[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się w jakimś ośrodku turystycznym na którejś z wysp? Tak jak to planowaliśmy z okazji pierw-
szej rocznicy ślubu?
- Nie. - Conrad wychwycił subtelną aluzję do ich nieudanego wypadu na Seszele. Nie
ulega wątpliwości, że miał wobec niej niejeden dług. - Lecimy do zachodniej Afryki. Mam tam
dom - wyjaśnił.
- Jeszcze jedna rzecz, o której nie wiedziałam - zauważyła z goryczą. - Masz na myśli
coś w rodzaju bazy wypadowej na safari?
- Można to tak określić, ale to nie ma nic wspólnego z interesami. Kupiłem tę posiadłość
na krótko przed naszym rozstaniem. Przypadek sprawił... Nieważne. Masz rację, powinienem
był powiadomić cię o tak poważnej inwestycji.
- Jeśli to twój dom, to czy nas tam nie znajdą? - zaniepokoiła się.
- Kupiłem tę nieruchomość na firmę, nikt jej nie skojarzy ze mną. Jest raczej nieprawdo-
podobne, żeby paparazzi znalezli cię w tym azylu.
- Cóż, jeśli prasa nie wie o tym miejscu, to musi być bezpieczne. - Uśmiechnęła się lek-
ko. - A zatem ukryjemy się w Afryce na czas nieokreślony?
- Co powiedziałaś Anthony'emu? - Conrad przyjrzał się jej bacznie.
- Teraz ja zadaję pytania, zapomniałeś? - Umknęła wzrokiem w przestrzeń przed sobą. -
Ale żeby nie było wątpliwości... powiedziałam mu to, co uzgodniliśmy, a mianowicie, że zała-
twienie rozwodu okazało się trudniejsze, niż sądziłam, że oboje potrzebujemy trochę czasu na
uporządkowanie pewnych spraw. Zrozumiał.
- A więc nie stanowi aż takiego zagrożenia, jak myślałem - stwierdził Conrad, któremu
nie dawała spokoju myśl, że Jayne może już być z kimś związana.
- No dobrze, zamknijmy ten temat. Obiecałeś odpowiedzieć na moje pytania - przypo-
mniała mu.
- A więc wracając do moich szkolnych lat, nazwaliśmy się z kumplami Bractwem Alfa -
zaczął.
- Wciąż trzymacie się razem. Czy oni wszyscy pracują dla...
- Proszę, nie pytaj o to.
- Powiedziałeś, że mogę pytać o wszystko.
L R
T
Conrad zastanawiał się, ile może powiedzieć, by nie ujawnić za dużo, a jednak być wo-
bec niej uczciwym.
- Gdyby coś mi się stało, a ty byś czegokolwiek potrzebowała, możesz się do nich zwró-
cić - odparł. - Oni mają kontakt z Salvatorem. Czy ta odpowiedz cię zadowala?
- Tak. Wróćmy do historii Bractwa Alfa.
- W naszej szkole były dwa typy facetów. Jedni przyszli tam dlatego, że chcieli zrobić
karierę w wojsku, drudzy to byli porąbani kolesie, którzy notorycznie łamali wszelkie reguły i
trzeba było nauczyć ich dyscypliny...
Czy ona zdaje sobie sprawę, że kiedy wyciągnęła przed siebie nogi, z trudem się opano-
wywał, by nie pogładzić jej łydki? Widok żony w dżinsach i skórzanych botkach spowodował
nagły przypływ adrenaliny w jego przewrażliwionym ciele. Przełknął następny łyk kawy, żeby
zwilżyć usta.
- Niektórzy z nas, z tej drugiej grupy, doszli do wniosku, że muszą jakoś skanalizować
swoje awanturnicze zapędy, jeśli nie chcą wylądować za kratami. Po ukończeniu szkoły Salva-
tore pokazał nam sposoby, jak zmienić się na lepsze, działając wprawdzie na pograniczu prawa,
ale legalnie, honorowo.
- Dla ciebie to ważne, honor. - Jayne skrzyżowała nogi w kostkach, niemal dotykając go
butami. - Byłeś tak zdeterminowany nie kłamać, że zatajałeś prawdę.
Conrad uniósł wzrok, z trudem odrywając oczy od jej nóg. Zorientował się, że Jayne
prowadzi z nim grę, tak jak on często to robił w stosunku do niej, wykorzystując pociąg seksu-
alny do kierowania rozmową. Nie czuł się dobrze, poddawany takim manewrom.
- Mój ojciec był skończonym draniem, Jayne - podjął przerwany wątek. - Niedobrze mi
się robi, kiedy pomyślę, że cały świat uważa go za wielkiego filantropa. Zbił ciężką forsę i
przeznaczał ją na cele charytatywne. Ale robił to, oszukując tych samych ludzi, którym niby to
pomagał.
- Wiem, jak to jest stracić zaufanie do ojca. - Jayne dotknęła jego ręki. - To boli, bardzo.
Jakie to dziwne, że trzymają się z żoną za rękę, a on nie może sobie przypomnieć, kiedy
ostatnio to robili. Dotykał jej, pieścił, kochał się z nią niezliczoną ilość razy, ale nie był w sta-
nie przypomnieć sobie, kiedy trzymał ją za rękę.
- Tak - przyznał. - Tym bardziej że przez długi czas uważałem mojego starego za kogoś
w rodzaju Boga. Pułkownik Salvatore był pierwszą osobą, która wywarła na mnie pozytywny
L R
T
wpływ. Tak, Jayne, teraz mam własny kodeks honorowy. Muszę być w stanie spojrzeć na sie-
bie w lustrze, a moja aktualna działalność jest jedynym sposobem, żeby mi się to udało.
- Jakie to dziwne, że byliśmy przez siedem lat małżeństwem, a nie wiem o tobie tylu rze-
czy...
- To moja wina. - Conrad ścisnął lekko jej dłoń.
- Bez wątpienia. - Odwzajemniła uścisk.
- Co teraz będzie? - Popatrzył na nią uważnie.
- Nie rozumiem - szepnęła, oddychając w przyspieszonym rytmie.
- W windzie niewiele brakowało, żebyśmy się kochali - powiedział.
- I chcesz to kontynuować od momentu, w którym przerwaliśmy? - Jej oczy przepełniało
pożądanie połączone z frustracją.
- Co powiedziałby na to twój opiekun psa?
- Wciąż jesteś zazdrosny, mimo że ci mówiłam, że z nim nie chodzę? - westchnęła Jayne.
- Będziesz się z nim widywać, kiedy już się rozstaniemy? - Co ten facet może jej dać,
czego nie dał jej on? Nie żałował jej niczego, obdarowując wszystkim, czego kobieta mogłaby
pragnąć, a jednak jej to nie wystarczyło.
- Szczerze mówiąc, kiedy leciałam do Monte Carlo, myślałam, że tak, ale teraz nie je-
stem już niczego pewna - odparła.
- Do diabła, Jayne... - Wyciągnął do niej ręce, ale powstrzymała go, gwałtownie potrzą-
sając głową.
- O nie, Conrad. Nie bierz moich słów za sygnał, że zacznę zrywać z nas ubranie. Jestem
pewna, że chcę mieć normalne życie u boku mężczyzny, który będzie przy mnie. Chcę mieć
dzieci i prawdziwą rodzinę, która będzie zasiadać do wspólnego posiłku, nawet jeśli będą to
hamburgery z grilla podawane przy stole w ogrodzie. Może dla ciebie to brzmi nieatrakcyjnie,
ale ja nie nadaję się do twojego stylu życia, w którym dzielimy łóżko i nic więcej. Czy wyra-
żam się jasno?
- Na myśl, że mogłabyś być z kimś innym, ogarnia mnie furia - powiedział.
- Nie masz prawa o nic mnie prosić - odrzekła łagodnie. - Wiesz o tym, prawda? Jeste-
śmy w separacji od trzech lat. Ty masz swoje życie, dlaczego ja nie miałabym mieć?
- Kto tak powiedział? - Rzucił jej wyzywające spojrzenie.
- Tabloidy.
L R
T
- Tabloidy. Naprawdę? - Roześmiał się sarkastycznie. - To z nich czerpiesz wiadomości?
Zdawało mi się, że skończyłaś college z wyróżnieniem.
- Twierdzisz, że piszą nieprawdę? - zdziwiła się. - %7łe od chwili naszego rozstania nie by- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl