[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mam powiedziała i przypomniała sobie, że ma w torebce zaledwie półtora złotego, ale
to nic, bo pójdzie i tak pieszo.
On jednak widocznie nie należał do łatwowiernych. Pomimo oporu Marychny sprawdził
zawartość torebki.
Wstyd tak kłamać powiedział surowo i włożył do torebki kilka monet to jest pożycz-
ka, oddasz mi ją, jak będziesz bogata. A uważaj, byś pojechała taksówką. Będę wyglądał
przez okno!
Czuła się przy nim, jak dziecko, które na próżno mobilizuje wszystkie swoje wybiegi. Zo-
stają poznane i unieszkodliwione z łatwą pobłażliwością.
Na ulicy było pusto, zimno i strasznie. Nawet szofer taksówki miał minę nie wywołującą
zaufania. Lękliwie unikała jego wzroku, podając swój adres. Szyby były tak zamarznięte, że
siedziała jak w lodowni, nie mogąc sprawdzić, jakimi ulicami ją wiozą. Na szczęście auto
stanęło przed jej domem. Szybko wbiegła po schodach i po chwili była już w swoim ciepłym
pokoju. Rozebrała się bardzo prędko i zasypiając myślała o tym, że Paweł jest prawdziwym
mężczyzną, że wybierze sobie czarne zrebaki i że Krzysztof niczego się nie domyśli. Byle
tylko zostało jej trochę czasu, byle jutro jeszcze nie przyszedł do fabryki...
I rzeczywiście nie przyszedł.
Sekretarz Holder, który z rana zajrzał do gabinetu z powodu jakiegoś drobiazgu, powie-
dział, że podobno pan Krzysztof Dalcz ciężko zachorował, bo wezwano telegraficznie jakie-
goś specjalistę z Wiednia.
82
Marychna przeraziła się. Uderzyła ją myśl, że postąpiła nędznie i zdradziła go w chwili,
gdy ten być może walczy ze śmiercią. Po kilku zaledwie godzinach snu i po tej dręczącej no-
cy sama wyglądała blado i miała spieczone wargi.
Pani też coś jest, panno Marychno przyjrzał się jej Holder.
Nie, nic.
Robi pani wrażenie, jakby panią coś gnębiło na duszy i na ciele...
Poczerwieniała i wzruszyła ramionami:
Zdaje się panu powiedziała nie bez irytacji i zaraz po jego wyjściu wyjęła lusterko, by
sprawdzić, czy to istotnie po niej znać. Oczy miała podkrążone i nienaturalnie lśniące. Wy-
glądała z tym ładnie, nawet interesująco. Nie przypuszczała, że to, co z nią tej nocy zaszło,
będzie tak widoczne. Co za szczęście, że Krzysztof dziś nie zobaczy jej. Na pewno nabrałby
podejrzenia...
Przyłapała siebie na tej niedobrej egoistycznej myśli i skarciła się sama. Jak mogła cieszyć
się, kiedy on jest tak niebezpiecznie chory. Ale skoro sprowadzono lekarza aż z zagranicy, ten
go uleczy i wszystko skończy się dobrze.
W ciągu całego dnia Paweł nie zajrzał do niej ani razu. Musiało go też nie być w fabryce,
gdyż szukano go nawet tu. Dwa razy wpadł, niczym oparzony, dyrektor Jachimowski i raz
Blumkiewicz.
Proszę pana, proszę pana zatrzymała go.
Słucham panią!
Nie, nie, kiedy ja widzę, że pan się bardzo śpieszy..
Istotnie, proszę pani, śpieszę bardzo, dlatego proszę łaskawie...
Chciałam spytać, jak zdrowie pana Krzysztofa?
Spojrzał na nią przelotnym wzrokiem, w którym malowała się ironia:
Dziękuję, zupełnie dobrze.
A po cóż sprowadzano lekarza aż z Wiednia? zapytała naiwnie.
Blumkiewicz, zabierający się już do odejścia, stanął jak wryty:
Skąd to pani wie?!
No... mówili. Tu w biurze mówili.
Biuro jest gniazdem plotkarstwa syknął Blumkiewicz i jego układna pomarszczona
twarz przybrała jadowity, zły wyraz.
Ale cóż w tym złego zdziwiła się Marychna.
Nic złego. Ludzie najlepiej i najmądrzej robią, proszę pani, gdy zajmują się sprawami,
które do nich należą.
Ukłonił się i wyszedł, a Marychna obiecała sobie poskarżyć się Krzysztofowi, że ten
obrzydliwy Blumkiewicz potraktował ją niegrzecznie... Właściwie to należało raczej powie-
dzieć o tym Pawłowi... Przecie z Pawłem ten Blumkiewicz więcej się musi liczyć...
Paweł jednak nie pokazał się w ciągu całego dnia.
Wyszła z fabryki pózniej niż zwykle i na przystanku spotkała inżyniera Ottmana. Jego
płowe, krzaczasto przystrzyżone wąsiki pokryte były szronem i sopelkami lodu. Wyglądał jak
nauczyciel wiejski w swoim wytartym palcie, z jaskrawymi rumieńcami na policzkach i z
zaczerwienionym nosem. Było w nim coś prowincjonalnego. I w ubraniu, i w sposobie wita-
nia się.
Gdy znalezli się w tramwaju, w którym o tej porze nie było tłoku, Marychna powiedziała:
A ja dziś mam daleką podróż: jadę na Miodową.
Oczekiwała objawu zaciekawienia, lecz ponieważ tylko przyglądał się jej z jakimś głupim
uśmiechem, zaniepokoiła się:
Dlaczego pan tak na mnie patrzy?
Nie, nic, przepraszam panią... Zamyśliłem się. Widzi pani, pracuję teraz nad pewnym
wynalazkiem, nad bardzo ważnym wynalazkiem, i to mi zaprząta głowę...
83
Sądziłam, że zauważył pan coś niezwykłego w moim dzisiejszym wyglądzie.
Spojrzał uważnie i zrobił zdziwioną minę:
Niezwykłego?... Co znowu, bynajmniej.
Jednakże kilka osób mi to mówiło... upierała się chociaż sama doprawdy nie wiem
dlaczego. Prawda?
Prostodusznie przytwierdził, co wręcz zirytowało Marychnę. Nachmurzyła się i siedziała
milcząca. Czuła się pokrzywdzona tym, że nie ma na świecie nikogo, komu mogłaby się
zwierzyć z tak ważnych przemian w jej życiu, kto by miał prawo, a chociażby możność do-
pytywania się o to, co ona robi, co zamierza, dlaczego jest smutna lub wesoła. Oczywiście,
każda panienka z jej sfery zazdrościłaby jej powodzenia, jakie miała u takich ludzi, jak obaj
Dalczowie. Ponieważ jednak nie miała do kogo ust otworzyć, samo powodzenie traciło poło-
wę swojej wartości.
Słuchała obojętnie szemrzącego głosu Ottmana. Co ją obchodzić może jakaś terpentyna,
kauczuk czy elektroliza! Złościło ją po równo to, że mówił o rzeczach, których nie znała, jak i
to, że wcale nie zapytał, po co jedzie na Miodową. A przecież powtórzyła to dwa razy ze spe-
cjalnym naciskiem, jako wypadek niezwykły, niecodzienny. Jej rozdrażnienie bliskie już było
wybuchu. Toby dopiero osłupiał, gdyby tak z miejsca wypaliła mu:
Jadę wybrać sobie wspaniałe futro, które mi funduje naczelny dyrektor!... Dlaczego fun-
duje?... Ano, bo jestem jego kochanką! Tak! Kochanką!... On jest zakochany we mnie do
szaleństwa i byłem kiwnęła palcem, kupi mi dwa trzy futra, auto, brylanty, takie duże, jak
sam ma w pierścionku... Co tylko zechcę, rozumiesz pan?... A pan będzie całe życie chodził
w tym wytartym paletku i żadna dziewczyna na pana nie spojrzy razem z pańską idiotyczną
terpentyną i kauczukiem!...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Start
- Carpenter Leonard Conan Tom 49 Conan Bohater
- Galenorn Yasmine Siostry KsiÄĹźyca Tom 03 Darkling (nieof.)
- Clancy Thomas Leo (Tom) 5 Zwiadowcy 5 Wielki WyĹcig
- Grobowy_zmys_ _Harper_Connelly_tom_1_ _Harris_Charlaine
- Herbert Frank Tom 5 Heretics of Dune
- BolesĹaw Prus Faraon tom 3
- Odgadnij, Kim Jestem. Tom 1(1)
- Tadeusz ToĹĹoczko Od paternalizmu przez partnerstwo, formalizm do klientelizmu
- Kostecki Tadeusz Kaliber 6,35
- James P. Hogan Giants 4 Entoverse
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ekonomia-info.htw.pl