[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Departamentu Obrony Harvatha i Trolla. Oba warianty miały swoje wady.
Nie chodziło o to, że McCauliff nie dałby sobie rady. Jego umiejętności nie podlegały
dyskusji: z pewnością byłby w stanie sforsować zabezpieczenia sieci. Problem polegał na tym, że lubił
swoją robotę. Podobało mu się w NGA. Miał dobry kontakt z szefami i kumplował się z ludzmi, z
którymi pracował. Tym razem Scot prosił o zbyt wiele.
Lista nieprzyjemności, jakie mogłyby McCauliffa spotkać w razie wpadki, była po prostu za
długa. Chciał Harvathowi pomóc, ale nie widział rozwiązania, które nie narażałoby na poważne
problemy jego samego.
Harvath musiał wiedzieć dokładnie, o czym myślał, ponieważ powiedział:
- Wysyłam ci e-maila.
Parę sekund pózniej rozległ się syntetyczny brzęk dzwonka oznajmiający, że do skrzynki
pocztowej Kevina McCauliffa trafiła nowa przesyłka.
E-mail został wysłany z oficjalnego konta Harvatha w Departamencie Bezpieczeństwa
Narodowego i dawał pracownikowi NGA akurat to, czego potrzebował, by pozbyć się wątpliwości i
przyjść Scotowi Harvathowi z pomocą: dobrą wymówkę.
W swoim liście Harvath oświadczał, że działa z bezpośredniego rozkazu prezydenta Jacka
Rutledge a i że podobnie jak przy zamachach terrorystycznych w Nowym Jorku pilna pomoc
McCauliffa jest nieodzowna ze względu na bezpieczeństwo narodowe.
Wyraznie zaznaczył, iż wymaga pełnej dyskrecji i oczekuje, że McCauliff nie wyjawi tego, co
ma zrobić, ani przełożonym, ani nikomu ze współpracowników. Zapewniał zarazem, że prezydent
doskonale wie o roli McCauliffa w tej operacji i doceni wszelką pomoc, jakiej zażąda od niego
Harvath.
To po prostu polisa ubezpieczeniowa, pomyślał. Zaraz po przeczytaniu listu McCauliff
wydrukował go w dwóch egzemplarzach. Pierwszy schował w zamykanej na klucz szufladzie biurka,
a drugi włożył do koperty, którą zaadresował do siebie do domu.
Treść listu była dęta, ale Kevin McCauliff bardzo lubił Harvatha i chciał mu pomóc. Ostatnim
razem, gdy złamał dla niego przepisy, dostał oficjalną pochwałę od samego prezydenta.
Uznał, że gdyby tym razem powinęła mu się noga, dobry adwokat, dysponując listem
Harvatha, prawdopodobnie zdołałby go wybronić.
Oczywiście, przy założeniu, że dałby się złapać, a do tego Kevin McCauliff nie zamierzał
dopuścić.
- To co? Wchodzisz w to?  zapytał Harvath.
- Skoro prosi o to sam prezydent Stanów Zjednoczonych, to jak mógłbym odmówić?
99
Tego samego dnia wieczorem
Bar Kubeł Krwi
Virginia Beach, Wirginia
Bar na przedmieściach Virginia Beach oficjalnie nie miał nazwy  w każdym razie na
zaniedbanym budynku nie było szyldu, a na piaszczystym parkingu nie stała żadna podświetlana
tablica. Podobnie jak jego klientela, sam lokal nie zwracał na siebie niepotrzebnie uwagi.
W kręgu wtajemniczonych nazywano go Kubłem Krwi albo po prostu Kubłem. Jak zyskał tę
nazwę, nikt już nie wiedział. Niepozorny wygląd utrzymywano celowo, by zniechęcić osoby, które tu
nie pasowały, zarówno miejscowych, jak i turystów. Kubeł to bar dla wojowników. Koniec, kropka.
Obsługiwano tu w szczególności mieszkających w okolicy żołnierzy z sił specjalnych
marynarki wojennej, lecz drzwi knajpy pozostawały otwarte dla wszystkich mężczyzn i kobiet z
oddziałów specjalnych bez względu na to, w jakim rodzaju wojsk służyli.
Kubeł zyskał też popularność wśród innej grupy godnej miana wojowników  funkcjonariuszy
Departamentu Policji Virginia Beach.
Otwarty siedem dni w tygodniu każdego wieczoru gwarantował dobrą zabawę. Pomimo dość
wąskiej grupy docelowej o tej porze zawsze roiło się tu od stałych bywalców.
Kubeł Krwi należał do Andre Dall aua i Kevina Dockery ego, dwóch emerytowanych
członków Zespołu Drugiego SEAL i żołnierze tej formacji uznawali go za swój drugi dom.
Jeśli chodzi o wystrój, nie brakowało tu zwykłych barowych ozdób, podświetlanych reklam
piwa i darmowych gadżetów od producentów alkoholi, lecz tym, co czyniło Kubeł wyjątkowym
przybytkiem, były rzeczy przynoszone przez klientów.
Jak wenecki doża, który rozkazał kupcom Wenecji przywozić z podróży skarby do
upiększania miejskiej bazyliki, tak też Dall au i Dockery dawali wyraznie do zrozumienia, że klienci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl