[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przed samym sobą. - Brody zamilkł speszony. Nie przywykł do opowiadania innym o
sobie.
Lila widziała w Brodym te same cechy, które przed laty dojrzał jej wuj: prawość,
honor, siłę, pracowitość, skromność.
- Twój wuj to wspaniały facet. Wszystko bym dla niego zrobił.
- Nawet pojechał z jego siostrzenicą po choinkę?
Wyszczerzył zęby.
- Nawet.
Wstał od stołu. Dalsze pytania wisiały w powietrzu: co teraz? Dokąd zmierzamy?
- Co ze spaniem? - spytała Lila, siląc się na neutralny ton.
- Dla ciebie łóżko, dla mnie i Bu podłoga.
Piecyk świetnie grzał, ale od podłogi ciągnęło chłodem. Mieli do dyspozycji koc,
którym Lila była owinięta, i dwa cienkie kocyki, które znalezli w chacie.
- Możemy podzielić się łóżkiem - zaproponowała, czerwieniąc się po uszy. Pocie-
szała się, że może w półmroku nie widać jej rumieńców.
- Nie, nie możemy.
- Dlaczego? - Chodziło jej tylko o jego wygodę.
- Bo Buba chrapie - odparł z powagą.
Nieprawda. Oboje dobrze pamiętali pocałunek za stodołą. Koniuszkiem języka Lila
oblizała wargi, jakby wciąż czuła jego smak. I chyba faktycznie tak było, choć od tamtej
pory minęło kilka tygodni.
Brody wpatrywał się w nią intensywnie.
Wstała i postąpiła krok w jego stronę.
R
L
T
Cofnął się, choć wcale tego nie chciał. Zagwizdał na psa, jeszcze raz utkwił spoj-
rzenie w jej ustach, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł na zewnątrz.
Do środka wpadł lodowaty powiew.
Mogła na niego zaczekać. Mogła go kusić, uwodzić, ale brakowało jej doświad-
czenia i pewności siebie. Poza tym czuła narastającą senność.
Położywszy się na nierównym materacu, okryła się kocem. Nie była w stanie
utrzymać otwartych oczu.
Brody wrócił chwilę pózniej, strzepał z siebie śnieg, ściągnął buty. Opadły z hu-
kiem na podłogę. Lila nie otworzyła oczu. Szelest koszuli okazał się jednak zbyt dużą
pokusą.
Uniosła powieki, ale zanim zdążyła się przyjrzeć wspaniałej muskulaturze
Brody'ego, ten zgasił lampę. Zapadły nieprzeniknione ciemności.
Słyszała, jak mężczyzna szykuje sobie posłanie na podłodze, a potem wsuwa się
pod koc. Pies ułożył się obok swojego pana.
- Ale ciemno - szepnęła, starając się ukryć lęk.
- Uhm.
- Nie widzę nawet własnej ręki.
- Czyżby się pani bała, panno Grainger? - spytał cicho Brody.
Tak jak wtedy, gdy brnęli przez śnieżycę, jego głos sprawił, że poczuła się bez-
piecznie.
- Po prostu w mieście zawsze dociera odrobina światła, a to z palącej się latarni na
ulicy, a to z holu czy łazienki.
- Innymi słowy boisz się ciemności?
- Może trochę - przyznała.
- Od dziecka tak masz?
Zawahała się.
- Nie.
- Opowiedz mi o tym niemiłym incydencie. Co się stało?
Za dnia by odmówiła, ale teraz, niewidoczna w ciemności, spełniła jego prośbę.
R
L
T
- Rozkręcałam w internecie swój biznes Pod Jemiołą", jednocześnie pracowałam
w dużej firmie marketingowej. Do naszego działu przyszedł nowy pracownik, Ken
Whittaker, któremu bardzo się spodobałam. Nie zachęcałam go, przeciwnie, najpierw
uprzejmie, a potem stanowczo mówiłam, że nie życzę sobie, aby mi nadskakiwał. Firma
zwolniła go, kiedy wszystkie szuflady w moim biurku zapełnił confetti. Szefowie wi-
dzieli, że to nie jest niewinne zauroczenie. Facet miał obsesję na moim punkcie. Oczy-
wiście winił mnie za utratę pracy. Nadal przysyłał mi wiersze i liściki, ale teraz już pełne
obelg. Gdziekolwiek się ruszyłam, on czekał na mnie w samochodzie. Kiedyś, jak wy-
brałam się z przyjaciółmi na kolację, włamał się do mojego domu i ukradł kilka rzeczy.
W końcu udało mi się uzyskać z sądu tak zwany nakaz ograniczający.
- Co tylko pogorszyło sprawę.
- Skąd wiesz?
- Jestem policjantem. I wiem, że każda próba powstrzymania prześladowcy wywo-
łuje coraz większą jego wściekłość.
- Ponownie się do mnie włamał. W nocy. Kiedy się obudziłam, stał nade mną z
nożem. Kazał mi przejść do kuchni; groził mi przez sześć godzin.
Brody zaklął pod nosem.
- Do dziś nie wiem, dlaczego mnie nie zgwałcił. Albo nie zabił. Dwukrotnie z szyi
pociekła mi krew.
- Jak się broniłaś?
- Kłamałam jak najęta. Mówiłam, że go kocham. %7łe chcę spędzić z nim resztę ży-
cia. %7łe... - głos się jej załamał - chcę urodzić jego dziecko.
- Bardzo dobrze - pochwalił. - Dzięki temu żyjesz.
- Sąsiadka, która wyszła wyrzucić śmieci, akurat zerknęła w moje okno. Zawiado-
miła policję. Ken trafił za kratki, ale ja nie umiałam już tam żyć. Strach przeniknął ściany
domu. Postanowiłam przenieść się do Snow Mountain. Mój biznes internetowy kwitł,
dostałam zaliczkę na książkę o świętach Bożego Narodzenia...
- O świętach? - spytał, a ona w jego głosie słyszała akceptację.
R
L
T
- Tak. O tym, co symbolizują: pokój, miłość, pojednanie. Boże Narodzenie to czas
magii, cudów. - Zawahała się, po czym ciągnęła: - Wiesz, strach, który czułam, przenik-
nął nie tylko ściany domu, również mnie. Na wylot.
- I czekasz na cud?
Ufa mu. Może więc cud już się zdarzył?
- Tak. Chcę przestać się bać. Nie podskakiwać na dzwięk niespodziewanych kro-
ków. Być taka jak dawniej. - Stres i zmęczenie, które towarzyszyły jej od dwóch lat, stały
się nagle nie do wytrzymania. - Chcę znów spać. Przespać całą noc. Nie budzić się zlana
potem, z walącym sercem.
- Lila?
- Hm?
- Zpij spokojnie. Będę czuwał.
Wtuliła nos w śmierdzący materac i po raz pierwszy od lat zasnęła kamiennym
snem.
Wsłuchując się w jej równomierny oddech, Brody rozmyślał z wściekłością o dra-
niu, który siedział za kratkami.
Bez względu na to, ile lat facet spędzi w więzieniu, nigdy nie naprawi krzywdy,
jaką wyrządził Lili.
Brody często stykał się z łajdakami. Wszędzie się trafiali, nawet w Snow Mounta-
in. W kontaktach z nimi zawsze był chłodny i opanowany.
Teraz uświadomił sobie, że byłby zdolny do zabicia Whittakera, gdyby po wyjściu
z więzienia znów zaczął nękać Lilę. Wiedział, że tacy nigdy nie przestają.
Podłoga była twarda i zimna. Wiercił się. Starał się nie myśleć o miękkim ciele na
łóżku. Kiedy Lila spytała, gdzie będą spali, wydawało mu się, że w jej głosie brzmi nie-
śmiałe zaproszenie. Nie skorzystał. Chciał udowodnić sobie i Hutchowi, że jest porząd-
nym człowiekiem.
Wreszcie zasnął; chrapliwy oddech Bu podziałał na niego usypiająco.
Obudziło go ciche skomlenie. W dodatku to nie pies skomlał. Skomlenie przeszło
w płacz, po chwili w krzyk.
- Zejdz ze mnie! Złaz! - wołała histerycznie Lila.
R
L
T
Brody zerwał się na równe nogi. Tak, w jej obronie gotów byłby pozbawić Whit-
takera życia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Start
- 989._Colter_Cara_ _Wyspa_milosci
- Foster, Alan Dean Catechist 2 Into the Thinking Kingdoms
- D397. Wilks Eileen MćÂśźatka na niby
- Dć baśÂa Jacek NajwićÂksza przyjemnośÂć śÂwiata
- Langan Ruth WśÂadczyni mórz
- Colin Forbes Stacja nr.5
- Marsh Nicola PrzysićÂga maśÂśźeśÂska
- GR1000.Radley_Tessa_Rozkosze_jednej_nocy
- Coughlin William Kara śÂmierci
- Wa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- thelemisticum.opx.pl