[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czasie. Mam nadzieję, że wyrazicie państwo zgodę, bo bardzo kocham Dianę i moim najwyższym celem jest
zapewnić jej szczęście.
Ojciec Diany pokiwał głową z uśmiechem.
- Młody człowieku, nie znam pana, ale podoba mi się pan i sądzę, że mogę panu zaufać.
- Dziękuję - odpowiedział Rodney i uścisnął podaną sobie : dłoń. Napotkał przyjacielskie oczy i serce zaczęło mu
żywiej
bić ze szczęścia. Popatrzył na matkę, która wydawała się bardziej ostrożna. Pani Winters uśmiechała się nieśmiało.
- Skoro tato się zgodził, ja muszę zrobić to samo - powiedziała. - Bardzo kochamy naszą córkę i będzie pan musiał
sprostać naszym wymaganiom.
- Z Bożą pomocą postaram się, pani Winters - powiedział Rod i zasalutował.
Matka popatrzyła na niego badawczo. O, Boże! Czyżby on był religijny? Czy tylko dziś się tak zachowuje?
Rodney uśmiechał się. Przyciągnął do siebie Dianę i pocałował ją tak czule, że matka została zwyciężona.
- Teraz chcielibyśmy pójść do urzędu i uzyskać pozwolenie na zawarcie związku małżeńskiego, ponieważ muszę
wrócić do pracy w poniedziałek, a życzyłbym sobie, tak szybko jak to możliwe, zabrać ze sobą żonę. Zamierzamy
więc wziąć ślub w przyszłą sobotę.
- Ale... ale - powiedziała pani Winters - nie zdążymy wyprawić wesela tak szybko. Trzeba kupić stroje, całą wyprawę
i suknię ślubną. To trochę potrwa. Kochani! Poczekajcie jeszcze parę miesięcy.
- Stroje! - prychnęła Diana. - Czym one są? Mam mnóstwo ubrań, a jeśli nalegasz na zakup nowych, to mogę je sobie
sprawić w ciągu godziny.
- Kochanie, w ciągu tygodnia nie roześlesz zaproszeń. To niedorzeczne.
- Niepotrzebne są nam zaproszenia. Zawiadomimy kilku przyjaciół i wyprawimy małe wojenne wesele. Mamo,
założę twoją suknię ślubną, jeśli mi na to pozwolisz.
- Oczywiście - odrzekł ojciec. - Będziesz w niej ładnie wyglądać. Jesteś taka szczupła jak mama, gdy braliśmy ślub.
Pani Winters kokieteryjnie zauważyła:
- Wcale się nie zmieniłam, Edwardzie.
- Kochanie, jesteś taka śliczna, jak wtedy, gdy cię poznałem.
Wszystkich ogarnęła wielka radość.
Z ulgą też przyjęli wiadomość, że niedoszły narzeczony właśnie otrzymał rozkaz, by się niezwłocznie stawić do
jednostki i nie może w związku z tym zobaczyć się z Dianą. Nikt się tym nie przejął, a Diana napisała krótki
pożegnalny list i uznała tę część swojego życia za zamkniętą.
Następny tydzień upłynął bardzo przyjemnie, chociaż każdy miał mnóstwo obowiązków.
Rodney musiał wrócić do pracy w poniedziałek rano. Po otrzymaniu pozwolenia na zawarcie związku małżeńskiego
skontaktował się ze swoją rodziną i podzielił się radosną wiadomością. Obiecali przyjechać na ślub.
Pani Winters miała mnóstwo pracy z przygotowaniem przyjęcia weselnego i pokoi dla gości.
Diana przymierzyła sukienkę matki i uznała, że potrzebuje tylko drobnych zmian, więc zrezygnowała z wszelkich
zakupów. Matka przyjęła to oświadczenie z rezygnacją.
Mnóstwo osób przybyło tego ranka na ślub Diany i Rodneya.
Margaret Graeme zastanawiała się, czy Louella kiedykolwiek pogodzi się z tym, że wyjechała na dzień przed
otrzymaniem wiadomości o weselu w rodzinie Graeme. Nie podała adresu, pod jakim można zostawić dla niej
wiadomość, a im było przyjemniej, że nie znalazła się w ich gronie.
Na przyjęciu mieli być tylko najbliżsi i serdeczni przyjaciele. Znajomych zawiadomiono, że będą mogli uczestniczyć
w ceremonii w kościele.
Zlub miał się odbyć w kamiennym kościółku, do którego rodzina Wintersów uczęszczała od wielu pokoleń. Matka
Diany osobiście zaprojektowała dekoracje. Ołtarz miał tonąć w liliach, różach, palmach, paprociach i białych
azaliach. Najlepsza kwiaciarnia w Nowym Jorku przysłała kwiaty.
Przyjęcie, chociaż małe i zaplanowane dla najbliższej rodziny, powierzone zostało najlepszym restauratorom. Pani
Winters nie musiała się niczym martwić. Przy stole nie popełniono żadnych pomyłek i nie czyniono żadnej różnicy
pomiędzy bogatszymi i uboższymi rodzinami.
Jeremy był oczywiście drużbą, a Beryl druhną.
Bukiet ślubny Diany był wspaniały. Składał się z białych róż przybranych gdzieniegdzie gałązkami paproci.
Ceremonia miała się odbyć wczesnym wieczorem. Zaraz potem państwo młodzi mieli wyjechać, by spędzić razem
jeden cudowny dzień, zanim powrócą do świata i rozpoczną zwyczajne życie. Rodney żałował, że nie mogą pojechać
w podróż poślubną, ale Diana śmiała się i stwierdziła, że obecnie żołnierzom nie przysługuje miodowy miesiąc. Na
szczęście Rod nie musiał powrócić na front i zostawić młodej żony w samotności i strachu. Mieli zamieszkać w
maleńkim domku na farmie Graeme'ów i z niecierpliwością oczekiwali chwili, gdy zaczną meblować swoje
gniazdko.
Diana zaproponowała, by podczas ceremonii ślubnej w kościele śpiewano biblijne hymny. Matka gorąco
sprzeciwiała się.
- Kochanie, nie będzie żadnych hymnów na ślubie. Nigdy o czymś takim nie słyszałam! Chyba nie chcesz, żeby cię
uważano za dziwaczkę. Nie możemy sobie pozwolić na takie innowacje. To po prostu będzie w złym tonie. Musimy
poprosić tego wspaniałego śpiewaka, na pewno usłyszymy marsza weselnego. Diano, hymny są zbyt smutne na taką
uroczystość jak ślub.
Diana uparła się:
- To jest mój ślub, mamo, a ja chcę, żeby był właśnie taki. Tak chcemy oboje, bo to będzie deklaracja naszej wiary.
- Bzdury - odpowiedziała ze zniecierpliwieniem matka. A jednak zagrano stare cudowne hymny, które tak wiele
znaczyły dla państwa młodych. Brzmiały jak modlitwa przeznaczona dla tych dwojga ludzi, którzy mieli połączyć
się w sakramencie małżeństwa.
Diana zgodziła się, by zagrano marsza weselnego, gdy będzie wchodzić do kościoła. Brak tego nieodłącznego
elementu ślubu doprowadziłby jej matkę do furii.
Doskonały muzyk dobrze interpretował melodię. Na początku dzwięki marsza brzmiały jak z oddali, potem zbliżały
się, a gdy panna młoda stała przy wejściu zmieszały się z innym hymnem w jedną tryumfującą nutę.
Matka Diany niespokojnie rozglądała się po kościele. Co się stało? Dlaczego jej córki jeszcze nie ma? Czyżby nagle
zachorowała? To nie mogło się zdarzyć! Rzuciła jeszcze jedno spojrzenie i tuż przy drzwiach zauważyła cudowny
biały welon. Jakież to było piękne zjawisko!
Goście również odwrócili się i patrzyli, jak przy dzwiękach wspaniałej muzyki Diana lekko wkraczała do kościoła.
Podziwiano jej piękną białą suknię i cudowną twarz, na której malowała się radość.
Rodney ubrany w odświętny mundur patrzył, jak jego narzeczona podchodzi do ołtarza, opierając się na ramieniu
ojca.
Oto dziewczyna, do której się wraca - pomyślał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl