[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obiecywała sobie, że tego nie zrobi.
- Pewnie podziękowałbym ci już dawno, gdyby nie wykład, który mi zafundowałaś. -
Wzruszył ramionami i wcisnął ręce w kieszenie dżinsów.
- To nie był żaden wykład.
- Tylko co?
- Komentarz. Prawda w oczy kole, tak?
- Hej, dokąd się wybierasz? - Chwycił ją błyskawicznie za ramiona, zorientowawszy
się, że Lana zamierza wyjść. Ona jednak zdołała się wywinąć i zbiegła szybko po schodach.
- Do domu. Możesz być pewien, że kiedy następnym razem najdzie mnie ochota, żeby
zrobić ci niespodziankę, spokojnie poczekam, aż mi przejdzie.
- Nie prosiłem cię, żebyś kupowała mi narzutę. Ani żebyś myła moje naczynia czy
robiła dla mnie zakupy na bazarze.
- W porządku. Zrozumiałam. Możesz być pewien, że to się nie powtórzy. Nie będę też
nachodziła cię bez uprzedzenia. Wiem już, jestem ci potrzebna tylko wtedy, kiedy masz
ochotę pójść ze mną do łóżka!
Poczuł, jak ogarnia go dzika furia. Bał się, że za chwilę zrobi albo powie coś, czego
potem będzie żałował, wiec instynktownie cofnął się o krok.
- Nie mieszaj do tego seksu, bo nie o to chodzi. - W jego głosie wyraznie słychać było
wzburzenie. Nie czekając na jej reakcję, odwrócił się gwałtownie i poszedł do pracowni.
- Nie chodzi o seks? Więc o co? - zawołała, a ponieważ ją zignorował, niewiele
myśląc, ruszyła za nim. Nigdy dotąd nie wchodziła do pomieszczenia, w którym pracował,
sam też nigdy jej tam nie zapraszał. Była jednak tak wzburzona, że nawet nie pomyślała o
tym, iż za chwilę wkroczy do świata, który do tej pory był dla niej całkowitą tajemnicą. - Nie
chodzi o seks, więc o co? - powtórzyła. - No, słucham! Co masz mi do powiedzenia?
- Nie wiem, o co chodzi! - prawie krzyknął i odwrócił się, gotowy odeprzeć jej atak.
Wystarczyło jednak jedno spojrzenie, aby zrozumieć, że ma przed sobą kobietę, którą dopiero
co podziwiał na swoim portrecie. Zapatrzył się w nią, potem przeniósł wzrok na portret. Przez
ułamek sekundy miał niesamowite wrażenie, że istota stworzona w jego wyobrazni ożyła,
zeszła z płótna i oto stoi przed nim, a on zupełnie nie wie, jak zareagować. Pokręcił głową i
powoli podszedł do okna. Spojrzał daleko przed siebie, jakby miał nadzieję, że na
nieskazitelnie błękitnej płachcie nieba znajdzie sensowną odpowiedz.
- Powiedz coś - jej szept zabrzmiał wyraznie w głębokiej ciszy.
- Nie wiem, co mam powiedzieć. Sam tego nie rozumiem. Po prostu trafiłaś na zły
moment. Ostatnio mam ich bardzo wiele - przyznał otwarcie. - Widocznie na starość robię się
zgryzliwy - dodał samokrytycznie.
Lana przyznała mu w myślach rację. Miewał nastroje i humory, które zmieniały się
równie niespodziewanie, jak pogoda. Nie bardzo wiedziała, jak sobie z tym radzić, jak
traktować te nagłe wahania i wybuchy temperamentu. Daniel był naprawdę nieobliczalny.
Jeszcze kilka minut wcześniej zachowywał się arogancko i był irytujący, a teraz wyglądał tak
żałośnie, że zapragnęła podejść do niego i go pocieszyć.
Szybko się jednak pohamowała. Przypomniała sobie, że nie odpowiada jej rola
pocieszycielki chimerycznego artysty.
Przez chwilę wpatrywała się w jego mocną, wysoką sylwetkę na tle błękitu za oknem.
Wiedziała, że powinna odwrócić się i wyjść jak najszybciej, a wydarzenia ostatnich tygodni
potraktować jako jeszcze jedno cenne życiowe doświadczenie. Nie zrobiła tego jednak.
Odwróciła wzrok i zaczęła uważnie rozglądać się po pracowni.
Charakter właściciela odbijał się we wszystkich przedmiotach wypełniających to
przestronne, jasne pomieszczenie - od opartych o ściany płócien, przez sztalugi i pojemniki z
farbami, po niezliczoną ilość pędzli i pędzelków. Najsilniej wszakże podziałał na nią
unoszący się w powietrzu specyficzny zapach, tak dobrze znany i niepokojąco zmysłowy.
Mieszanina, na którą składał się delikatny zapach jakichś męskich kosmetyków i ostra woń
farb oraz terpentyny.
Podeszła do jednej ze ścian i zaczęła kolejno odwracać obrazy. Niektóre były już
skończone, inne wyglądały tak, jakby Daniel porzucił je w połowie pracy. Różniły się te-
matyką. Jedne namalowano zamaszyście, grubymi pociągnięciami pędzla i przy użyciu
jaskrawych, wesołych barw. Były też bardziej stonowane, jakby melancholijne. Patrzyła na
wszystkie dość długo i w końcu musiała przyznać uczciwie, że nie jest w stanie zrozumieć
sztuki Daniela.
Za to z całą pewnością mogła powiedzieć, że to, co starał się wyrazić na swoich
płótnach, budziło w niej silne emocje. Potrafiła odczytać ich klimat, była w stanie wczuć się
w ich nastrój. W pewnej chwili pojęła, że malarstwo Daniela działa na nią dokładnie tak, jak
on - jego też nie potrafiła zrozumieć do końca, lecz dzięki niemu budziły się w niej odczucia,
których dotąd nie znała.
- Nastroje... - powiedziała półgłosem, odwracając kolejny obraz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl