[ Pobierz całość w formacie PDF ]

co się zdarzyło na historii.
Garreth wziął mnie za rękę i powoli podeszliśmy do kamiennej kapliczki.
Ciągle rozglądaliśmy się,
jakbyśmy próbowali wypatrzeć coś między drzewami. Wszystko
wyglądało tak samo, nic nie było
bardziej zniszczone, więc dlaczego wydawało się, że coś jest... nie tak?
Nagle intuicja wzięła górę.
Podpowiedziała mi, że nie powinniśmy wchodzić do środka.
Zastanawiałam się, czy Garreth też
odebrał to ostrzeżenie. Nie wiedziałam, ile zostało z jego anielskich
zmysłów, i niepokoiła mnie myśl,
że tylko ja mogłabym wyczuwać to pozazmysłowe zjawisko, a on nie. Jak
sam powiedział, to on był
moim obrońcą, a nie na odwrót.
Tak samo jak poprzednio, usiedliśmy na pniu przewróconego drzewa.
Garreth wziął mnie za rękę, tę
bolącą, i przyjrzał się jej uważnie, jak uczony obserwujący jakiś wybryk
natury - czyli mnie.
- Formuje się prawidłowo. Spojrzałam na niego ze zdumieniem.
- Co?
- Jako twój Strażnik otrzymałem polecenie nie tylko cię chronić, ale też
być twoim świadkiem.
- Hm, a tak po ludzku, co to znaczy?
- W twoim życiu zaczął się Punkt Sądu, czas, kiedy zostanie ujawniony
twój cel.
- Ale... czy ty już tego nie zrobiłeś? Przecież mam pokonać Hadriana.
Ujął w obie dłonie moją twarz i przytrzymał przez chwilę, ogrzewając tą
odrobiną ciepła, jaka mu
została. Wciąż jeszcze w nim się tliło. Czułam, jak pulsuje w jego żyłach,
jak promieniuje na moją
skórę. Miałam ochotę pochylić się, przycisnąć usta do jego warg i zostać
tak na zawsze. Ale gra
toczyła się o zbyt wysoką stawkę. Ile jeszcze zdołam wziąć na siebie?
Hadrian... anioły... Czy Garreth
i ja nie moglibyśmy po prostu uciec i być razem?
Otworzył oczy i delikatnie musnął ustami moją dłoń, jakby spełniał to
jedno życzenie mojego serca,
jakie mógł wysłuchać. Kiedy jego wargi dotknęły mojej skóry, poczułam,
że łączy mnie z nim o wiele
więcej, niż sądziłam. Nie chodziło tylko o światło życia ani o uspokajanie
emocji, lecz o coś znacznie
głębszego. Poczułam zupełnie wyraznie, że on i ja przejdziemy przez to
wszystko bez szwanku.
Odsunęliśmy się od siebie i nagle, bez słowa wyjaśnienia, przycisnął swoją
dłoń do mojej. Palące
ciepło oktagramu wbiło się w moją rękę. Czy Garreth stara się wyleczyć tę
ranę po truciznie? Kiedy
ciepło osłabło i mnie puścił, aż westchnęłam.
- Moja ręka... Jest... - Patrzyłam na nią z podziwem i zaskoczeniem.
- To się nazywa krąg jedności. Symbolizuje nieprzerwany cykl życia,
śmierci i odrodzenia.
Trzymałam otwartą dłoń przed twarzą, żeby dokładniej się jej przyjrzeć.
To było absolutnie piękne i
moje. Miałam ochotę przesunąć palcem wzdłuż łagodnie wygiętej linii, ale
się bałam. Zaboli? Może
zniknie? Delikatna krzywizna przecinała moją dłoń na kształt wydłużonej
litery S, a drugie takie samo
S zamykało ją w lustrzanym odbiciu. Niesamowicie kobiecy znak, który
zaskakująco
pasował do mnie. Przepełnił mnie dziwnym poczuciem mocy i sprawiał,
że czułam mrowienie na
skórze, jakby wibrowała magiczną siłą.
Teraz więc nie byłam już dziewczyną w opałach, ale kimś równym
Garrethowi i Hadrianowi.
Należałam do boskiej społeczności, zostałam do niej wprowadzona... a
tego jak dla mnie było już
trochę za dużo. Nagle to mnie przytłoczyło, jakbym dostała zbyt
kosztowny prezent. Czy powinnam
go oddać i powiedzieć, że go nie przyjmuję? A co, jeśli nie uda mi się
zrobić tego, czego ode mnie
oczekują? Ale przez to wszystko moje zadanie wydało mi się jeszcze
ważniejsze. Jakoś muszę znalezć
siłę, by uwierzyć, że dam radę je wykonać.
Zaczęłam drżeć, a moc w moim wnętrzu niespodziewanie zniknęła,
pozostawiła nieśmiałą,
siedemnastoletnią Teagan, jaką dobrze znałam.
Rozdzial 20
Teagan - szepnął, żeby zwrócić moją uwagę.
Od jakichś dziesięciu minut wpatrywałam się w piękny znak na swojej
dłoni. Ogarnęło mnie dziwne
uczucie, ale nie z powodu ręki; chodziło raczej o moje ciało, o wnętrze.
- Nie wiem, czy potrafię to zrobić. Ja...
- Boisz się.
Skinęłam głową. Jego łagodne słowa ukoiły ból dłoni. Drżenie, jakie mnie
ogarnęło od tego mętliku,
ustało. A kiedy spojrzałam w czyste oczy Garretha, nie miałam
wątpliwości, że będę mogła zaufać
nieznanemu. On mnie prowadził. Chronił mnie.
Zostały nam jeszcze trzy dni. Trzy dni razem, trzy dni, żeby powstrzymać
Hadriana i udaremnić jego
plan.
Niemożliwe. Na pewno?
W milczeniu przyjęłam dar.
Niebo szybko szarzało, pokrywało szczyty drzew ciężkimi, groznymi
chmurami. Aż się zatrzęsłam na
ten widok. Coś jeszcze, nie tylko nagła zmiana pogody, przyprawiło mnie
o gęsią skórkę, ale nie
umiałam tego określić. Spojrzałam na Garretha. Stał oparty o nierówny,
sękaty pień starego drzewa.
- Chodzmy już - powiedział, wyczuwając mój niepokój. Popatrzył w górę.
- Mam przeczucie, że
zadzwonią ze szkoły, żeby cię sprawdzić.
Przewróciłam oczami. Szkoła była w tych dniach najmniejszym z moich
zmartwień.
Kiedy dotarliśmy do dżipa, spadły pierwsze krople deszczu. Garreth
szybko odpalił silnik i włączył
ogrzewanie.
- Cała drżysz. - Przygarnął mnie do siebie i otoczył swoim ciepłem.
- Nie czułeś się tam dziwnie?
W słabym świetle zobaczyłam, że powoli kręci głową.
- Coś czułaś?
Na jego przystojnej twarzy nagle pojawił się chłopięcy wyraz
niepewności. Wyglądał tak niewinnie.
Nie, wyglądał... ludzko.
- Nie wiem dokładnie, ale coś było nie tak. Ogrzewanie zaczynało działać;
zrobiło mi się trochę
cieplej, ale nie mogłam przestać drżeć.
- Co? - spytał Garreth. Przyglądał mi się z napięciem, gdy ja, zatopiona w
myślach, próbowałam to
wszystko pojąć.
Westchnęłam.
- Naprawdę nie wiem. Jasne, Hadrian idzie po trupach. To znaczy jego
armia. Jest ich już mnóstwo. -
Pokręciłam głową. Nie wierzyłam własnym słowom. - Teraz widzę ich
wszędzie... ludzi, którzy tracą
swoich Strażników. Na historii był ze mną pewien chłopak i nagle... jego
Strażnik został, ot tak,
przejęty. To dzieje się tak szybko, Garreth.
Oparłam głowę o zagłówek i przycisnęłam dłonie do oczu. Wszystko w
środku mnie bolało. Dotarło
do
mnie, że nie pozwoliłam sobie rozpaczać po Claire i że to, co działo się w
moim życiu, przypominało
oglądany w przyspieszonym tempie odcinek Strefy zmroku ze mną w roli
głównej.
Hadrian prowadził wojnę psychologiczną i wpływał mentalnie na swoje
ofiary. W głębi duszy czułam,
że za chwilę oszaleję. Może powinnam podziękować za to Hadrianowi?
Może nie byłam zbyt daleka
od prawdy: niedługo doprowadzi wszystkich do szaleństwa, żeby rządzić.
Zostałam wybrana w
jakimś celu, ale teraz ten cel nie miał dla mnie żadnego sensu. Spojrzałam
na swoją dłoń, szukając
pokrzepienia. Byłam przekonana, że wszystko dzieje się z jakiegoś
powodu. Nic nie jest
przypadkowe.
Garreth delikatnie wziął mnie za rękę i położył na niej jeszcze jeden dar.
Tym razem twardy, chłodny i
bardzo, bardzo zabójczy.
Jego ciężar wprawił mnie w osłupienie i nie byłam w stanie się ruszyć, a
tym bardziej oderwać wzroku
od budzącego przerażenie noża, który Garreth włożył mi do ręki.
Popatrzyłam na swojego anioła, a on
wyczytał zmieszanie w moim wzroku.
- A tak na marginesie, to sztylet, nie nóż. - Uśmiechnął się, próbując mnie
wyrwać z transu.
- Och nie. Nie mów mi, że właśnie tym mam go zniszczyć.
- Może dojść i do tego. Chcę wiedzieć, że będziesz gotowa, kiedy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl