[ Pobierz całość w formacie PDF ]

L R
T
- Z drugiego końca stanu przywiezli trzydzieści lodowych rzezb wykonanych przez najlepszego
fachowca - powiedziała. - Mam tyle przegrzebków zapiekanych z bazylią, że starczy dla całego wojska.
Mason patrzył na nią zmieszany. Najwyrazniej nie miał bladego pojęcia, o co jej chodzi.
- To jak będzie, Claire? Pomożesz mi czy nie? - zapytała.
Mason uniósł brwi. Tym razem nie ściszał głosu.
- Odpuść ją sobie - poradził. - Wywal tę kobietę.
Reese zamknęła oczy. Zdawała sobie sprawę, ile problemów jest przy organizacji takiego przyjęcia.
Wzięcie wszystkiego na własne barki to ogromne wyzwanie. Zwłaszcza że do ostatniej chwili trzeba
trzymać rękę na pulsie.
- Reese - odezwała się Claire. - Zacznij myśleć rozsądnie...
- W porządku. - Taką decyzję powinna podjąć już kilka tygodni temu. - Sama to wszystko
dokończę, dam sobie radę.
Rozłączyła się. Gwałtownie, bo zdawała sobie sprawę, że będzie trudno.
Nabrała powietrza, żeby się uspokoić. Musi zacząć od najpilniejszych spraw. Popatrzyła na otwarty
komputer, oparła głowę o oparcie kanapy i bezwiednie zwiesiła ramiona. Okno wychodziło na wiktoriański
ogród, idealne miejsce do pracy.
Mason wpatrywał się w nią z takim wyrazem twarzy, jakby przyszedł do kina i zamiast filmu akcji
omyłkowo trafił na tragedię. Uciekła wzrokiem, udając, że nie zauważa jego pytającego spojrzenia.
- Wiem od obsługi, że nie zeszłaś na śniadanie. - Wskazał na talerz, podsunął go bliżej. - Musisz
jeść.
Poruszył ją tym gestem. Wymamrotała podziękowanie. Mason odwrócił się do okna, zapatrzył na
ogród. Chyba był zażenowany uprzejmością okazaną byłej żonie. Reese wciągnęła zapach omletu,
zaburczało jej w żołądku. Dopiero teraz uprzytomniła sobie, że nie jadła od wczorajszego lunchu. Od
niespodziewanego wyjazdu Dylana.
Ogarnęło ją przygnębienie. Brakowało jej obecności Dylana, jego miłego sposobu bycia,
pogodnego uśmiechu. Przeniosła wzrok na mrocznego, niepokojącego mężczyznę opierającego się o drzwi
do ogrodu.
Niepotrzebnie pozwoliła mu zostać. Trzeba było przespać się w tej sukni.
Wojskowa oliwkowa podkoszulka podkreślała muskularny tors, przywołując wspomnienie
wczorajszego dnia, gdy widziała go bez koszuli. Wilgotna od potu skóra lśniła w słońcu. Obcisłe dżinsy
opinały mocne nogi, przywołując wspomnienia.
Nagi Mason idący w jej stronę, oczy płonące żarem.
Uda twarde jak skała. Cudowne pod jej dłońmi.
Hipnotyzujący ruch kształtnych pośladków, gdy obserwowała z łóżka, jak szedł pod prysznic.
Reese, opamiętaj się. Ten mężczyzna to trucizna. Przed laty przyjęła śmiertelną dawkę i ledwie
uszła zżyciem.
L R
T
Na szczęście Mason odwrócił się, podszedł bliżej i usiadł na różowej dziewiętnastowiecznej
francuskiej kanapie na wprost Reese. Poczuła ulgę.
- Spodziewałem się, że zastanę cię dzwoniącą do gości z informacją, że wesele się nie odbędzie.
- Plany się zmieniły.
Oczy mu pociemniały, lecz niczego nie była w stanie z nich wyczytać.
- Gdy spałem, Dylan zmienił zdanie?
Dziwne, ale wcale nie wyglądał na wypoczętego. Spał ponad dwanaście godzin, a pod oczami nadal
miał sińce.
Jego ton nie zdradzał żadnych emocji. Boże, już sama nie wie, co jest gorsze. Jej narzeczony uciekł
tuż przed ślubem. Teraz sama musi się zmierzyć z przykrymi konsekwencjami, lecz jak to zrobić, gdy jej
seksowny były tak na nią patrzy?
- Nie - odpowiedziała. - Gdy spałeś, powiedziałam Dylanowi, że zamierzam zmienić weselne
przyjęcie w towarzyską imprezę.
Mason sceptycznie uniósł brwi. Niech sobie daruje. Już wystarczająco nasłuchała się od Claire.
Mason potarł brodę, jakby chciał coś powiedzieć, jednak milczał.
- Dla większości gości odzyskanie pieniędzy za bilety lotnicze nie wchodzi w grę - rzekła,
zadowolona z siebie, że wysuwa takie racjonalne argumenty. - Wiele osób przyjeżdża wcześniej, żeby
najpierw trochę pozwiedzać, więc nie widzę powodu, dlaczego zrezygnować z dobrej zabawy.
Przyjęcie będzie dowodem, że się nie załamała.
- Hm, to trochę niezręczna sytuacja, prawda? Prychnęła mimowolnie. Niezręczna? Raczej kosz-
marnie trudna. Claire wystarczająco jasno się wyraziła. Rodzice również nalegali, żeby wszystko odwołać.
Nawet Marnie miała wątpliwości i żarliwie namawiała do odwołania imprezy.
Nie zamierzała niczego zmieniać.
Tego nauczyła się po zerwaniu z Masonem - użalanie się nad sobą nic nie da. Stanęła na nogi,
dopiero gdy zaangażowała się w pracę w fundacji. Teraz nie zachowa się tak jak dawna Reese, nie schowa
się przed światem.
- Dylan okazuje mi bardzo duże wsparcie - powiedziała.
Chrząknęła. Nie skłamała, jednak to  bardzo" było dość naciągane.
Mason milczał. Niespokojnie poruszyła się na kanapie. Nie miała pojęcia, co on myśli. Nieczęsto to
zdradzał, jedynie gdy sam tego chciał. Za pózno się o tym przekonała. Byli małżeństwem przez rok, z
czego jedenaście miesięcy Mason przebywał na misji. Dzwonił rzadko, rzadko przysyłał mejle. Gdy wrócił
do domu, dogadywali się jeszcze gorzej.
Zacisnęła usta, odwróciła wzrok.
- Przez te kilka dni postaram się nadać imprezie inny charakter. Na pewno nie weselny -
powiedziała.
- Jak chcesz to zrobić? Dobre pytanie. Opuściła ją pewność siebie.
L R
T
- Jeszcze nie wiem.
Przez chwilę wpatrywał się w nią w milczeniu. Chrząknęła, czując się nieswojo.
- Nie musisz tutaj być. Radzę sobie - powiedziała, sięgając po talerz.
- Pomogę ci.
Chciała stanowczo zaoponować, lecz powstrzymała się. Od chwili, gdy znowu go ujrzała, miała
przytłaczające przeczucie nieuniknionej katastrofy.
- Nie ma takiej potrzeby.
Jak to się dzieje, że już sama jego obecność tak na nią działa? Dlaczego ten, którego chce mieć
obok siebie - Dylan - zniknął? A ten, którego nie chce widzieć, wciąż tutaj jest i nie zamierza odejść?
- Przyda ci się pomoc - podsumował. Potarł palcami skroń. - Przynajmniej tyle mogę zrobić za to,
że przepłoszyłem Dylana.
- Dylan sam zdecydował - powiedziała. - Nie miałeś na to wpływu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl