[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przy bramie wiekopomnego Lope-ro-hunt powitała go gromadka kapłanów o ascetycznej
powierzchowności tudzież mały oddziałek wojska, w którym każdy żołnierz był zupełnie ogolony.
- Ci ludzie wyglądają jak kapłani!... -zawołał Ramzes.
- Bo też każdy z nich odebrał niższe święcenia, a setnicy wyższe - odpowiedział arcykapłan gmachu.
Przypatrzywszy się uważniej fizjognomiom tych dziwnych żołnierzy, którzy nie jadali mięsa i żyli w
celibacie faraon dojrzał w nich bystrość i spokojną energię. Poznał też, że jego święta osoba żadnego
wrażenia nie wywołuje w tym miejscu.
"Bardzom ciekawy, w jaki sposób trafi tutaj Samentu?..." - rzekł do siebie pan.
Zrozumiał, że tych ludzi nie można ani nastraszyć, ani przekupić. Taka biła od nich pewność siebie,
jakby każdy miał do swego rozporządzenia niezwalczone pułki duchów.
"Zobaczymy - pomyślał - czy ulękną się tych bogobojnych mężów moi Grecy i Azjaci?... Na szczęście są
oni tak dzicy, że nawet nie poznają się na uroczystych minach..."
Na prośbę kapłanów świta Ramzesa XIII została przed bramą, jakby pod dozorem żołnierzy z
ogolonymi głowami.
- Czy i miecz mam tu zostawić? - zapytał faraon.
- Nic on nam nie zaszkodzi - odparł najwyższy dozorca.
Młody pan miał ochotę przynajmniej wypłazować pobożnego męża za taką odpowiedz. Ale pohamował
się.
Przez ogromny dziedziniec, między dwoma szeregami sfinksów, faraon i kapłani weszli do głównego
korpusu. Tu, w sieni bardzo obszernej, lecz nieco przyćmionej, było ośmioro drzwi, a dozorca zapytał:
- Którymi drzwiami wasza świątobliwość chce dostać się do skarbca?
- Tymi, które doprowadzą nas najprędzej.
Każdy z pięciu kapłanów wziął po dwa pęki pochodni, ale zapalił światło tylko jeden. Obok niego stanął
najwyższy dozorca trzymając w rękach duży sznur paciorków, na których wypisane były jakieś znaki.
Za nimi zaś szedł Ramzes otoczony przez trzech pozostałych kapłanów.
Arcykapłan z paciorkami zwrócił się na prawo i wszedł do wielkiej sali, której ściany i kolumny były
pokryte napisami i figurami. Stamtąd dostali się do ciasnego korytarza, który prowadził pod górę, i
znalezli się w innej sali odznaczającej się wielką ilością drzwi. Tu usunęła się przed nimi tafla w
podłodze odsłaniając otwór, przez który zeszli na dół, i - znowu przez ciasny korytarz podążyli do
komnaty, która nie miała żadnych drzwi.
Ale przewodnik dotknął jednego hieroglifu i - usunęła się przed nim ściana.
Ramzes chciał zdać sobie sprawę z kierunku, w jakim idą; lecz wnet splątała mu się uwaga. Widział
tylko, że śpiesznie przechodzą duże sale, małe komnaty, ciasne korytarze, że wdrapują się pod górę
lub zbiegają na dół, że niektóre sale mają mnóstwo drzwi, a inne wcale ich nie posiadają. Zarazem
spostrzegł, że przewodnik przy każdym nowym wejściu przesuwa jedno ziarnko swego długiego
różańca, a niekiedy przy blasku pochodni porównywa znaki na paciorkach ze znakami na ścianach.
- Gdzie teraz jesteśmy - nagle zapytał faraon - w podziemiu czy na górze?...
- Jesteśmy w mocy bogów - odparł jego sąsiad.
Po kilku zakrętach i przejściach faraon znowu odezwał się:
- Ależ myśmy tu już byli, bodaj że ze dwa razy!...
Kapłani milczeli, tylko niosący pochodnią oświetlił kolejno ściany, a Ramzes przypatrzywszy się wyznał
w duchu, że chyba tu jeszcze nie byli.
W małej komnacie bez drzwi zniżono pochodnię i faraon spostrzegł na ziemi wyschłe, czarne zwłoki,
owinięte zbutwiałą szatą.
- To - rzekł dozorca gmachu - jest trup pewnego Fenicjanina, który za szesnastej dynastii probował
wedrzeć się do Labiryntu i doszedł aż tutaj.
- Zabito go? - spytał faraon.
- Umarł z głodu.
Szli już z pół godziny, gdy kapłan niosący pochodnią oświetlił framugę korytarza, gdzie równie leżały
wysuszone zwłoki.
- To - mówił dozorca -jest trup kapłana nubijskiego, który za czasów dziada waszej świątobliwości
probował tu wejść...
Faraon nie pytał, co się z nim stało. Miał wrażenie, że znajduje się w jakiejś głębi i że gmach przygniata
go swym ciężarem. O zorientowaniu się wśród setek korytarzy, sal i komnat już nie myślał. A nawet nie
pragnął wyjaśnić sobie: jakim cudem rozstępują się przed nimi kamienne ściany lub zapadają posadzki.
"Samentu nic nie zrobi!... - mówił w duchu. - Albo zginie jak ci dwaj, o których muszę mu nawet
powiedzieć."
Takiego zgnębienia, takiego uczucia niemocy i nicości nigdy jeszcze nie doznał. Chwilami zdawało mu
się, że kapłani zostawią go w jednej z ciasnych komnat pozbawionych drzwi. Wówczas ogarniała go
rozpacz: sięgał do miecza i gotów był ich porąbać. Ale wnet przypomniał sobie, że bez ich pomocy nie
wyjdzie stąd, i - spuszczał głowę.
O, gdyby choć na chwilę zobaczyć światło dzienne!... Jakże straszną musi być śmierć między trzema
tysiącami tych komnat wypełnionych mrokiem lub ciemnością!...
Dusze bohaterskie miewają chwile głębokiego znękania, jakich nawet nie domyśla się człowiek zwykły.
Pochód trwał blisko godzinę, gdy nareszcie weszli do niskiej sali wspartej na ośmiokątnych słupach.
Trzej kapłani otaczający faraona rozpierzchli się, przy czym Ramzes spostrzegł, że jeden z nich przytulił
się do kolumny i - jakby znikł w jej wnętrzu.
Po chwili w jednej ze ścian odsłonił się wąski otwór, kapłani wrócili na swoje miejsca, a ich przewodnik
kazał zapalić cztery pochodnie. Po czym wszyscy skierowali się do owego otworu i ostrożnie przecisnęli
się przezeń.
- Oto są komory... - rzekł dozorca gmachu.
Kapłani szybko zapalili pochodnie przytwierdzone do kolumn i ścian i Ramzes zobaczył szereg
ogromnych izb przepełnionych najrozmaitszymi wyrobami bezcennej wartości. W zbiorze tym każda
dynastia, jeżeli nie każdy faraon składał, co miał najosobliwszego i najdroższego.
Więc były wozy, czółna, łóżka, stoły, skrzynie i trony złote lub złotą blachą obite tudzież inkrustowane:
kością słoniową, perłową masą i kolorowym drzewem, tak ozdobnie, że drobiazgi te artyści-
rzemieślnicy wyrabiali przez dziesiątki lat. Były zbroje, hełmy, tarcze i kołczany lśniące od drogich
kamieni. Były szczerozłote dzbany, misy i łyżki, kosztowne szaty i baldachimy.
Wszystko to, dzięki suchości i czystości powietrza, od wieków przechowywało się bez zmiany.
Między osobliwościami faraon zauważył srebrny model asyryjskiego pałacu, ofiarowany Ramzesowi XII
przez Sargona. Arcykapłan objaśniając faraonowi, który dar od kogo pochodzi, pilnie przypatrywał się
jego fizjognomii. Ale zamiast podziwu dla skarbów dostrzegł niezadowolenie.
- Powiedz mi, wasza dostojność - zapytał faraon nagle - jaka jest korzyść z tych skarbów zamkniętych
w ciemnicy?...
- Jest w nich wielka siła na wypadek, gdyby Egipt znalazł się w niebezpieczeństwie - odparł arcykapłan. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl