[ Pobierz całość w formacie PDF ]

BRIAN:
Pogadajmy o czymś innym. Przypomnij mi, jak ma na imię twój nowy przyjaciel.
JOHN:
Myślałem, że mam to wypisane złotymi literami na czole! Tetsu. Najpiękniejszy
Japończyk, jakiego kiedykolwiek widziałem. Startował na olimpiadzie w skokach do
wody!
BRIAN:
Czy to poważny związek, czy tylko tak kręcisz?
JOHN:
Zaręczam ci, że nie kręcę! Ale na razie nie wiem, co do mnie czuje. Boję się go
zapytać. Nie mogę się doczekać, co Sullivan i ty powiecie, kiedy go poznacie.
BRIAN (szczerze):
Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy.
JOHN (biorąc głęboki oddech): Ja również.
CICIE
ZEWNTRZE. PRZYSTANEK AUTOBUSOWY. DZIEC
Rodzina Meksykanów przychodzi na przystanek autobusowy i wszyscy  oprócz
ojca  siadają. Mamy tutaj ojca, matkę i trzy małe dziewczynki w wieku od sześciu
do dziewięciu lat. Wszyscy są ubrani odświętnie, do kościoła, zwłaszcza
dziewczynki, które wyglądają jak małe jasne aniołki. Ich świąteczne ubranka są
jednak tanie, na pierwszy rzut oka widać, że są to ludzie z niższych klas społecznych
wystrojeni na specjalną okazję. Z kolei sposób, w jaki matka traktuje córeczki, nie
pozostawia cienia wątpliwości, że jest z nich szalenie dumna. Ojciec wygląda na
dumnego z siebie tatę, ale jednocześnie usiłuje być na  pełnym luzie w swoim tanim
garniturze i krawacie. Dziewczynki skaczÄ… po przystanku, podczas gdy matka
wygładza zmarszczki na ich sukienkach i próbuje  o ile to możliwe  trocheje
uspokoić.
CICIE
WNTRZE. SAMOCHÓD SULLIVAN. DZIEC
Sullivan jedzie samochodem, słuchając kasety z odtwarzacza.
GAOS NA TAZMIE:
Pytanie, czy istnieją inne rzeczywistości, prześladuje ludzkość od najdawniejszych
czasów.
W tle słychać upiorny podkład muzyczny.
SULLIVAN:
Ejże, powiedz mi coś nowego. Skasowałeś mnie na dwadzieścia dolarów, więc
żądam odpowiedzi.
GAOS NA TAZMIE:
Na przestrzeni wieków usiłowaliśmy zbadać obszary nieznanego i raz po raz
udawało nam się uchylić rąbka tajemnicy ukrytej za kosmiczną zasłoną.
Rozlega się głośny huk, po którym następuje charakterystyczne plaskanie
pękniętej opony na jezdni.
SULLIVAN:
No nie  złapałam gumę.
Sullivan pociąga kierownicę i skręca na pobocze drogi, tuż obok przystanku
autobusowego. Wychodzi z auta, obchodzi je, spogląda na sflaczałą oponę i kopie w
nią. Rozgląda się dokoła, ale w pobliżu jest tylko przystanek, na którym cała
meksykańska rodzina bacznie się jej przypatruje. Sullivan podrzuca ręce w
dramatycznym geście i wskazuje na oponę.
SULLIVAN:
Kicha!
Meksykańczycy nie bardzo rozumieją, o czym mówi. Sullivan podchodzi do
bagażnika i otwiera go. Pochyla się nisko i szuka czegoś w środku.
SULLIVAN:
Dzięki Bogu, jest zapasowe koło.
Gdy znowu podnosi wzrok, spostrzega ze zdumieniem, że ojciec rodziny stoi
bardzo blisko niej, trzymając za rękę jedną z córeczek. Z początku zaskoczona,
Sullivan szybko odzyskuje pewność siebie i uśmiecha się.
SULLIVAN:
Taki ładny dzień, a tutaj  kicha.
SpoglÄ…da na dziewczynkÄ™.
SULLIVAN:
O raju, ale masz śliczne ubranko!
OJCIEC (z silnym hiszpańskim akcentem):
To jej dzień bierzmowania. Jej i wszystkich moich córek.
Wskazuje za siebie na ławkę. Sullivan wymienia ze wszystkimi uśmiechy.
SULLIVAN:
Wszyscy pięknie wyglądają. Musi być pan bardzo dumny z rodziny.
OJCIEC (z promiennÄ… twarzÄ…):
Jestem bardzo. PomogÄ™ pani z oponÄ….
Sullivan patrzy na jego czysty garnitur i uśmiechając się, kręci głową.
SULLIVAN:
O, bardzo dziękuję, ale jest pan taki elegancki. Nie chciałabym, żeby się pan
pobrudził. Niemniej dziękuję za pomoc.
OJCIEC:
To jest nic. Będę bardzo ostrożny.
Obraca się ku żonie.
OJCIEC:
Elise!
%7łona podnosi się, bierze pozostałe córki za rękę i wolno podchodzi do męża.
MATKA:
Dzień dobry!
Ojciec ostrożnie ściąga marynarkę i podaje ją żonie, która przekłada ubranie przez
rękę.
SULLIVAN:
Nie, nie, naprawdÄ™. To nie jest konieczne. Ja sobie poradzÄ™. Pobrudzi siÄ™ pan.
OJCIEC:
Nie ma problemu.
Podchodzi do bagażnika i zaczyna wyciągać koło zapasowe i lewarek. Sullivan
odzywa siÄ™ do matki.
SULLIVAN:
To bardzo miło z jego strony, ale naprawdę nie trzeba.
Matka tylko wyszczerza do niej zęby i przytakuje energicznie. Ojciec wyjmuje
koło i kładzie je na ziemi, potem wyciąga lewarek i zaczyna go składać. Na
przystanek podjeżdża autobus, wypuszcza kilkoro pasażerów, po czym odjeżdża z
rykiem silnika. Sullivan przebiega wzrokiem od autobusu do ojca, jej twarz
wykrzywia się w grymasie. Ojciec zabiera się do wymiany koła. Sullivan stoi nieco z
tyłu i obserwuje go. Dziewczynki zaczynają się bawić obok matki, która patrzy na nie
z radością.
CICIE
ZEWNTRZE. ULICA. DZIEC
Ojciec kończy zakładanie koła. Sullivan, matka i dziewczynki stoją na chodniku i
patrzÄ… na niego dumnym wzrokiem.
OJCIEC:
Koniec.
SULLIVAN:
Och, nie wiem, jak mam panu&
Nagle urywa, zamyka oczy i zdaje się nad czymś głęboko zastanawiać.
OJCIEC (z troskÄ…):
Czy dobrze siÄ™ pani czuje?
Sullivan otwiera oczy i spoglÄ…da na niego.
SULLIVAN (jakby nie całkiem przytomna):
Tak, świetnie. Niech pan zaczeka!
Odwraca się i rusza ulicą, zostawiając za sobą samochód. Ojciec spogląda na
matkę i wzrusza ramionami. Jedna z dziewczynek biegnie za Sullivan, ale wołanie
matki zatrzymuje jÄ… w miejscu.
MATKA:
Consuela!
CICIE
ZEWNTRZE. ULICA. DZIEC
Uszedłszy spory kawałek, Sullivan staje i spogląda na chodnik. Przez chwilę
przeczesuje spojrzeniem najbliższy teren, jak gdyby spodziewała się coś tam znalezć.
Robi jeszcze parę kroków, a potem kuca i przesuwa dłonią po niewielkiej kępie
trawy. Jej ręka zastyga  Sullivan podnosi jakiś przedmiot.
CICIE
Palce Sullivan wyciągają z trawy piękny złoty pierścionek z brylantem.
CICIE
ZEWNTRZE. ULICA. DZIEC
Sullivan wstaje, przygląda się pierścionkowi z bliska i uśmiecha szeroko.
Truchcikiem wraca do swego auta. Nieco zdyszana podchodzi do ojca i wręcza mu
pierścień. Tamten nic z tego nie rozumie.
SULLIVAN:
To dla pana. Za udzielonÄ… mi pomoc.
Ojciec niepewnie wyciąga rękę i bierze pierścionek. Wybałusza oczy i
mimowolnie kręci głową, pokazując, że nie może tego od niej przyjąć.
OJCIEC:
Nie, ja nie mogÄ™&
SULLIVAN:
Ależ może pan. Kto znalazł, to jego! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl