshirre układało by się całkiem znośnie.
Oczekując na powrót Penthama, zapadł się w wygodnym fotelu i zapalił cygaro. Jak długo każe na
siebie czekać? Czy przypadkiem nie jakiś nowy kawał? Miał już wychodzić, gdy Pentham wreszcie
powrócił.
- Wie pan co, inspektorze? Rozmyśliłem się. Nie będę już dziś telefonował do sir Drake a.
Może zadzwonię raczej jutro.
Mallone czuł przez skórę, że coś się kryje za tą całą historią. Nie mógł tylko zrozumieć, co by to
mogło być. Zrozumiał znacznie pózniej, gdy szukając jakiegoś dokumentu sięgnął do zamkniętej na
dwa spusty szuflady biurka. Ledwo widoczne poprzekładanie papierów świadczyło, że ktoś tu czegoś
w czasie jego nieobecności szukał.
- List? - pomyślał z niepokojem. Ale list leżał na miejscu. Natomiast zniknęła koperta. Nie
zmartwiło go to zbytnio. Skoro Gordon nie zaprzecza autentyczności listu, a trzy osoby mogą zeznać
pod przysięgą, że list ten był adresowany przez Gordona do Harrisona - koperta właściwie nie miała
większego znaczenia. Zastanawiał się tylko, do czego ktoś mógł jej tak bardzo potrzebować, że
zaryzykował włamanie. W chwilę potem pukał do pokoju Penthama. Minę miał całkiem ugodową.
Pentham rozmyślał nad czymś, otaczając się kłębami ostrego dymu.
- Co się znowu stało, inspektorze?
Podsunął mu krzesło. Po sposobie, w jaki Mallone usiadł, widać było, że zamierza
przeprowadzić dłuższą pogawędkę.
- Ktoś mi przetrząsnął zamkniętą szufladę biurka i skradł kopertę od listu - stwierdził
melancholijnie. Pentham pokiwał głową z ubolewaniem.
- Duchy, kochany inspektorze, na pewno duchy. Uprzedzałem pana przecież, że na takie
nadprzyrodzone istoty żadne zamki nie pomagają. Trzeba było użyć święconej wody, jak radziłem.
Inspektor mrugnął porozumiewawczo okiem.
- Niestety na niektóre diabły nawet święcona wodą nie pomaga. Chciałbym wiedzieć, na co
temu diabłu była potrzebna koperta?
- Dowie się pan w swoim czasie, inspektorze. To jest chciałem powiedzieć: przypuszczam, że
się pan dowie - poprawił.
- Pułkowniku - odezwał się Mallone - mam do pana pewną prośbę.
- Oho - roześmiał się Pentham - jak widzę, wszyscy tu wszystkich o coś prosimy i jak
dotychczas niewiele z tego wychodzi. Słucham jednak?
- Niech mi pan odpowie, ale prosto i uczciwie, bez żadnych kpin, czy pan naprawdę natrafił na
jakiś ślad w tej sprawie? Mam tu oczywiście na myśli ślad, który by był sprzeczny z
dotychczasowymi wynikami.
Pentham zamyślił się.
- Widzi pan - odpowiedz na to pytanie nie jest tak łatwa, jakby się mogło wydawać. Natrafiłem
na coś, co w moim przekonaniu jest śladem. I to dosyć poważnym. Czy jednak jest nim w istocie, to
się dopiero okaże. Ale już teraz pewne oznaki, o których niestety nie mogę nic powiedzieć, zdają się
wskazywać, że mam rację.
- Ttak. A czy może mi pan powiedzieć również, co jest tym śladem?
- Owszem. Zresztą już panu powiedziałem. Jest to maleńka, pogięta i nieco zardzewiała igła
patefonowa.
- Więc to nie były kpiny?
- Broń Boże. Ten mały kawałek stalowego drutu może się okazać czymś bardzo istotnym. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl