[ Pobierz całość w formacie PDF ]

o jednej wszakże rzeczy, ale nie o tej, o której nie wspomnę, o całkiem innej rzeczy chciałbym wam
powiedzieć. Otóż bez względu na to, jakie stroję miny, bez względu na to, jak szyderczo się śmieję,
bez względu na to, jakie frazy zapisałem w moich strawionych przez pożar serca notatkach, bez
względu na wszelakie pozory wiedzcie: wielbię was czcigodne pierwowzory, wielbię was moim
najszczerszym autorskim uwielbieniem, już istniejecie, ale w serdecznym ferworze mojej narracji
istniejecie bardziej. Bądzcie pozdrowione cienie moich postaci, zawsze i wszędzie snuł będę o was
zapierające dech w piersiach opowieści...
Jeszcze wczoraj chciałem pisać mowę pożegnalną, ale dziś nad ranem straciłem umiejętność
układania kunsztownych peror. Straciłem tę umiejętność i z wielką ulgą pomyślałem, że teraz chcę
opisywać układanie niedzisiejszych  Gazet Wyborczych na kamiennej ławce nad Utratą, puste
o świcie ogrody, do których za parę godzin wejdą nieboszczycy, twoją czarną bluzkę w mokrej
wysokiej trawie.
W niedzielę koło jedenastej stoję pod szpitalną bramą, w obszernej kieszeni kosztownego dresu
bezpiecznie spoczywa zwinięty w rulon kolejny rozdział, w zasadzie mogę tu pisać, w zasadzie nie
mogę.
 W jaki sposób twoje pisanie o piciu wpływa na twoje picie?  zapytała podczas jednej
z pierwszych sesji Kasia terapeucica.
 W żaden sposób, bo jak piję, to nie piszę, a jak piszę, to nie piję. To są dwie różne rzeczy.
 Nie, to nie są dwie różne rzeczy. Nie udawaj, że nie rozumiesz pytania.
 Rozumiem pytanie i daję na nie odpowiedz. Autor to nie jest narrator i narrator to nie jest autor
 tak uczą na najwyższych szczeblach polonistycznych wtajemniczeń i mają rację. Jeśli ja konstruuję
postać i jeśli nawet jest to postać wzorowana na mnie samym, jeśli nawet tak jak ja pije i jeśli nawet
ma na imię Juruś, to i tak ta postać nie jest mną, na Boga!
 Nie zgadzam się z tobą. Narrator jest zawsze tobą, z twoich myśli się bierze, w twojej głowie
powstaje.
Chciałem powiedzieć, że nie wszystko, co powstaje w mojej głowie, jest związane ze mną,
chciałem raz jeszcze przytoczyć (chyba tysiąc razy je przytaczałem) powiedzenie Franza Kafki:
 Z samym sobą nie mam nic wspólnego , chciałem się po prostu bronić przed dojrzewającym
w głowie tej uroczej terapeucicy-okularnicy zakazem twórczości własnej, ale machnąłem ręką. Zakaz
 jak powszechnie wiadomo  rodzi konspirację, konspiracja niekiedy bywa bardzo twórcza.
 Podobno piszesz tu książkę o piciu  Kasia zbytecznie wydłużała drogę do nieubłaganego
wniosku.
 Od pewnego czasu piszę o miłości.
 W każdym razie o piciu na razie nie pisz. Zostaw to sobie na potem. Bo potem, wiesz, Jurusiu,
potem nie będzie ci się chciało o tym pisać. Potem, kto wie, może w ogóle nie będzie ci się chciało
pisać. Przecież w życiu nie można być tylko pisarzem, trzeba też być kolegą, przyjacielem,
pracownikiem, ojcem, kochankiem, plażowiczem, Bóg wie kim.
 Bóg wie  powiedziałem i ponownie zamilkłem, i milczałem dalej, bo co niby miałem
powiedzieć? Miałem może dać godną grafomana odpowiedz, że jak nie będzie mi się chciało pisać,
nie będzie mi się chciało żyć? Milczałem więc dobrą chwilę, potem się jednak przemogłem,
przerwałem milczenie i powiedziałem:
 Jak piszę, to nie piję, jakbym codziennie pisał, tobym też codziennie nie pił. O nic więcej
przecież tu nie chodzi, taki jest cel tej terapii, to jest  jakby powiedział Król Cukru  rozumowanie
nie do pobicia.
 Słuchaj, Jurusiu, należysz do kategorii trudny pacjent. Trudny pacjent to jest taki pacjent, który
posiada w jakiejś dziedzinie wysokie umiejętności i jeśli się tu znajdzie, nie tylko nie jest w stanie
wyrzec się swoich umiejętności, ale wręcz używa ich, by bronić swego deliryzmu. Miałam tu
deliryka, który był w cywilu mecenasem, i on w obronie swego deliryzmu wygłaszał tak
przekonujące, tak uargumentowane i wreszcie tak piękne mowy obrończe, że prawie mnie przekonał.
Płakałam z zachwytu nad jego przemowami i z niemałym trudem powtarzałam sobie raz po raz, że ten
człowiek czarno na białym spełnia wszystkie warunki, że nie ma się co bałamucić jego niewinnością,
ponieważ ma on jak nic sześć osiowych objawów deliryzmu. Inny znów deliryk, co gościł tu przed
kilku laty, w cywilu lekarz urolog, zamiast samemu leczyć się z deliryzmu i na tym się skupić, i na
tym poprzestać, maniakalnie zajmował się innymi delirykami i leczył ich z dolegliwości
urologicznych, w najgorszym razie służył urologiczną poradą.
Miałem wielką ochotę z wyższością i nie bacząc na prawdę, powiedzieć, że porady urologiczne
to nie to samo co literatura, ale zmitygowałem się  nie można ani w zbożnych polemicznych
zamiarach, ani w obronie rzemiosła, ani nawet w obronie własnej  mówić nieprawdy; porady
urologiczne to może być wielka literatura.
Poza tym Kasia w jakiejś mierze miała rację: ja już nie chciałem być tylko pisarzem, ja teraz
chciałem być tylko z tobą. Ponieważ jednak nikt, ani Kasia, ani terapeuta Mojżesz alias Ja Alkohol,
ani doktor Granada, ani sam Pan Bóg nie polecił mi, bym dokonał wyboru między tobą a literaturą 
piszę dalej, choć teraz czynię to w dyskrecji. Jeśli natomiast Pan Bóg przemówił do mnie ustami
terapeucicy Kasi i jeśli to On polecił mi, bym wybrał deliryzm lub literaturę, leczenie deliryzmu lub
pisanie książki, to gnę się w pokorze, ale mówię: Panie Boże, zbyt kruchą wybrałeś dla swych słów
posłanniczkę, zbyt kruchą na tak zatwardziałego opoja, jakim byłem ja.
Terapeucica Kasia spoglądała na mnie przenikliwie, ja jednak sprostałem jej spojrzeniu, w miarę
upływu czasu ona rozluzniała się w sposób widoczny, ja rozluzniałem się w sposób niewidoczny
(powinno być odwrotnie). Ja podniosłem głowę, ona opuściła głowę i powiedziała bardzo
wyciszonym głosem:
 I tak nikt, ani ja, ani nikt inny nie będzie sprawdzał twoich rękopisów.
O to byłem spokojny. Jeśli szwadron terapeucic urządzał kipisz w szafce deliryka, czyniono to
wyłącznie, by znalezć spirytus w tubce pasty do zębów, gorzką żołądkową w butelce po szamponie,
relanium pod podeszwą. Antydeliryczne książki i broszury, kwestionariusze, wypracowania, konfesje
i dzienniki uczuć fruwały w powietrzu, pożółkłe i wywabione do cna z kropli alkoholu manuskrypty
deliryków nie ciekawiły nikogo. Ale oczywiście sam fakt, że ktokolwiek w ogóle śmie mówić
o sprawdzaniu albo niesprawdzaniu moich papierów, wzbudził we mnie skrajne obrzydzenie
i postanowiłem pisać w dyskrecji.
Kiedy zaś w trakcie konwersatorium na temat:  Jak tłumaczyłem i usprawiedliwiałem swoje
picie? , otóż kiedy w trakcie tego konwersatorium jedna z terapeucic (mniejsza o jej imię) wyrwała
mi zeszyt z notatkami i jęła ryć wzrokiem w moim piśmie, postanowiłem  na wszelki wypadek 
zejść do całkowitego podziemia. Wzmogłem krępującą dyskrecję, tak aż nabrała znamion twórczej
konspiracji.
Wstaję o czwartej rano, nad obłąkańczymi ogrodami podnoszą się mgły, cichcem zakradam się do
pokoju ciszy i cichcem piszę. W niedzielę z gotowym rękopisem za pazuchą czekam pod szpitalną
bramą. Koło jedenastej biegniesz wzdłuż peronu, idziemy naszą ścieżką, siadamy na kamiennej ławce
nad Utratą. Póznym popołudniem bezpiecznie szmuglujesz kolejny rozdział przez obstawioną
strażnikami bramę. Wsiadasz do kolejki WKD, dojeżdżasz do Dworca Centralnego, tam masz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl