[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ja odbiorę  powiedziałem. Podniosłem słuchawkę zamontowanego na kuchennej
ścianie aparatu.
 Słucham.
 Witam, panie Sutter. Tu Frank Bellarosa.
 Witam pana, panie Bellarosa.  Rzuciłem okiem na Susan, która korzystając z
okazji przekładała na swój talerz moje szparagi.
 Przyglądam się właśnie temu papierowi, który podrzuciła mi pańska żona 
powiedział Bellarosa.
 Tak.
 Chcecie budować stajnię?
 Tak, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu.
 Dlaczego ma mi to przeszkadzać? Czy bardzo będzie śmierdziało końskim
gównem?
183
 Nie sądzę, panie Bellarosa. To miejsce położone jest w sporej odległości od
pańskiego domu, ale blisko granicy pana posiadłości.
Dlatego właśnie potrzebujemy zgody sąsiada.
 Naprawdę?
 Naprawdę.  Susan zżarła już szparagi i zabierała się do mojego steku. Nie ma
nigdy takiego apetytu na to, co sama upichci.  Przestań  powiedziałem.
 Co mam przestać?  zapytał Bellarosa.
Skoncentrowałem się z powrotem na moim rozmówcy.
 Nic, nic. Tak więc, skoro nie ma pan żadnych obiekcji, czy mógłby pan podpisać to
oświadczenie, włożyć do koperty i wysłać do zarządu gminy. Bardzo byłbym
wdzięczny.
 Dlaczego potrzebuje pan mojej zgody?
 Chodzi o to, że nowy budynek będzie stał w odległości mniejszej niż sto jardów od
pańskiego terenu, a prawo wymaga&
 Prawo?  zakrzyknął pan Bellarosa, jakbym użył jakiegoś nieprzyzwoitego wyrazu.
 Pierdolę prawo. Jesteśmy sąsiadami, na miłość boską. Wal pan śmiało. Podpiszę
panu ten papier.
 Dziękuję.
 Przyglądam się tym planom, które przysłał pan razem z podaniem. Nie potrzebuje
pan przypadkiem robotników do tej budowy?
 Nie. Przesłałem panu te plany, ponieważ& przepisy wymagają, żebym je panu
pokazał.
 Tak? A po co? Widzę, że ta stajnia ma być z cegły i kamienia.
Mogę wam pomóc.
 W gruncie rzeczy& przenosimy już istniejącą stajnię.
 Tak? Ten budynek, który widziałem w zeszłym tygodniu, kiedy u was byłem? To
tam teraz trzymacie konie?
 Tak.
 Przenosicie całą tę pierdoloną budę?
 Nie, tylko jej część. Zobaczy pan na planie&
 Dlaczego? Taniej by was kosztowała nowa stajnia.
 To prawda. Momencik.  Zasłoniłem dłonią mikrofon.  Frank twierdzi 
poinformowałem Susan  że taniej by nas kosztowała śliczna nowa stajnia. Zostaw
ten pierdolony kartofel.
 Jak ty się wyrażasz, John?  odparła wpychając do ust ostatni kartofel.
184
Odwróciłem się z powrotem do telefonu.
 Stajnie, które pan oglądał, panie Bellarosa, mają wartość architektoniczną i
historyczną  wyjaśniłem, zastanawiając się, po co to mówię, i czując się lekko
zdenerwowany tym, że wdałem się w ogóle w tę rozmowę.
 No więc  dopytywał się pan Bellarosa  macie, czy nie macie kogoś do tej roboty?
 Właściwie jeszcze nie. Ale mamy tu w okolicy dobre firmy budowlane.  %7łe jak?
Niech pan posłucha, mam tutaj coś koło setki makaroniarzy, którzy pracowali przy
renowacji mojego domu. W sobotę rano przyślę panu ich szefa.
 To bardzo miło z pańskiej strony, ale&
 Nie ma sprawy. To dobrzy robotnicy. Fachowcy ze Starego Zwiata. Nie znajdzie
pan takich w tym kraju. Tutaj wszyscy chcą paradować w białych koszulach. Chce
pan przesunąć ceglaną stajnię?
Nie ma problemu. Ci ludzie potrafiliby przesunąć o dwie przecznice Kaplicę
Sykstyńską, gdyby pozwolił im na to papież.
 Ale&
 Niech pan da spokój, panie Sutter. Ci makaroniarze żywią się cementem. A chodzić
uczą się, prowadząc przed sobą taczkę. W porządku? Ich szef nazywa się Dominic.
Mówi po angielsku. Ręczę za jego fachowość. Ci ludzie się nie opierdalają. A cena nie
będzie wygórowana. W sobotę rano. Powiedzmy o dziewiątej?
 No cóż& w porządku, ale&
 Cieszę się, że mogłem panu pomóc. Mam tylko podpisać ten papier, tak?
 Tak.
 Niech pan wraca do kolacji. I nie martwi się o to podanie.
Sprawa załatwiona.
 Dziękuję.
 Ma pan to jak w banku.
Odwiesiłem słuchawkę i wróciłem do stołu.
 Nie ma problemu  powiedziałem.
 To świetnie.
 Czy zostało coś do jedzenia?
 Nie.  Susan nalała mi trochę wina.  O czym mówił pod koniec?
185
 Przysyła Dominica, żeby zobaczył, co jest do zrobienia.
 Kto to jest Dominic?
 Wujek Anthony'ego.  Umoczyłem wargi w winie i zadumałem się nad tym, jak
nieoczekiwany obrót przybrały wydarzenia.
 Czy wyrzucasz sobie teraz, że nie podjąłeś się załatwić mu tej transakcji?
 Nie. Są sprawy zawodowe i sprawy prywatne. Nie chcę mieć z nim żadnych
stosunków na gruncie zawodowym; kontakty prywatne ograniczę do spraw
związanych z naszym sąsiedztwem. To wszystko.
 Naprawdę?
Wzruszyłem ramionami.
 Wcale go nie prosiłem, żeby przysyłał tu tego Dominica. Panu Bellarosie trudno po
prostu kazać się od nas odczepić.
 Musiał cię polubić. Kiedy odwiedził cię w biurze, nie odniosłeś wrażenia, że cię
lubi?
 Chyba tak. Uważa mnie za mądrego faceta.
 No bo jesteś mądry.
 Jasne. Gdybym był naprawdę mądry, nie dałbym ci się namówić na przeniesienie
tej stajni, nie płaciłbym połowy kosztów i nie rozmawiałbym z Bellarosą.
 Racja. Może wcale nie jesteś taki mądry.
 Co jest na deser?
 Ja.
 Znowu? To samo było wczoraj.  : Ale dzisiaj jestem z bitą śmietaną.
 Iz wisienką?
 Bez wisienki.
W sobotę rano, punktualnie o godzinie dziewiątej, przed naszymi kuchennymi
drzwiami pojawił się Dominic.
Zostawił swoją ciężarówkę w głównej alei i przeszedł ostatnie sto jardów w lekkiej
mżawce. Zaproponowaliśmy mu kawę i kapelusz, ale odmówił, więc razem z Susan
zaprosiliśmy go do mojego samochodu i podjechaliśmy pod stajnię.
Dominic dobiegał pięćdziesiątki i wyglądał trochę jak goryl, który w młodości
podnosił ciężary. Miał na sobie zielone robocze ubranie i,
186
jak na kwiecień, był bardzo mocno opalony. Wciąż nie byłem pewien, czy
rzeczywiście mówi po angielsku, czy tylko udaje. Susan mówi trochę po włosku i
ćwiczyła swoje umiejętności na Dominicu, ale on patrzył tylko na mnie, jakby chciał,
żebym mu to wszystko przetłumaczył albo kazał jej się po prostu zamknąć*.
Tak czy inaczej, siąpiła mżawka, staliśmy wszyscy przed stajnią, a Dominic mierzył
ją fachowym wzrokiem.
Susan próbowała się upewnić, czy dobrze zrozumiał, że chcemy przenieść tylko jej
centralną część, nie ruszając długich skrzydeł i powozowni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl