[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do Stygijczyka.
Za pózno! rozległ się zdyszany głos Teveka. Umarli słu\ą mnie, Stygijczyku, czy
są kośćmi, czy duszami; cieleśnie i spektralnie ja jestem ich panem! Wypowiadał te
słowa z trudem. Kości łatwo było zmusić do posłuszeństwa, ale bezkształtne formy mogły mu
się wymknąć spod kontroli. Napięcie wyczerpywało go; nie mógł panować nad nimi zbyt
długo.
Palce cieni po omacku badały ciało ciemnoskórego czarnoksię\nika. Jeden z nich zacisnął
szare ręce na jego szyi, podczas gdy palce drugiego wbijały się w jego oczy. Thoth Amon
krztusił się i mru\ył oczy. Odwrócił się od duchów napastników, i przeklinając, wydobył z
siebie kilka ostrych, gardłowych sylab. Wokół miedzianego pierścienia rozbłysła zielona
aureola, zaczęła rozchodzić się po jego ręce i wkrótce okryła całe ciało. Pod jaśniejącą osłoną
widać było wykrzywioną twarz Thoth Amona; na szyi i skroniach wystąpiły mu \yły. Jego
muskularne ciało dr\ało z wielkiego wysiłku.
Szmaragdowa aureola odepchnęła od niego cienie, które teraz biły w nią swymi pięściami
z mgły. Powłoka uginała się, ale nie ustąpiła.
Cień Teveka z wolna materializował się, jego postać powoli stawała się coraz lepiej
widoczna. Utrzymanie duchów w posłuszeństwie wyczerpało jego zasoby nekromantycznej
energii i zmusiło go do opuszczenia spektralnej fortecy. Teraz, stojąc z zamkniętymi oczami,
koncentrował się na cienistych sługach, które nieprzerwanie atakowały Stygijczyka.
Czarne oczy Thoth Amona błyszczały z wściekłości. Puls na jego skroni bił \ ka\dą
chwilą szybciej. Okrywająca go osłona zaczęła się powiększać i odpychać duchy coraz dalej
od niego. Rzucił tajemne zaklęcie; jego słowa zagrzmiały niczym piorun. Zielona aureola
podzieliła się na dwie równe części. Teraz ka\da połowa atakowała jeden cień. Kiedy obydwa
duchy zostały uwięzione w świetlistych kokonach, Tevek mocno zacisnął pięści wyciskając z
mglistych istot okrzyk cierpienia.
Gdy zmniejszające się kokony osiągnęły rozmiar małych kulek jęki umilkły, Thoth Amon
Strona 26
Moore Sean U - Conan i szalony Bóg
z powrotem zasiadł na tronie i zatarł ręce. Spoglądał w dół, na zwycię\onego Teveka Thula.
Wyczerpany nekromanta opadł na kolana. Pokonał mnie , pomyślał z rezygnacją. Klęczał
ze spuszczoną głową. Był zbyt słaby, by patrzeć na ogień, który miał zaraz buchnąć z
Czarnego Pierścienia. Bezwład powoli opuszczał jego roztrzęsione członki. Stopniowo wracał
mu spokój. Z jego tuniki wcią\ unosiły się siwe smugi dymu. Zauwa\ył, \e zielony ogień nie
zniszczył tkaniny. Podniósł swe szaty z podłogi.
Wspaniale zagrzmiał Thoth Amon. Odzyskał ju\ pełnię sił. Wygląda na to, \e
chłopiec, którego kiedyś spotkałem w Nebthu, du\o się nauczył.
Tevek uniósł głowę i spojrzał w oczy Stygijczyka. Było w nich uznanie. Zakaszlał i zmusił
się, by powstać. Czekał na następne słowa swojego pogromcy.
W twoim wieku ciągnął dalej Thoth Amon dawałem sobie radę tylko z jednym
duchem. Nawet Jasnowidzowie z Góry Yimsha nie potrafią wyciągnąć na ten ziemski
padół cienia ze Studni Dusz. Zapadła cisza. Przez chwilę nad czymś dumał. Do czego
potrzebny ci jest mój Czarny Pierścień?
Tevek przełknął ślinę.
Do wycięcia w pień bezczeszczących Khyfę podłych wyznawców Mitry i odzyskania
miasta, Najgrozniejszy Panie.
To prawdziwie szlachetny cel mruknął Thoth Amon. Kult przeklętego Mitry
musi zostać wdeptany w błoto, \eby Ojciec Set mógł zająć nale\ne mu miejsce. Ale na twoim
palcu pierścień nie miałby mocy pokonania legionów Khyfy. Nie znasz jego działania.
Uśmiechnął się protekcjonalnie. Teraz muszę wracać do operacji, od której mnie
oderwałeś. W jego oczach, tym razem tylko na moment, znów pojawiły się ogniki.
Najwyrazniej wybaczył, choć nie zapomniał, \e Tevek mu przeszkodził.
O, Potę\ny, nie pragnę u\ywać pierścienia do czegoś tak prymitywnego jak walka z
wojskiem.
Stygijczyk pokiwał głową i spojrzeniem pozwolił Tevekowi mówić dalej.
Po có\ więc?
Z pomocą pierścienia, ja i tylko ja, nie odbieraj tego jako brak szacunku,
Najgrozniejszy Panie mogę wydobyć to, co od dawna le\y pogrzebane na cmentarzu
czasu. Wiedz, panie, \e odkryłem, gdzie znajduje się Szalony Bóg.
Thoth Amon chwycił poręcze tronu.
Niemo\liwe wybełkotał. Ka\dy mag z Pierwszego Kręgu próbował odnalezć w
swej szklanej kuli choćby ślad po Mosię\nym Mieście. Szukali jak ziemia długa i szeroka.
Ibis skrywa je przed nami. Jak odnalazłeś Nithię?
Nie odnalazłem, o Ksią\ę Magów odpowiedział Tevek. Czuł jak powracają mu siły,
wraz nimi odzyskiwał pewność siebie. Natrafił na nie zwykły Zamorańczyk. Był
przemytnikiem, w Iranistanie handlował z kupcami z Khemi i Anshan.
Słyszałem o Anshan. Mów dalej rozkazał Thoth Amon.
W swej ostatniej podró\y do Anshan natknął się na mosię\ną iglicę świątyni Ibisa.
Odkryła ją silna burza piaskowa. Chocia\ nie zdawał sobie sprawy, jak wa\ne jest to miejsce,
narysował mapę i zaznaczył drogę. Mapę kupił od niego cech złodziei.
Thoth Amon zmarszczył czoło.
W drodze powrotnej z Anshan do Khemi, chcąc uniknąć stygijskiej kontroli granicznej,
przemytnik przeje\d\ał przez moje ziemie. Widział ju\ mury Nebthu, kiedy dosięgła go
śmierć. Nie zginął z mojej ręki. Zaatakowała go dziwna choroba. Komórki jego ciała traciły
wilgoć i obumierały& A jego wnętrzności zamieniły się w piasek. Dowiedziałem się o tym,
badając zwłoki. Na bladych ustach Teveka pojawił się chłodny uśmiech.
Thoth Amon uniósł brew.
Klątwa Solnarusa!
W rzeczy samej. Podobnie jak ty, ja te\ przeglądałem Księgę Skelosa. Wiedziałem
więc, \e ten wysuszony człek zawędrował do Nithii. Tevek poluznił sznurek na wykonanej
z garbowanej skóry młodej dziewicy sakiewce i z chronionego magicznym zaklęciem
woreczka wysypał na podłogę gruboziarnisty popiół. Chocia\ wcią\ był osłabiony po walce z
Thoth Amonem, miał ju\ dość energii, \eby dokonać obrządku. Zrobił magiczny znak i
skoncentrował się na drobnych granulkach, które powoli zaczęły się przemieszczać
przybierając kształt ludzkiej czaszki.
Ciemnoskóry Stygijczyk kiwał głową. Końce palców jego rąk uderzały o siebie. Wyglądał
tak jakby wiedział, do jakiej magicznej sztuczki przymierza się Tevek i niecierpliwie czekał
na początek widowiska.
Powiedz, jak się nazywasz rozkazał Tevek. Jego głos wydawał się wzmocniony, jak
gdyby wydobywał się z ust całego chóru. Przesłuchiwanie zmarłych bywało męczące. Trupy
Strona 27
Moore Sean U - Conan i szalony Bóg
nie mogły kłamać w \ywe oczy, przynajmniej nie nekromancie z doświadczeniem Teveka, ale
jeśli miały sposobność, wprowadzały przesłuchujących w błąd. Zmuszenie przemytnika do
opowiedzenia o swych czynach kosztowało Teveka wiele wysiłku.
Har& rab. Odpowiedz czaszki brzmiała jak odległe echo, jak głos człowieka
wołającego z dna głębokiej studni.
Czy zanim umarłeś, widziałeś na pustyni mosię\ną iglicę?
Tak.
Więc odkryłeś poło\enie miasta. Do przesłuchania włączył się Thoth Amon.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Start
- Conan at the Demon's Gate Roland J. Green
- Jordan Robert Conan. Droga demona
- Arthur Conan Doyle Pies Baskerville
- Carter Lin Conan korsarz
- C Howard Robert Conan barbarzyĹca
- Howard, Robert E Conan
- Christopher Moore Practical Demonkeeping (v5.0) (pdf)
- De_Camp_Lyon_Sprague_ _Szalony_Demon
- Sean Michael Velvet Glove Volume II
- Palmer Diana 24 PićÂkny, dobry i bogaty
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- immortaliser.htw.pl