[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zniszczone.
- Nie martw się, sukienka ocalała - powiedział uspokajająco. Nie
mógł oderwać wzroku od Julii. Była taka delikatna. I tak
niewiarygodnie piękna. - Nie zniszczyłem jej, choć miałem na to
wielkÄ… ochotÄ™.
- To było, jakbyśmy...
- Jakbyśmy spadali w przepaść? Jakby cały świat rozsypał się w
pył?
- Tak. - Zauważyła, że nie ma torebki, i powiodła wokół wciąż
trochę nieprzytomnym wzrokiem. Torebka leżała tam, gdzie ją
upuściła, kiedy się całowali. Schyliła się i podniosła zgubę. - Muszę
wyjść na powietrze.
Wzięła ze stolika swój kieliszek, wypiła jednym haustem resztę
szampana i ruszyła do wyjścia, posyłając mu grozne spojrzenie, jakby
chciała powiedzieć, by się nie ważył za nią iść.
68
RS
Ale on nic sobie z tego nie zrobił.
Dogonił ją w alejce, gdzie ozdobne krzewy rzucały cienie w
świetle rozstawionych tu i ówdzie ogrodowych lamp. Jej obcasy
wybijały nerwowy rytm na kamieniach.
- Zaczekaj. - Przytrzymał ją za ramię.
- Na co mam czekać? Chcesz mnie znowu pocałować?
- ChcÄ™.
Stanęła jak wryta.
- Co takiego?
- Dobrze słyszałaś.
Tym razem zrobił to powoli, z niewiarygodną czułością.
Dotknięcie jego warg było lekkie jak muśnięcie pióra. Nie próbowała
się wyrwać z jego ramion, nie mogła. Zmiękła jak wosk i z jękiem
przylgnęła do jego szerokiej piersi.
Pożądanie przeszyło go jak błyskawica, a wzburzona krew
uderzyła mu do głowy. Doprowadzała go do szaleństwa. Nigdy
jeszcze nie czuł takiej rozkoszy.
I takiej męki.
%7ładna kobieta nie działała na niego tak jak Julia. Była jak
najpotężniejszy narkotyk - wystarczyło, że skosztował jej raz, by
popaść w uzależnienie.
Kiedy oderwał usta od jej ust, by zaczerpnąć powietrza, którego
oboje rozpaczliwie potrzebowali, uwolniła się z jego objęć i zrobiła
kilka chwiejnych kroków w stronę porośniętej bluszczem barierki.
Dalej otwierała się przepaść, w dole huczało bezkresne morze.
69
RS
Dylan ruszył za nią, jakby go przyciągała jakaś niewidzialna
siła. Obserwował każdy jej ruch.
Luzne pasma włosów Julii zafalowały na wietrze, przywodząc
mu na myśl zawsze niespokojne, nieujarzmione fale oceanu.
- Kochałeś Lindę? - spytała nagle, odwracając się gwałtownie ku
niemu.
- Chryste. - Zaśmiał się niewesoło, potrząsając głową. Dlaczego
nie mogła przestać drążyć tego tematu?
- Nie próbuj mnie zbyć, Dylan. Powiedz mi prawdę.
Poderwał głowę niecierpliwym gestem.
- Nie, do cholery. Nie kochałem jej.
Przyglądała mu się badawczo.
- JesteÅ› pewien?
- Tak. Jestem pewien.
Nie był głupi i wiedział, że nawet twardzi faceci nie są odporni
na te sprawy. Najlepszym przykładem byli jego brat i kuzyn,
prawdziwi twardziele, dawni komandosi, obaj zakochani z
wzajemnością. Ale to nie był jego przypadek. On nie znał takiego
uczucia.
- Nie mówmy teraz o tym. Chodzmy się bawić - uciął, biorąc
Julię za rękę.
Zmarszczyła brwi.
- Jak chcesz. Ale jeszcze wrócimy do tego tematu.
Nie odpowiedział, tylko zamknął jej usta kolejnym pocałunkiem.
Tym razem całował ją gwałtownie, desperacko, jakby chciał choć na
70
RS
chwilę zaspokoić pragnienie, które nigdy już nie miało przestać go
dręczyć.
ROZDZIAA SIÓDMY
Dochodziła pierwsza w nocy, kiedy JJ i Dylan dotarli do hotelu.
Całą drogę przebyli w milczeniu. JJ na próżno szukała słów. Dylan też
nie wiedział, co powiedzieć. Bez słowa otworzył drzwi bungalowu
kartą magnetyczną i puścił JJ przodem. Przeszła do salonu i zapaliła
światło. Dylan podążył za nią, zdjął marynarkę i rzucił ją na sofę, a
potem rozwiązał krawat i rozpiął koszulę pod szyją. JJ zapatrzyła się
na niego. Biel materiału podkreślała ciemny, miedziany kolor jego
skóry, a rysy twarzy były wyraziste, jakby odlane z brązu. Jaki on
piękny, pomyślała. Piękny i grozny.
Nie mogła się doczekać, aż Dylan rozpuści swoje gęste,
kruczoczarne włosy, które przed wyjściem na przyjęcie zaczesał do
tyłu i związał rzemykiem na karku. Pochwycił jej spojrzenie i poczuła,
że brak jej tchu. Jakby powietrze między nimi nagle zgęstniało.
- Nie mogę iść z tobą do łóżka. Nie dzisiaj. - Usłyszała własny,
drżący głos w ciszy, która aż dzwoniła w uszach.
Kiedy podszedł do niej blisko, nie poruszyła się. Nie była w
stanie. Dylan ujął ją za podbródek, uniósł jej twarz i zajrzał głęboko w
oczy.
- Julio, Bóg mi świadkiem, że pragnę cię bardziej niż
czegokolwiek na świecie - powiedział zduszonym głosem.
71
RS
- Ale tej nocy będziesz spała sama. Wiem, że nie jesteś jeszcze
gotowa, by mi się oddać.
Jedwabny szal wyśliznął jej się z rąk i spłynął do stóp, jakby
kawałek nocnego nieba. Dylan pochylił się, podniósł go i położył na
krześle, po czym wyszedł z salonu. JJ słyszała, jak zamyka za sobą
drzwi sypialni. Została sama. Aż do rana.
Kiedy się obudziła nazajutrz, słońce zaglądało już przez szparę
w zasłonach. Szybko wskoczyła pod prysznic, a potem związała
wilgotne włosy w koński ogon i ruszyła do kuchni. Marzyła o kawie.
Właśnie nastawiała ekspres, gdy w korytarzu odezwały się kroki.
Odwróciła się na pięcie i jej wzrok padł na Dy-lana, który pojawił się
w drzwiach kuchni. Musiał przed chwilą wstać z łóżka, bo ubrany był
tylko w sprane bawełniane spodnie, a od pasa w górę był nagi.
Splątane włosy opadały mu na ramiona.
- Kawy? - zagadnęła.
- Chętnie. Zjadłbym też śniadanie.
- Zamówić coś z hotelu?
- Nie trzeba. Poprosiłem obsługę o zaopatrzenie kuchni. -
Swobodnie oparł się o framugę. - %7łebyś ty mogła przygotować mi
śniadanie.
Kuchnia nagle wydała jej się za ciasna. A ten rozleniwiony,
bezczelny facet stanowczo za blisko. Była zupełnie nieodporna na
jego urok.
- Mam udawać, że jestem twoją gosposią?
- Gosposią, kochanką, a może żoną? Jak wolisz. Mnie jest
wszystko jedno, zależy mi tylko na porządnym domowym posiłku.
72
RS
Nie była w nastroju do tego typu frywolnych żartów. Zbyt
dobrze pamiętała wydarzenia poprzedniego wieczoru. Smak jego
pocałunków. I tajemniczą historię z jego przeszłości, w której główną
rolę grała niejaka Linda. A może ta historia nie należała tak całkiem
do przeszłości?
- A propos kochanki, Dylan, to chciałabym się dowiedzieć
więcej o Lindzie.
- Mogłem się tego spodziewać. - Spochmurniał. - Co dokładnie
chcesz wiedzieć o mojej szanownej byłej? O kobiecie, która pozbyła
siÄ™ mojego dziecka?
JJ zamarła z kubkiem uniesionym do ust. Omal nie oblała się
kawÄ….
- Linda... była z tobą w ciąży? - wydusiła, zszokowana. Nigdy
nie przyszło jej do głowy, że Dylan mógł mieć dziecko. Trudno jej
było wyobrazić go sobie jako przyszłego ojca.
- To długa historia - powiedział niechętnie, nie ruszając się od
drzwi.
- Mam czas.
- Więc zrób mi śniadanie.
Skinęła głową, licząc na to, że w ten sposób skłoni go, by
wreszcie wszedł do kuchni. Kiedy z ociąganiem przestąpił próg i
usiadł za stołem, postawiła przed nim kubek gorącej kawy. Znała go
już na tyle, by wiedzieć, że lubi czarną. Dylan upił solidny łyk.
- Nigdy nie marzyłem o dzieciach, ale kiedy Linda zrobiła to, co
zrobiła... - urwał, a cisza wchłonęła jego słowa. - Stwierdziła, że to jej
ciało i jej wybór. %7łe mi nic do tego. Zresztą nie dała mi możliwości,
73
RS
żebym wpłynął na jej decyzję, bo postawiła mnie przed faktem
dokonanym. Po prostu pewnego dnia oznajmiła mi, że miała aborcję. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl