[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oka mgnienie. . .
Kształt bliski w dal ucieka, Kolorów tęcze bledną, Opuszcza duch człowieka Ziemi
skorupÄ™ biednÄ….
Na mgławej płynąc fali W obrazy senne patrzy, Co gdzieś się topią w dali, W cień
jakiÅ› coraz bladszy. . .
Tak u mühlbruÅ„skich zdroi, Wmieszany w ciżbÄ™ gwarnÄ…, ZgÅ‚Ä™biam tajÅ„ duszy mojej WiecznoÅ›ci
tchem ciężarną;
I choć dzieweczka młoda Dłoń mi podsuwa z kubkiem, Dziwno mi, że ta woda Mocno smakuje
trupkiem. . .
W Karlsbadzie, we wrześniu 1911 r.
85 POLAAY SI AZY ME CZYSTE, RZSISTE . . .
Chce mi się pisać wiersze, Jak psipsi dziecku chce się; Słóweczko rzucam pierwsze,
Może mi coś przyniesie.
Może i inne, liczne Popłyną za nim ciurkiem, Floresy kreśląc śliczne Pod skrzętnym
moim piórkiem.
Może wytrysną ze mnie W obrazków dziwnych rządek, Po które bym daremnie Wysyłał mój
rozsÄ…dek. . .
Zawszeć to duszy zdrowiej I choć nań szemrzą różni, Lżej iść jest pielgrzymowi,
Gdy w drodze się wypróżni. . .
Ach, tak, pielgrzymem jestem, Co smętną podróż kończy I utrudzonym gestem Kuli się
w swej opończy;
Wśród ulic pokręcenia Błądzę po mieście obcem, Brnę poprzez mgły wspomnienia, Gdym
żył tu młodym chłopcem;
Patrzę w niknące szlaki, Uśmiecham się do środka, A każdy uśmiech taki To jakby jedna
zwrotka.
Patrzę z mych lat dojrzałych W p r z e s z ł o ś ć s p o w i t ą m g ł a m i I z
oczu posmutniałych, Ach, psipsi robię łzami. . .
W Paryżu w marcu 1912 r.
86 SPOWIEDy POETY
Kiedy za oknem śnieg prószy Lub szemrzą jesienne deszcze, Naówczas w głąb własnej
duszy Chmurni wpatrujÄ… siÄ™ wieszcze.
Myśl ich szybuje skrzydlata Hen, nad wszechbytu gdzieś progiem, A duch wyniosły się
brata Z sobÄ… jedynie i z Bogiem.
Rozwiej się jakaś otwiera Nad niebios błękity szersza A skutek: u Gebethnera, Po
kop. pięćdziesiąt od wiersza.
I mnie, choć biorę mniej słono, Zdarza się w nocy czy za dnia, %7łe lica żarem mi spłoną,
Gdy duch sam siebie zapładnia;
%7łe lecę w nieziemskie kraje Ze skrzydeł dwojgiem u ramion, I krótko mówiąc, doznaję
Natchnienia klasycznych znamion.
Lecz, ach, gdy pruję powietrze, W sferyczną wsłuchany ciszę, I duch mój z wolna na
wietrze Nad jaznią mą się kołysze;
Gdy spojrzę z kresów wieczności Na moją nędzę przyziemną, Gorzki żal w piersi mej
gości I w oczach od łez mi ciemno.
87 Im bliżej mi już do granic
Przelotnej ziemskiej pielgrzymki, Tym bardziej w sercu mam za nic Te moje mizerne
rymki;
Młodości rozmach bezczelny W chłodną rozwagę się zmienia I w duszy, przedtem tak
dzielnej, Lęgną się hydry zwątpienia;
Myśli w pytajnik się pletą I w głowie zamęt mi czynią, Czy jestem bożym poetą, Czy
tylko zwyczajną świnią? . . .
Czy jestem tańczącym faunem Na gaju świętego zrębie, Czy tylko cyrkowym klaunem,
Co sam się pierze po gębie? . . .
Czym owoc duszy mej rodził W żywota pobożnych mękach, Czym tylko figlarnie chodził
Po jasnym świecie na rękach? . . .
Czy, jak mi radził pan Galle, Byłem jak Byron i Dante, Czy tylko w pustoty szale
Składałem śpiwki galante? . . .
I duch mój sztywne ramiona Pręży w mrok szary i mglisty, I w piersiach łka coś i
kona, I chwytam za papier czysty.
Po głowie mi się coś roi, W sercu coś kwili, coś gęga, I śnię już w tęsknocie mojej,
%7łe się coś serio wylęga.
. Ale na próżno się silę, Czas trawię na wzlotów próbę, Na papier płyną co chwilę
SÅ‚owa niechlujne i grube.
Wdzięczą się do mnie tak świeże, Jak piersi młodych dziewczątek, I chęć obłędna mnie
bierze
88 W mych natchnień wcielić je wątek.
Szeregiem mienią się długim Niby błyszczące klejnoty I chciałbym, jedno po drugim,
Na łańcuch nizać je złoty.
Kuszą mnie czarem niezdrowym: Im które z nich jest plugawsze, Tym bardziej w kształcie
spiżowym Chciałbym je zakuć na zawsze.
I patrzę na swoje płody, I żądzą przewrotną płonę, I ryczę jak Orang młody, Gdy gwałci
polskÄ… matronÄ™.
Próżno się kajam i bronię, Dręczony pokus torturą, Próżno w dróg mlecznych ogonie
Oczyścić chciałbym me pióro.
Archanioł, co z mieczem stoi Przy świętym poezji chramie, Nie wpuszcza piosenki mojej
I mówi: Pójdziesz, ty chamie!
I tak się tułam po świecie, I żal, i smutek mnie dławią, %7łem jest jak nieślubne dziecię,
Z którym się grzeczne nie bawią. . .
Trudno, choć dola ma twarda, W bezsilnej miotać się złości: Zostaje dumna pogarda
Lub apel do potomności;
A jeślim gwary ojczystej Choć jeden przysporzył klawisz, Ty mnie od hańby wieczystej,
O mowo polska, wybawisz!
89 W SZTAMBUCHU
Ieśli, nad insze dziewko urodziwa, Lat mnogich szczęsną przecirpiawszy dolę, Zasiędziesz
wreszcie, matrono szedziwa, W uciesznych wnuczÄ…t zaufanem kole,
Gdy będziesz gwarzyć wśród czeladki oney O dawnych woynach, fortycach warownych,
O Wiśle rzyce, het od krwie czerwoney, Y gwałtach niewiast cnotami szacownych,
Rzekniy, iż pośród rycerskiey gromady Więcej niż groty, śrapnyle siarczyste, Niż
baionetów nieprzychylne zwady, Zła naczyniły twe oczki strzeliste;
Y że okrutniey nad gromkie kanony, Nad wybuchliwe miniery taiemne Brzmiał, wierę,
temu twoy głosek pieszczony, Komu twe czucia wieścił niewzaiemne.
Coż bowiem ważą srogie ludów waśnie, Coż rzezby krwawe y światów zniszczenie Naprzeciw
sercu, co popadło właśnie W naysłodszych ogniów lube zachwycenie?
Iakoż się nie ma zdać błaha y pusta Ludzka obawa śmiertelney zaguby Temu, co bacząc
twe różane usta, Daremnie z chęci obumiera lubey?
Przeminą iedni, drudzy zasię przydą, Iako rokrocznie ruń świeża się pleni: Wiecznie
trwa ieno przemożny KUPIDO, Co IEYMOZ PANNY dziś służką się mieni. . .
Cracoviae, 22 Novembris 1914, wrzkomo szturmowanej fortycy krakowskiej dnia szóstego.
90 WYJAZNIENIE TOWARZYSKIE
( Z korespondencji prywatnej) Gdy się po łóżku tułam porą nocną, W zwodnych majaków
rzucony bezdroża, Widzę twą postać dużą, gibką, mocną; Przysiadasz czasem na krawędzi
łoża I patrzysz na mnie twym wzrokiem zwycięskim, Nieustraszonym, dumnym, prawie
męskim.
I pod tym wzrokiem zdradliwszym niż wino Myśl mi się plącze w widzeniu wpółsennym.
. . I ja się czuję bezbronną dziewczyną, A tyś kochankiem snów moich promiennym,
I w rozmodleniu cichym na twe łono Skłaniam mą psyche nagle skobieconą. . .
I kędy dłoń twa na mnie się położy, Wraz wykwitają mi niewieście wdzięki: Ramionko
linią nieśmiałą się trwoży, Piersi tryskają w półdojrzałe pęki, Oczu przejrzystych
lśni się otchłań modra, Pieściwą falą spływają me biodra. . .
I wszystkie lęki i wstydy dziewczęce, Duszy i ciała nietknięte oazy, Wszystko, ach,
wszystko oddaję ci w ręce, Spowijam w pieszczot bezładne wyrazy I kształt zaplatam
mój wiotki i żeński O ciebie, cudny efebie helleński. . .
Spod ciężkich powiek, z łagodnym uśmiechem, Opuszczasz ku mnie zrenice świetliste
I pierś ma staje się nabrzmiała grzechem, I ciało moje, jak górski śnieg czyste,
Przeczuciem CIEBIE dygota jak w febrze I niemo swego dopełnienia żebrze. . .
Tchnienie twojego oddechu upalne, Ust twoich pieczęć czuję rozgorzałą I zanim owo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Start
- Tadeusz Tołłoczko Od paternalizmu przez partnerstwo, formalizm do klientelizmu
- Tadeusz Dołęga Mostowicz Bracia Dalcz i S ka tom I
- Kostecki Tadeusz Kaliber 6,35
- Konwicki Tadeusz Mała apokalipsa
- Borowski_Tadeusz_Wybor_opowiadan
- Żeleński Boy Tadeusz Słówka
- 007._Cartland_Barbara_ _Najpić™kniejsze_miśÂ‚ośÂ›ci_07_ _Znudzony_pan_mśÂ‚ody
- Słodki jak Âśmierć Lynda La Plante
- On Dublin Street 1 On Dublin Street
- Angelo Poliziano Detti piacevoli
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- trzonowiec.htw.pl