[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Leif dorastał mówiąc po angielsku i szwedzku - ojczystym języku jego ojca.
Mówił te\ płynnie po norwesku, duńsku, niemiecku i flamandzku. Towarzyszył ojcu
w wielu podró\ach słu\bowych, dzięki czemu potrafił się te\ porozumieć w wielu
innych językach Europy Zachodniej i Wschodniej, a do tego po malajsku, chińsku i
japońsku. Na pewno dysponował wystarczającym słownictwem, \eby posłać
Japończyka w diabły albo powiedzieć mu parę bardziej grubiańskich rzeczy i to z
dobrym akcentem. Zamiast tego, Leif jedynie wzruszył ramionami i powiedział:
- Myślałem, \e po to właśnie wymyśliliśmy oprogramowanie translacyjne.
Wycieczka odwiedziła jeszcze kilka scenografii w plenerze - parę przecznic
Nowego Jorku sprzed lat, znajdujących się tu\ obok drewnianego miasteczka rodem z
Dzikiego Zachodu. Wreszcie dotarli do najwa\niejszego punktu wycieczki, czyli
scenografii  Ostatecznej Granicy od kuchni. Tłum był tak du\y, \e przerwano
nagrywanie na czas wizyty, ale fani i tak w nabo\nym milczeniu przyglądali się
próbom do jednej ze scen odcinka, rozgrywającej się na mostku kapitańskim.
Lance Snowdon nie brał udziału w tej scenie, ale był na planie. Umilał sobie
czas, przechadzając się między dzieciakami i rozdając uściski dłoni.
- Mam nadzieję, \e nie przeszkadza wam, \e się gapimy - powiedział David do
aktora.
Snowdon spojrzał na niego tak, jakby walczył, \eby się głośno nie roześmiać.
- śartujesz? - spytał. - Powinniśmy wam raczej podziękować za przerwę.
Milos strasznie nas ciśnie z harmonogramem nagrań.
Jakiś przystojny, szczupły aktor zgodził się z nim kiwnięciem głowy.
- Rzuca swoje anarcho-liberalne opinie na prawo i na lewo, ale na planie jest
dyktatorem. Spełniamy wszystkie jego polecenia.
- Rzeczywiście interesuje się polityką? - spytał Leif. - Nie wiedziałem.
- Wielu osobom w showbiznesie podobają się kazania Derla - odpowiedział
Snowdon. - Czują, \e tradycyjne partie polityczne nie mają im nic do zaoferowania,
ale nie wiem, czy Wallenstein i inni są naprawdę gotowi, \eby zmieniać świat. Mo\e
się okazać, \e to tylko temat miesiąca - ekscytująca nowinka, która umrze śmiercią
naturalną przed następnymi wyborami.
- A pan? - spytał Leif.
- Ja jestem ekonomicznym deterministą - odpowiedział Snowdon.
Leif pokręcił głową - to kolejna nowość, o której nic nie wiem.
- Nie, to bardzo stara filozofia. - Aktor uśmiechnął się szeroko. - Oznacza po
prostu, \e jestem zdeterminowany zarobić na swoje wynagrodzenie.
Zostawił ich i zaraz potem musieli się wynieść z planu, \eby mo\na było
wznowić nagrywanie. Szybko przegoniono ich po pozostałej części studia, a\ do
stołówki, w której zjedli lunch. Ludzie od kontaktów z mediami postanowili podzielić
dru\yny i posadzić przypadkowo dobrane zespoły przy du\ych stołach.
Leifowi trafił się chłopak z dru\yny afrykańskiej, jeden z Duńczyków, Chinka,
jego japoński znajomy, z którym rozmawiał po angielsku, krzykliwy kadet z
Cortequay i przedstawiciel Sojuszu Południowokarpackiego o wyjątkowo kwaśnej
minie. Na szczęście nieobecność Cetnika sprawiła, \e dzieciak nie twierdził, \e nie
mo\e jeść w obecności złego Amerykanina.
Leif poczekał, a\ wszyscy zajmą miejsca i usiadł na ostatnim wolnym krześle
obok Japończyka.
- Co mówiłeś o kierownictwie hotelu? - zagadnął znienacka Japończyk. -
Włamaliście się do innego pokoju?
Leif wzruszył ramionami, udając idealną amerykańską obojętność.
- Nie my, tylko ktoś inny wszedł do pokoju, który był niezamieszkany.
Zastępca kierownika nazwał to... naruszeniem systemu bezpieczeństwa.
Okay, pomyślał, przynęta zarzucona. Zobaczymy, czy inni ją połkną.
Duńczykowi i Chince to się nie spodobało. Najwyrazniej w ich krajach nie
zdarzały się naruszenia systemu bezpieczeństwa.
Wypowiedz Leifa spowodowała wybuch śmiechu u Afrykańczyka, który
przedstawił się jako Daren Jakiśtam.
- Naruszenie systemu bezpieczeństwa! - powtórzył z przekąsem. - Brzmi to jak
ładne określenie na zwykłego złodzieja.
- Tchórzliwi Amerykanie! - stwierdził złośliwie chłopak z SP. - Pewnie co noc
zaglądają pod łó\ka ze strachu.
- Prze\arci przez przestępczość - zgodził się krótko obcięty chłopak z
Corteguay. - W moim kraju nie ma takiego problemu.
Jasne, pomyślał Leif. W twoim kraju przestępcy chodzą w mundurach. Znów
wzruszył ramionami i zabrał się do jedzenia. Wło\ył kij w mrowisko i teraz pozostało
mu tylko czekać na konsekwencje tego posunięcia. Przynajmniej nikt nie mo\e mieć
pretensji, \e nie został ostrze\ony, jeśli pojawią się kolejne kłopoty. A raczej, kiedy
pojawią się kolejne kłopoty.
Po lunchu uczestników konkursu zabrano w kolejne wyjątkowe miejsce - do
studia efektów specjalnych. Efekty komputerowe stanowiły istotny element wielu
przygód bohaterów  Ostatecznej Granicy . Chodziło o statki kosmiczne, planety,
stacje kosmiczne, widoki miast przyszłości... i oczywiście, od czasu do czasu,
bohaterów w rodzaju Somy. Zachowane obrazy pozwalały im na odgrywanie scen
kaskaderskich, które byłyby zbyt niebezpieczne albo zbyt kosztowne do wykonania na
\ywo.
Jak na ironię, miejsce, w którym powstawała cała ta magia, wyglądało
wyjątkowo nieciekawie. Był to stary biurowiec o popękanym tynku i zapadającym się
dachu.
- Chyba cudem ocalał podczas ostatniego trzęsienia ziemi - wymamrotał Andy.
- Myślałem, \e traktują swoje komputery z nieco większym szacunkiem.
- Komputery znajdują się w tym samym budynku, co biuro pana Wallensteina
- wyjaśniła Jane. - Tutaj trzymamy tylko terminale potrzebne do konkretnego odcinka.
Leif z powątpiewaniem spojrzał na stary, walący się budynek.
- Więc kto tutaj zazwyczaj przebywa? - zapytał.
Jane wzruszyła ramionami.
- Scenarzyści - odpowiedziała.
Większość uczestników konkursu pośpiesznie weszła do środka, gdzie
przywitał ich łysy mę\czyzna w białej koszuli z zawiniętymi rękawami.
- Nazywam się Hal Fosdyke i jestem koordynatorem efektów specjalnych w
 Ostatecznej Granicy - przedstawił się. - Przez następne kilka dni będziecie mieli
okazję poznać mnie i Zrujnowany Pałac trochę lepiej.
Leif rozejrzał się wokół. Fosdyke określił budynek z przerazliwą precyzją.
Wnętrze, o ile to mo\liwe, wyglądało jeszcze mniej przyjemnie ni\ front. Farba
odpadała ze ścian, kilkoro drzwi było paskudnie wypaczonych. Całości dopełniały
pęki wielokolorowych kabli, wijących się niczym wę\e po korytarzach, w przejściach,
a nawet na schodach.
- Obawiam się, \e studia nie okablowano nale\ycie nawet na potrzeby lokalnej
Sieci - wyjaśnił Fosdyke - więc uwa\ajcie, po czym chodzicie. Nigdy nie wiadomo, na
co mo\na tu nadepnąć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl