[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w lustrze, mówiąc: wez się w garść. Oddychaj. Przecież
kochasz tę dziewczynę. Jest wspaniała. Wiedziałeś o tym, jak
tylko ją zobaczyłeś, wiedziałeś, że to kobieta twojego życia.
Całe życie spędzisz u jej boku, dlatego jesteś szczęśliwy.
Powtarza to sobie raz i drugi, jakby sam siebie przekonywał,
aż w głowie zaczyna mu się mącić.
Po umyciu rąk zatrzymuje się chwilę w holu. Nie chce
wracać na przyjęcie, nie tak od razu. Na drugim końcu widzi
otwarte drzwi do bocznego saloniku i naraz ogarnia go chęć,
aby pomaszerować w tamtym kierunku, wejść do środka i
posiedzieć parę minut na kanapie. Sam nie wie, dlaczego ma
pewność, że już samo wejście tam dobrze mu zrobi.
Pokój jest obity czerwonym aksamitem, oświetla go tylko
lampka na niskim stoliku. Vincent kieruje się w
najciemniejszy kąt i tam odkrywa Nathalie śpiącą w fotelu.
Głowę ma przechyloną na jedno ramię. Kosmyk kręconych
włosów opada jej na czoło i wzdłuż okrągłego policzka.
Wygląda jak dziecko. Vincent siada w fotelu obok, starając się
robić jak najmniej hałasu. Ze ściśniętym gardłem patrzy na
śpiącą Nathalie i do głowy napływają mu słowa, które jej
niegdyś szeptał: moja słodka, moja piękna, moja myszko.
Nie wie, jak długo siedzi przy niej. Chciałby na zawsze
już tak pozostać i żeby Nathalie nigdy się nie przebudziła.
Toteż kiedy naraz otwiera oczy, Vincent podrywa się i mówi
głupio:
- Przepraszam. Obudziłem cię.
Z uśmiechem spoglądając na niego, Nathalie odpowiada
spokojnie:
- Nie obudziłeś. Nie spałam. Przyszłam tu, żeby tylko
chwilkę odpocząć. Ty zdaje się też...
W jej głosie pobrzmiewa cień kpiny. Vincent czuje się
zażenowany, że tak długo patrzył na nią, a ona wcale nie
spała. Szuka, co by tu powiedzieć, żeby jego zakłopotanie
zniknęło. Po czym nagle uznaje, że to dobra chwila, by zrobić
to, co już dawno powinien był zrobić, lecz nie mógł się zebrać
na odwagę: poprosić ją o wybaczenie, powiedzieć jej, że
zachował się jak ostatni drań, że nie zasłużyła na takie
traktowanie.
Nathalie kręci głową, jakby nie chciała tego słuchać, jakby
wygadywał głupstwa.
- Vincent, wprawdzie w pierwszej chwili psioczyłam na
ciebie, ale teraz nie mam pretensji. Mam nadzieję, że mi
wierzysz... Cieszę się, że tak wam wyszło z Berengere,
naprawdę. Właśnie taka kobieta była ci potrzebna. %7łyczę wam
szczęścia.
- Dziękuję - odpowiada Vincent zdławionym głosem.
Długą chwilę patrzą na siebie, siedząc każde w swoim
fotelu. Oboje są zmęczeni tym bardzo długim dniem. Nathalie
pięknie wygląda z długimi kręconymi włosami rozsypanymi
na welurowym obiciu fotela. Uśmiecha się do niego tak miło
jak niegdyś, lecz Vincent w jej oczach dostrzega pewność,
której w nich dotąd nie było.
- Wiesz - odzywa się Nathalie - kiedy mnie rzuciłeś,
zdałam sobie nagle sprawę, że przez te lata byłam kompletnie
przytłoczona twoją osobowością. Zapomniałam przez to o
własnych upodobaniach i pragnieniach. Trzeba było tego
zerwania, żebym wreszcie zaczęła samodzielnie oddychać.
Vincent chce coś powiedzieć, Nathalie jednak nie
dopuszcza go do głosu.
- Nie, nie, nic nie mów. Nie robię ci wyrzutów. Po prostu
wyjaśniam... W zasadzie dziwnie to zabrzmi, ale koniec
końców miałam szczęście, że mnie porzuciłeś. Nie mogło
mnie spotkać nic lepszego. Chyba nigdy ci się nie odwdzięczę.
Milknie na chwilę, odchyla lekko głowę i kosmyki
włosów ześlizgują się jej na ramiona. Teraz Nathalie jest
daleko od Vincenta. Już do niego nie należy.
Zapatrzona w jakiś niewidoczny punkt na ścianie szepcze:
- Odkąd mnie zostawiłeś, mam wrażenie, że nareszcie
stałam się kobietą...
Te słowa mrożą Vincenta i boleśnie smagają. Ona także na
swój sposób go porzuciła, i to znacznie brutalniej niż on ją.
Nie jest już cichym ptaszkiem, o którym często myślał w
ostatnich miesiącach. Jest inną osobą - osobą, której nie
potrafił w niej dostrzec.
Vincent jakby się budził z długiego snu, jakby
wystarczyło jedno zdanie wypowiedziane cichym głosem, aby
go przywołać do rzeczywistości. Nie powinno go tu być, w
tym fotelu obok niej. Powinien być z żoną, z kobietą, którą
kocha i którą sobie wybrał.
W parku rozlegają się pierwsze takty melodii otwierającej
bal. Nathalie odwraca się do niego.
- Chyba lepiej, żebyś już poszedł, nie uważasz? - mówi z
uśmiechem.
Vincent przygląda się jej przez moment, gdy Nathalie
zbiera włosy na karku, odgarnia kosmyki spadające na czoło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl