[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Dobra kobieto  rzekł  powiedz mężowi, żeby się pośpieszył, a
podwójnie mu zapłacę.
Wyszła spełnić jego zlecenie, on zaś odwrócił się znów w naszą stronę;
Amanda nie przestawała gwizdać, on podchwytując melodję, wtórował
jej czas jakiś. W tym momencie wróciła kowalowa; podszedł żywo do
niej, ażeby prędzej usłyszeć odpowiedz.
 Za chwileczkę, panie, za małą chwileczkę, gwózdz odpadł od
przedniej podkowy, mój mąż go przybija, bo mógłby koń podkowę
zgubić, a toby pana znów zatrzymało,
 Ma pani słuszność  odpowiedział  ale mnie bardzo się śpieszy;
gdyby pani wiedziała z jakiego powodu, nie dziwiłaby się mojej
niecierpliwości. Oto niegdyś szczęśliwy małżonek, dziś zdradzony i
opuszczony, ścigam tę, którą tak ubóstwiałem, a która nadużywając
mego zaufania uciekła zapewne do kochanka, zabierając ze sobą
klejnoty, pieniądze i wszystko co jej wpadło pod rękę. Może pani coś o
niej słyszała, a może tędy przechodziła? Towarzyszyła jej niegodziwa
panna służąca, którą nieszczęsny sam z Paryża sprowadziłem, nie
domyślając się, jaką żmiję wpuszczam do domu!
 Czyż być może!  zawołała kowalowa.
Amanda nie przestawała gwizdać, tylko nieco ciszej, żeby nie
przeszkadzać rozmowie.
 Ale ja je odnajdę!  mówił dalej, a jego piękne delikatne rysy
przybrały wyraz szatańskiego okrucieństwa  już jestem n& ich tropie
i nie spocznę, póki nie będę ich miał w ręku. Pani mnie rozumie?
Skurczyli twarz sztucznym uśmiechem i oboje wyszli do kuzni, w
nadziei że ich obecność przyśpieszy robotę.
Amanda wstrzymała na chwilę gwizdanie i szepnęła:
 Trzymaj się ostro, ani drgnięcia powieki, niedługo pojedzie.
Przestroga ta była na miejscu, bo już, już byłabym się z płaczem rzuciła
w jej objęcia, tak byłam przerażona. Lecz przezwyciężyłam się i
siedziałyśmy napozór obojętnie, ona fastrygując i gwiżdżąc, ja udając,
że szyję. Było to bardzo dla nas szczęśliwie, bo on prawie w tejże
chwili wrócił po swoją szpicrutę, którą zapomniał zabrać, i znów
dojrzałam jego ostry, przenikliwy wzrok przeglądający wszystkie kąty
izby.
Usłyszałyśmy nareszcie tętent odjeżdżającego konia; upuściłam robotę,
drżąc i trzęsąc się, bo nie byłam już w stanie zapanować nad nerwami.
Amanda powiedziała powracającej żonie kowala, że byłam zziębnięta z
niewyspania i przemęczenia; kobiecina miała dobre serce, zachęciła
mnie, żebym sobie wypoczęła i ogrzała się przy kominie, sama zaś
zajęła się przygotowaniem sutszej niż zwykle kolacji z powodu naszej
obecności i szczodrobliwości pana de Tourelle. Dała mi się napić trochę
jabłecznika, co mi dobrze zrobiło; mimo bowiem uprzednich
napominań Amandy, żebym w każdej okoliczności zachowywała zimną
krew, mimo jej ostrzegawczych spojrzeń, nie mogłam odzyskać
równowagi. Dla pokrycia mojego pomieszania Amanda przestała
gwizdać i zaczęła rozmawiać z gospodynią, tak że rozgadały się na
dobre, kiedy przyszedł kowal. Zaczął odrazu wychwalać pięknego i
hojnego pana; i on i jego żona współczuli gorąco nieszczęściu, jakie go
spotkało; życzyli, żeby mógł jak najprędzej schwytać niegodziwą
małżonkę, i ukarać tak, jak na to zasługiwała. Potem rozmowa przeszła
na temat tajemniczej bandy rozbójników tak zwanych  chauffeurów"
czyli przypalaczy, którzy pod wodzą Schinderhanna grasowali na całem
wybrzeżu Renu; opowiadali o ich okrucieństwach i wymieniali takie
szczegóły ich przeróżnych zbrodni, że wprost włosy stawały na głowie.
Nawet Amandzie zamarł dech w piersiach, zbladła, zrenice jej się
rozszerzyły, jeszcze jedna taka historja, a byłaby zemdlała.
Spostrzegłszy, że patrzy na mnie, błagając pomocy, nabrałam energji i
wstawszy przeprosiłam bardzo gospodarstwa, mówiąc, że mąż i ja, tak
jesteśmy znużeni niewywczasem i męczącą podróżą, że bardzo byliśmy
radzi położyć się do łóżka; dodałem że nazajutrz wstaniemy bardzo
rano, ażeby wykończyć powierzoną nam robotę. Kowalowa poparła
mój wniosek, a jej mąż dodał, że musielibyśmy być bardzo rannemi
ptakami, gdybyśmy przed nim byli na nogach.
Wypoczynek nocny wrócił nam siły, wstałyśmy raniutko i wykończyły
robotę; a po spożyciu obfitego śniadania, musiałyśmy puścić się w
dalszą drogę. Wiedziałyśmy, że należy nam ominąć Forbach i że to
miasto leży pomiędzy nami a krajem, do którego dążymy. Przez dwa
dni kołowałyśmy i powróciły, o ile mi się zdaje na drogę do Forbach
tylko o jakąś milę bliżej niż od kuzni. Obawiając się pytać o drogę, nie
wiedziałyśmy, gdzie się znajdujemy. Pewnego wieczoru natrafiłyśmy
na małe miasteczko, z dużą oberżą w środku głównej ulicy; zdawało
nam się, iż będziemy bezpieczniejsze w mieście, niż w wiejskiem
osamotnieniu. Parę dni przedtem sprzedałyśmy mój pierścionek
wędrownemu jubilerowi, który zbyt był kontent, że nabywa go za
połowę ceny, ażeby się wypytać, jakim sposobem klejnot ten dostał się
w ręce ubogiego krawca. Miałyśmy przeto trochę pieniędzy i
postanowiłyśmy przenocować w tej oberży i wywiedzieć się trochę,
gdzie jesteśmy, ażeby udać się nazajutrz we właściwym kierunku.
Ugodziwszy się z gospodarzem o mały pokoik w podwórzu nad
stajniami, zasiadłyśmy w najciemniejszym kąciku sali jadalnej, ażeby
spożyć kolację, gdyż byłyśmy bardzo głodne. Jadłyśmy pośpiesznie, w
połowie jednak naszego posiłku zatoczył się przed bramę dyliżans,
wysypali się z niego podróżni i większość z nich zaległa jadalnię, w
której siedziałyśmy skurczone i drżące. Pomiędzy podróżnymi
znajdowała się młoda jasnowłosa pani, z towarzyszącą jej starszą
francuską służącą. Znalazłszy się w ogólnej izbie, pełnej ludzi i
niezbyt przyjemnych zapachów, cofnęła się i poprosiła, ażeby jej dano
prywatny apartament. Mówiła po francusku nieco niemieckim
akcentem. Po jej odejściu dowiedziałyśmy się z dosłyszanych rozmów,
kpinkowatych uwag i docinków, iż pani ta starała się jadąc, może z
nieśmiałości, a jak sądzono z dumy, unikać swoich współtowarzyszy,
czem ich na siebie oburzyła. Amanda zrobiła pocichu uwagę, że włosy
tej pani były zupełnie tej barwy co moje, które obciąwszy spaliła w
owym młynie, podczas jednej ze swoich wycieczek po drabinie do
kuchni.
Zaledwieśmy zjadły, wysunęłyśmy się pocichu z sali, zostawiając tam
hałaśliwe towarzystwo przy kolacji. Przeszłyśmy przez podwórko i
pożyczywszy latarki od stajennego, wdrapałyśmy się ze stajni po
drabinie, innego bowiem wejścia nie było, do naszej izdebki. Byłyśmy
bardzo znużone, to też zasnęłyśmy natychmiast. Obudził mnie hałas w
stajni... po chwili zbudziłam Amandę, kładąc jej rękę na ustach, ażeby
nie krzyknęła. Tam na dole rozmawiał mój mąż ze stajennym, dając mu
rozkazy, tyczące jego wierzchowca. Poznałyśmy doskonale głos jego i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl