[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jasne! - Mały złapał Coopa za rękę. - Chcesz trochę? Pójdziesz ze mną?
- Dziękuję. Ty idz.
Pani Finkleman zachichotała, kiedy Keenan pobiegł i zaczął wdrapywać się po
schodach.
- Mały aniołek. Zabawimy go przez kilka godzin albo on nas zabawi. Chyba przyda ci
się parę minut spokoju.
- W pokoju bez klamek - mruknął Coop. - Jak ktokolwiek mo\e wytrzymać z dziećmi?
- Aatwiej idzie, kiedy towarzyszy się im od początku. Kiedy spędzisz całą noc z
cierpiącym na kolkę niemowlęciem, nic cię ju\ nie wzrusza. - Westchnęła. - Chyba \e
eksperymenty naukowe. Eksperymenty naukowe zawsze doprowadzały mnie do szaleństwa. I
pierwsze jazdy. - Potrząsnęła głową na to wspomnienie. - To mo\e wykończyć człowieka. -
Rozpromieniła się i poklepała go po ramieniu. - Ale na martwienie się tym masz jeszcze du\o
czasu. Dobrze sobie radzisz. Harry i ja rozmawialiśmy o tym, jak to wspaniale, \e w \yciu
Zoe i Keenana pojawił się wreszcie mę\czyzna. Nie chodzi o to, \e Zoe sobie nie radziła.
Wychowywała tego słodkiego chłopczyka, pracowała na dwa etaty i zajmowała się domem.
Ale naprawdę robi mi się ciepło na sercu, kiedy ty bawisz się z tym małym aniołkiem na
podwórku, a Zoe tak się cieszy na twój widok. Zliczna z was rodzina. A teraz idz się
zdrzemnąć. Ja dopilnuję twojego małego.
- Ja nie... On nie... - Ale ona ju\ odpłynęła.
Rodzina. Poczuł się tak, jakby w \ołądku miał kulę ze śniegu. Nie byli rodziną. O nie,
powtórzył, obchodząc dom. Tego nie wziął pod uwagę. Pewnie, \e lubił tego dzieciaka. Nie
mo\na było go nie lubić. I szalał za jego matką, ale to jeszcze nie czyniło z nich rodziny.
Niczego sobie nie obiecywali. Mo\e i zaproponował, \e spędzi trochę czasu z chłopcem,
nauczył go grać w baseball, rzucił mu parę piłek, ale przez to nie stał się jego ojcem.
Ruszył prosto do lodówki, zdjął kapsel z butelki piwa i pociągnął solidny łyk.
Pewnie, lubił, kiedy dzieciak kręcił się w pobli\u i naprawdę lubił przebywać w
towarzystwie jego matki. Nawet sprawiło mu przyjemność, kiedy jakaś kobieta na basenie
wzięła Keenana za jego syna i zachwycała się jego urodą. To jednak nie znaczyło, \e
zamierzał myśleć o rodzinnym ubezpieczeniu zdrowotnym albo polisie dla chłopca.
Był samotny. Lubił samotność. To oznaczało, \e mógł przychodzić i wychodzić, kiedy
chciał, mógł przez całą noc grać w pokera albo oglądać mecze w telewizji.
Lubił pracować we własnej przestrzeni - dlatego właśnie zazwyczaj pisał w domu, a
nie w redakcji  Doniesień . Nie cierpiał, kiedy ludzie dotykali jego rzeczy, organizowali mu
czas albo planowali wyjścia.
Zycie rodzinne - jak pamiętał z dzieciństwa - obfitowało w rozmaite wizyty.
Nie ma mowy, \eby zmienił swoje \ycie i zało\ył rodzinę.
A więc popełniłem błąd, pomyślał, wziął piwo i wyciągnął się na sofie. Poświęcił Zoe
i jej dziecku zbyt du\o czasu, zbyt du\o uwagi. Zrobił to z ochotą, ale teraz zrozumiał, \e ten
gest został opacznie zrozumiany. Zwłaszcza po tym, kiedy Zoe wspomniała o miłości. Tylko
raz, przypomniał sobie. Najchętniej zwaliłby to na karb kobiecego rozczulania się.
Jeśli jednak teraz się nie wycofa, mogą się od niego uzale\nić. Poruszył się
niespokojnie, kiedy przyszło mu do głowy, \e i on mo\e zacząć zale\eć od nich.
Chyba nadszedł czas, by ponownie stać się tylko lokatorem.
* * *
Keenan wypadł z sąsiedniego domu w chwili, gdy jego matka zaparkowała na
podjezdzie.
- Cześć, mamo, cześć! Przez dwanaście sekund nie oddychałem pod wodą! Zoe
wyskoczyła z samochodu, złapała go i dwukrotnie okręciła w powietrzu.
- Pewnie masz tu skrzela. - Połaskotała go po \ebrach. - Witam, pani Finkleman.
- Witaj. Spędziliśmy przyjemną godzinkę. Kiedy wrócili, kazałam Coopowi się
zdrzemnąć. Chyba miał cię\ki dzień.
- Dziękuję. - Ucałowała Keenana prosto w usta po czym przez chwilę się zastanowiła.
- Mmm... Jadłeś wiśnie.
- Pan Finkleman upiekł placek z wiśniami. Były bardzo pyszne.
- No pewnie. Podziękowałeś?
- Uhm. Mart prawie się wyrzygał w samochodzie Coopa.
- Zwymiotował - powiedziała Zoe, niosąc synka do domu.
- Tak. To była moja kolej, \eby siedzieć z przodu. Zwietnie się bawiłem, a Coop
pomógł mi pływać bez skrzydełek. Powiedział, \e jestem mistrzem.
- Bo jesteś. - Opadła z nim na fotel. Perspektywa przygotowania obiadu, przebrania się
w kelnerski strój i serwowania drinków przez sześć godzin z rzędu po prostują przera\ała. -
Uściskaj mnie - za\ądała, po czym przytuliła się do syna. - Jesteś mistrzem przytulania. Mo\e
pójdziesz ze mną do kuchni i opowiesz mi, co jeszcze dzisiaj robiłeś, a ja przygotuję obiad?
Pół godziny pózniej, kiedy Zoe odcedzała makaron, a Keenan rysował kredkami na
rozło\onym na podłodze bloku, usłyszała kroki Coopa na górze. Jej serce zaczęło szybciej
bić. Ta zdrowa, normalna reakcja sprawiła, \e się uśmiechnęła. No i popatrz, pomyślała,
wyobra\ałaś sobie, \e ju\ \aden mę\czyzna nie zrobi na tobie wra\enia.
Zostawiła makaron w zlewie i podeszła do tylnych drzwi, czekając, kiedy pojawi się
na dole schodów.
- Cześć.
- Jak leci? - Zadzwięczał kluczami w kieszeni. Dlaczego była taka rozpromieniona?
Zoe uśmiechała się i mimo \e miała zmęczone oczy, widział w nich blask.
- Właśnie zamierzałam pójść do ciebie na górę. Pomyślałam, \e mo\e masz ochotę na
obiad po cię\kim dniu na pływalni. - Otworzyła drzwi z siatki i wychyliła się, \eby go
pocałować. Jej uśmiech nieco przygasł, kiedy Coop się cofnął. - Mamy kurczaka i makaron.
Obiad pachniał niemal równie ładnie jak ona. Coop zajrzał do środka - domowa
scenka, zabałaganione blaty, świe\e kwiatki, para unosząca się z garnka, dziecko rozło\one
na podłodze, ładna kobieta oferująca mu jedzenie i pocałunki.
Typowa pułapka.
- Dziękuję, ale właśnie wychodzę.
- Myślałam, \e zostały ci dwie godziny do meczu. - Roześmiała się na widok jego
uniesionych brwi.
- Ostatnio zwracam większą uwagę na rozgrywki sportowe. Baltimore kontra Toronto.
- Zgadza się. - Uwaga! Kiedy kobietę zaczyna interesować twoje hobby, zamierza
zatrzasnąć drzwi klatki. - Mam kilka spraw do załatwienia.
- Mogę iść z tobą? - Keenan wypadł przez drzwi i złapał Coopa za nogawkę spodni. -
Mogę iść na mecz? Najbardziej lubię oglądać z tobą.
- Mam zbyt du\o pracy - odparł z rozdra\nieniem i zobaczył, jak usta Keenana
zadr\ały. - Posłuchaj, to nie tylko mecz, to tak\e moja praca.
- Keenan. - Zoe poło\yła rękę na ramieniu syna, \eby go odciągnąć, ale nie spuszczała
wzroku z Coopa. - Zapomniałeś, \e dzisiaj przychodzi do ciebie Beth? Zaraz się tu zjawi i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl