[ Pobierz całość w formacie PDF ]

widzę ją rzeczywiście, czy też to tylko wyobraznia. Ale to była twarz Seana, taka,
jaką widziałam tamtego dnia przed ceglanym domkiem w Paoli. Drobna, biała jak
papier twarz, z jaskrawymi piegami. Palce, wczepione w moje ubranie, drżały.
 Nikomu nie mów , wysyczał.  Nikomu nie mów, że mnie widziałaś,
rozumiesz?
Błagał, żebym milczała. Potrząsał mną i błagał o milczenie.
A ja go zdradziłam. Sądziłam - zupełnie szczerze - że ktoś, kto budzi w nim
śmiertelny strach, więzi go wbrew jego woli. Zachowywał się przecież tak, jakby się
bał.
Rzeczywiście się bał. Mnie. Naprawdę myślałam, że robię to, co należy.
Myliłam się.
Reporterzy nadal wykrzykiwali pytania. Słyszałam ich, ale miałam wrażenie,
że są gdzieś bardzo daleko.
- Jessica? - Pan Goodhart przyglądał mi się uważnie. - Dobrze się czujesz?
 Nie jestem Sean Patrick O'Hanahan . To właśnie powiedział mi Sean
tamtego dnia przed domem.  Więc może zostaw mnie w spokoju, słyszysz? Możesz
po prostu odjechać. I nigdy nie wracaj .
- W porządku. - Pan Goodhart otoczył mnie ramieniem, kierując się ku
wejściu. - Wystarczy na jeden dzień.
- Chwileczkę - powiedziałam. - Kto to powiedział? Kto mówił o Seanie?
Na nieszczęście jednak, kiedy zorientowano się, że odchodzę, wszyscy
reporterzy zaczęli jednocześnie wywrzaskiwać pytania i nie dało się w żaden sposób
ustalić, kto zadał to pytanie o Seana Patricka O'Hanahana.
- Czy to prawda? - zwróciłam się do pana Goodharta, kiedy weszliśmy do
szkoły.
- Czy co jest prawdą?
- Czy to prawda, co powiedział ten dziennikarz? - Coś dziwnego działo się z
moimi wargami, trochę tak, jak u dentysty, kiedy dają ci znieczulenie. - Ze Sean
Patrick O'Hanahan w ogóle nie został porwany?
- Nie wiem, Jessico.
- Czy jego mama naprawdę może pójść za to do więzienia?
- Nie wiem, Jessico. Ale nawet jeśli tak jest, to nie twoja wina.
- Dlaczego to nie jest moja wina? - Prowadził mnie w stronę klasy. Spózniłam
się, ale po raz pierwszy nikt nie miał do mnie pretensji. - Skąd pan wie, że to nie moja
wina?
- %7ładen sąd w tym kraju - oświadczył pan Goodhart - nie powierzy opieki nad
dzieckiem rodzicowi, który się nad nim znęca. Matka prawdopodobnie wmówiła
dziecku, że tak było.
- Ale skąd pan wie? - upierałam się. - Skąd to można wiedzieć? Skąd mogę
wiedzieć, czy robiąc to, co robię, ujawniając miejsce przebywania tych dzieci
władzom, działam rzeczywiście w ich interesie? A może nie wszystkie chcą, żeby je
odnaleziono. Jak mam się tego domyśleć?
- Nie ma sposobu - stwierdził pan Goodhart. Właśnie dotarliśmy do klasy. -
Jess, tego nie da się przewidzieć. Musisz po prostu przyjąć, że jeśli ktoś kocha je na
tyle, żeby zgłosić ich zaginięcie, to zasługuje na to, żeby się dowiedzieć, gdzie są. Nie
myślisz?
Nie. Właśnie na tym polegał kłopot. Nie myślałam. W ogóle się nad tym nie
zastanawiałam. Jak tylko przekonałam się o prawdziwości swoich snów - że Sean
Patrick O'Hanahan naprawdę żyje, ma się dobrze i mieszka w małym ceglanym dom-
ku w Paoli - nie zawracałam sobie głowy żadnymi wątpliwościami.
A teraz, przeze mnie, dzieciak znalazł się w jeszcze gorszej sytuacji niż
przedtem.
O, tak. Byłam naznaczona, zgadza się.
Pytanie tylko, przez kogo?
13
Nie wszystko było tak całkiem do chrzanu. Okazało się, na przykład, że
darowano mi odsiadkę. Niesamowite, co? Odkrywasz w sobie zdolności nadprzy-
rodzone, nie musisz siedzieć w szkole za karę. Ciekawa jestem, jak poczułby się
trener Albright, gdyby o tym wiedział. W gruncie rzeczy, znokautowanie gwiazdy
jego drużyny piłkarskiej uszło mi na sucho. Skandal, prawda?
Zadręczając się sprawą Seana Patricka O'Hanahana, myślałam również, co
pocznie pani Clemmings z tymi na  W. Jak bez mojej pomocy, da sobie radę z
Hankiem i Gregiem? A Rob? Czy będzie mu mnie brakowało? Czy w ogóle zauważy,
że zniknęłam?
Dowiedziałam się zaraz po lunchu. Szłyśmy z Ruth w stronę szafek, kiedy
nagle dostałam od niej łokciem w bok, i to mocno.
- Au, chcesz mi żebro złamać? Pogięło cię? Wskazała dłonią. Spojrzałam.
Zrozumiałam. Koło mojej szafki stał Rob Wilkins.
Ruth dokonała pośpiesznego odwrotu na z góry upatrzone pozycje.
Wyprostowałam się i szłam dalej. Nie miałam się czym denerwować. Rob i ja [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl