[ Pobierz całość w formacie PDF ]

była du\a284 bo a\ tebinki285 koniom zabierała woda.
Przez tę tedy rzekę musieliśmy się w nocy przeprawić,
uciekając, choć nas nikt nie gonił; u obudwu zaś stron
była wieś du\a, którą zewsząd zapalono, aby był widok
do przeprawy. Przeszedłszy tę rzyczkę o pół mili, czyli
o ćwierć mili, znowu wojsko obozem stało cały dzień, aby
się wojsko do kupy zjachało.
Potemeśmy się ruszyli ku Szyczynu 286, gdzie było prae-
sidium tureckie; tam tę fortecę kazał Król atakować, któ-
ra się trzymała z pół dnia, gdzie podkomorzemu krakow-
skiemu, Lanckorońskiemu 287, natenczas w słu\bie cudzo-
ziemskiej zostającemu, z działa nogę ustrzelono. Potym się
praesidium akkordowało288, których nasi konwojowali
o kilka mil ku Budom. Stamtąd szło ju\ wojsko ku grani-
com polskim, gdzie pod Sabinowem 289, miasteczkiem jesz-
cze węgierskim, spotkaliśmy się z wojskiem litewskim,
ciągnącym ku Widmowi, spod którego ju\ wracaliśmy się.
Jednak\e z Litwy mieliśmy ten awanta\290, \e nas pod-
sycili gorzałkami, o które tam trudno bardzo było i drogo,
bo po dwa złote kwatyrkę płacić musieliśmy, gdy\ była
potrzebna na wojskową chorobę, to jest dyssenteryją, na
którą siła godnych wojskowych poumierało; ta zaś choroba
(jako doktorowie zeznawali) była z wody dunajewskiej,
która nigdy czysta nie była, ale zawsze mętna, a do tego
jakieśmy się od Widnia ruszyli, to piwa ani widzieliśmy
w wojsku, tylko raz zjawiło się czajkami przywiezione,
jakieśmy stali pod Parkanem, pod Strygoniem, i tośmy
garniec płacili po ośm złotych. Przybiegł tam\e był wyro-
stek węgierski, z ośmnaście lat mający, z tiutiuniem, któ-
rego miał torbę na sobie, pod czuhajem 291 przewiesłonym,
jakieśmy stali pod Dunajem, po zwycięstwie subotnim
Turków, który stanąwszy pod namiotami królewskiemi
krzyknął:  A chce kto kupić tiutiuniu?" Rzuciło się ho-
łoty od wozów i luznych więcej jak tysiąc, którzy w oka-
mgnieniu rozkupili tiutiuń, ka\dy listek od ręki do ręki
płacąc po orlance 292, tak, \e kilka tysięcy, nie spodzie-
wając się, zebrał orlanek, ufundowawszy sobie pierwej
bezpieczeństwo u janczarów królewskich, którzy go pil-
nowali od napaści.
Z pod Sabinowa, jakieśmy się ruszyli, tak na noclegu
odłączył się Król od wojska i poszedł na miasteczko wę-
gierskie Plawcze293, a hetman 294 z wojskiem ciągnął na
Muszynę 295, miasteczko, do biskupstwa krakowskiego na-
le\ące, gdzie odprawiwszy koło generalne wojskowe 296,
a wojskowi pobrawszy assygnacyje297, rozeszły się cho-
rągwie na konsystencyje298. Król zaś z Pławczy poszedł
do Lubomli299 z senatorami, biskupami asystującymi, któ-
rędy te\ spieszył za Królem hetman polny Sieniawski,
który przyjechawszy do Lubomli razem skończył i kam-
paniją i \ycie, bo die 17 Decembris 300 umarł. Król zaś na
święta Bo\ego Narodzenia przez Sącz301 pospieszył do
Krakowa, w którym stanął w wiliją Bo\ego Narodzenia,
tam odprawiwszy Zapust, w pół Postu Wielkiego wyja-
chał na Ruś, do śółkwi, na święta Wielkanocne.
I tak się skończyła ta wideńska okazyja, zostawiwszy
po sobie nasienie, z którego urosła \waniecka 302, na której
ten\e Król był osobą swoją. Po \wanieckiej nastąpiła bu-
kowińska 303, gdzieśmy byli in obsidione 304 pod Gajami 305
ju\ bez prezencyji 306 królewskiej, gdzie szczęśliwie wypro-
wadził wojska hetman wielki Stanisław Jabłonowski, któ-
rego wojska dosyć mała była kwota, bo się na tę kom-
paniją pod Glinianami307 tylko popisało dziesięć tysięcy
naszych. Andrzej zaś Potocki, kasztelan krakowski, na
tenczas hetman polny z partyją wojska został pod Znia-
tyniem. Turków zaś na nas, w tych dziesięciu tysiącach
będących, rachowało się pięćdziesiąt tysięcy z piechotami
i armatami, okrom ośmdziesięciu tysięcy ordy, od których
Turków w wielkim niebezpieczeństwie byliśmy przez nie-
dziel dwie, przez które codzień, jak tylko zaświtało na
dobry dzień, w nasz obóz ze stu dział ognia dawano, ale
osobliwsza nad nami była Boska Prowidencyja 308, \e ani
nam, ani ludziom, ani koniom nie szkodziły, bo nas na
dole stojących, od nich na górze stojących kule przenosiły.
Potym ex consilio bellico piechoty codzień przez tydzień,
po pięćdziesiąt od chorągwi komenderowani, rąbali las,
który jak wyrąbali tak, \e wozy mogły pość, wedle ko-
lumny, przez niego, zostawiwszy pod ka\dą chorągwią
tylko po dwanaście wozów, a resztę popaliwszy, ruszy-
liśmy się. Do którego bespiecznego miejsca, albo raczej
przejścia, salwowały nas z jednej strony błota, a z drugiej
Prut rzeka. Na odwodzie zaś szła piechota i armaty z ge-
nerałem artyleryji, natenczas Kątskim309, wojewodą ki-
jowskim, który bardzo chwalebnie obstawał w odwodzie,
bo tak kommunik turecki nacierał na niego, \e a\ niektó-
rzy z nich za szpansrejter 310, alias 311 rogatki, co się niemi
piechota obstawia, przeskakiwali z końmi, ale który prze-
skoczył, to się nie wrócił. I tak nam asystowali ze dwie
mile do noclegu, który mieliśmy dobry, bo nam szkodzić
nie mogli, i szczęśliwie dotarliśmy do Zniatynia.
Po tej kampaniji nastąpiła budziacka 312, na której Król
sam był w osobie swojej i tak jedna za drugą ciągnęła
się kampanija a\ do drugiej bukowińskiej 313, chocia\ przy
prezencyji królewskiej, ale bardzo nieszczęśliwej, na której
bez \adnego nieprzyjaciela wojsko się zrujnowało, bo dzień
i noc deszcze lały, a śnie\yce waliły; myśmy od Soczawy 314
weszli w Bukowinę, gdzie co dolina albo potoczek, to nam
się Dunajem stawało; tam ani ognia nało\yć, ani się gdzie
schronić, z góry się leje, pod nogami się pluskocze, dla
koni \ywności ani myśleć dostać, jednym słowem mówiąc
niewypowiedziana biada była, a co największa, \e nam
konie z zimna i od głodu zdychali, i rzadko kto się z na- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl