[ Pobierz całość w formacie PDF ]
razem wpadała na niego. Do tego ta jej suknia... no cóż, była zdecydowanie
zbyt prowokująca.
Lecz i Miriam miała tego wieczoru głowę pełną szalonych wizji, co
uświadomiła sobie bardzo dobitnie, gdy, pchnięta przez kolejnego tancerza,
oparła dłonie na piersi Rory'ego.
Westchnęła ciężko. W ostatnich dniach tyle razy sobie powtarzała:
Wyrzuć go z pamięci. Zapomnij. Wyrzuć go ze swego życia". Niestety nic z
tego nie wyszło, może dlatego, że myśl o życiu bez Rory'ego była nieznośnie
bolesna.
- Obawiam się, Miriam, że strasznie daję ci się we znaki i... - zawołał,
przekrzykując muzykę.
- Ależ nie, nic nie szkodzi - odparła. - Możesz dawać się mi we znaki
do woli. Proszę.
Boże, Miriam! - pomyślała. Więcej godności.
Ale tak wspaniale było znów znalezć się w jego ramionach, choćby
tylko na chwilę. Nie ma w tym nic złego, prawda? Przecież nie pozwoli, by
pona
ous
l
a
d
an
sc
sprawy zaszły zbyt daleko, na pewno nie tak, jak owej nocy. Chociaż pragnęła
tego z całej duszy.
Ponieważ Rory nadal nie wykazywał żadnej aktywności w dawaniu się
jej we znaki, powiedziała:
- Jeśli jest coś, Rory, co chciałbyś wiedzieć, pytaj. A więc obawiasz się,
że dajesz się mi we znaki? - powtórzyła zachęcająco.
Zawahał się. Wpatrywał się w jej twarz, jakby tam spodziewał się
znalezć odpowiedz na swoje niewypowiedziane pytania.
- Jeśli nie masz ochoty tańczyć ze mną - powiedział w końcu - to...
dlaczego tańczysz ze mną?
- A, to - rzuciła.
- Właśnie, to - odparł.
- To nie jest dawanie się we znaki - bąknęła z rezerwą.
- Nie?
- Oczywiście, natomiast jest to doskonałe pytanie.
- Więc odpowiedz na nie. Czekał, lecz ona milczała. Być może nie
potrafiła znalezć doskonałej riposty.
- Dlaczego nie odpowiadasz? - spytał po chwili.
- Na co?- zapytała słabo, bo też cała czuła się dziwnie omdlała.
Wykonał głęboki wdech, ani na chwilę nie odrywając od niej oczu.
- Czemu tańczymy ze sobą? - rzucił.
- Hm... Może dlatego, że pięknie grają? Grzecznie pokiwał głową, lecz
raczej jej nie uwierzył.
- Przecież doskonale wiesz - ciągnął - że nie potrafię tańczyć.
Ryzykujesz poważnymi obrażeniami stóp, jeśli szybko nie przestaniemy.
- Uważam, że świetnie sobie radzisz - odparła, tym razem szczerze.
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Tak, właśnie - bąknął. - W tym potwornym ścisku to nic trudnego,
ale zaczną się kłopoty, kiedy przestaną grać i ludzie zaczną się rozchodzić.
O tak! Zwięte słowa, pomyślała Miriam. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
Lecz muzyka wcale nie cichła, tylko stała się jeszcze głośniejsza i
żywsza. Wtedy ktoś gwałtownie wpadł na Rory'ego i z wielką siłą pchnął go
na Miriam. %7łeby uchronić ją od upadku - i tylko dlatego - chwycił ją w
ramiona, a jego dłonie wylądowały na samym skraju jej pleców. W
normalnych okolicznościach nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego.
Pamiętać jednak należy, że Miriam nie była ubrana normalnie, tylko
miała na sobie jedną z sukien Loli Chacha, co oznaczało, że oprócz
błyszczących cekinów, piór i rozcięcia z boku - które bez wątpienia powinno
być ścigane prawem - miała na sobie jeszcze dekolty, zarówno z przodu, jak i
z tyłu. Tak głębokie, jak było to możliwe bez narażania się na więzienie,
przynajmniej, póki było na tyle ciemno, by policja niczego nie zauważyła.
W rezultacie dłoń Rory'ego nie natrafiła na fragment garderoby, ale na
nagą skórę Miriam, a to wystarczyło, by żywy ogień popłynął w jej żyłach.
Jej palce, które spoczywały na jego piersi, wiedzione czystym
odruchem zacisnęły się, a wydarzenia nabrały jeszcze większego tempa, gdy
ten sam energiczny tancerz znów popchnął Rory'ego. I tak jakoś stało się, że
jej dłonie, mocno zaciśnięte, jakby walczyła o życie, znalazły się na jego
ramionach.
Stało się tak, gdyż, oczywiście instynktownie, ratowała się przed
upadkiem. Tak to sobie przynajmniej tłumaczyła, bo przecież nie dlatego, że
chciała mocniej chwycić Rory'ego, a w żadnym razie nie po to, by dotknąć go
jeszcze raz. Absolutnie.
Naprawdę. Wcale nie dlatego.
pona
ous
l
a
d
an
sc
Zachowanie Rory'ego także dalece odbiegało od przynależnego mu,
profesorskiego stylu bycia. Było coś zastanawiającego, a przy tym
podniecającego, w sposobie, w jaki położył dłoń na jej nagich plecach, a
drugą - na jej równie nagim ramieniu.
Tak, to jest głęboko zastanawiające, pomyślała Miriam, gdy dłonie
Rory'ego zaczęły bardzo powoli zsuwać się w dół, dużo niżej, niż to było
konieczne, by ją podtrzymać. Bardzo wyraznie poczuła ten powolny ruch nie
dlatego, że opuszki palców Rory'ego zostawiały na jej skórze rozpalone ślady,
ale dlatego, że zatrzymały się dopiero na skraju jej pleców.
- Wszystko w porządku, Rory - rzuciła trochę bez tchu. - Nie musisz...
Nie...
- Czego nie muszę? - spytał niewinnym głosem, choć wyraz jego
twarzy świadczył o czymś innym.
Rumieniec na jego policzkach Miriam uznała za objaw zawstydzenia,
bo przyłapała go na tym, jak ją dotykał, lecz mimo to wcale nie cofnął rąk.
Uznała też, iż usta miał rozchylone z powodu duchoty, choć nie było widać,
by z trudem chwytał powietrze, natomiast dziwny blask jego oczu wzięła za
skutek gorąca. Mimo że żar, który oblewał ich oboje, nie zdawał się płynąć z
zewnątrz.
Uznała też wreszcie, że jej własne reakcje - płonące policzki, krótki
urywany oddech i ogień rozpalający żyły - były jedynie skutkiem tłoku, który
ich otaczał.
Sęk w tym, że nie wierzyła w nic, co usiłowała w siebie wmówić.
Orkiestra zmieniła melodię na coś spokojnego, jakiś standard
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Start
- Lowell Elizabeth Sen zaklęty w krysztale
- Leto Julie Elizabeth PodwĂłjna rozkosz
- Elizabeth Harbison Zakochane serca
- Gaskell Elizabeth Szara dama
- Bevarly Elizabeth Kiedy Eryk spotkaĹ Jayne
- Elizabeth Bevarly Indecent Suggestion
- 02 Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i skarb Atanaryka
- kubus fatalista i jego pan
- 491. Fraser Anne Lekarz z powośÂania
- Stephens Susan KarnawaśÂ w Wenecji
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- trzonowiec.htw.pl