[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marit, starając się nie zwracać uwagi na kwaśną minę matki. - Bardzo nam się przydadzą.
Karoline pokiwała głową, ale nie podzieliła się już swoim podejrzeniem, że syn pewnie je
sobie przywłaszczył.
- Mamy jeszcze zródlaną wodę?
- Duże wiadro - odparła Marit, wskazując głową kąt izby. - Możemy jej się napić?
- Tak, chyba na to zasłużyłyśmy po tej męczącej jesiennej wyprawie do Skogshorn.
- No, najbardziej umÄ™czyÅ‚ siÄ™ Bjørn - zaprotestowaÅ‚a Marit.
Bez pomocy brata, który przyjechał wozem konnym z miasta, nie dałyby rady
przetransportować tyle wody ze zródła. Tego lata zródło wyjątkowo przyciągało uwagę ludzi, bo
nagle ktoś sobie przypomniał o szczególnym działaniu tej wody. Niewielu jednak decydowało się
na wyprawę w góry, by się jej napić. Dlatego pomysł matki, by mieszać ją z naparem z ziół, okazał
się całkiem sprytny. Skoro ludzie kupowali wywar ziołowy robiony ze zwykłej wody, czyż nie
powinni zapłacić nieco więcej za wywar zmieszany z wodą z samego zródła Skogshorn?
- Tak, Bjørn dobrze sobie radzi w mieÅ›cie. I znajduje jeszcze chwilÄ™, by pomóc matce. -
Karoline łza zakręciła się w oku na myśl o najstarszym synu.
Na ile Marit znała brata, wiedziała, że przyjeżdżał, by wesprzeć i ją, i rodzeństwo. Teraz nie
pozostało ich już wiele, tylko ona i chora na padaczkę Siri. Lars, piętnastolatek, tego lata wyprosił
pracę chłopca stajennego na stacji zmiany koni, i od tej pory tam przebywa. Bez męskiej ręki
prowadzenie gospodarstwa stało się trudniejsze, ale dawały sobie radę.
- Czy nie mogłybyśmy wydzierżawić naszej ziemi? -spytała Marit, otwierając klapę
prowadzącą do piwnicy i podpierając ją kijem. - Nie leżałaby odłogiem.
Karoline odwróciła się i spojrzała ostro na córkę. Skąd u niej takie myśli? Sletten nikomu
nie przeszkadza, a nie miałyby tu spokoju, gdyby jacyś obcy kręcili się po ich polu.
- A z czego będziemy żyć, co?
- Możemy zostawić kilka krów i owiec, to wystarczy
- odpowiedziała Marit niczym dorosła. - Przecież nie dajemy rady obrobić naszego pola i
zebrać siana z łąk.
Marit czasem uważała, że matka sprawia wrażenie zbyt nieporadnej i obojętnej. Cieszyła
się, że niedługo konfirmacja. Po niej będzie miała prawo zachowywać się jak dorosła i włączyć się
w prowadzenie gospodarstwa. Skoro matka pozwoliła jej pójść na tańce na polanie Lykkja,
oznaczało to, że już w lecie będzie ją uważała za dorosłą.
Karoline musiała jednak przyznać córce rację. Pola w Sletten nie były duże, ale po
wyjezdzie synów nie dawała sobie rady. Może udałoby im się je wydzierżawić za mięso czy ryby.
- Pomyślę o tym - odpowiedziała, schodząc po drabinie do piwnicy. Nie lubiła piwnicy pod
domem, i mogła za to podziękować temu Olemu Rudningen! Za każdym razem, gdy czuła
wilgotny, stęchły zapach piwnicy, przypominał jej się jej kaleki synek. Mimo że dziecko było
zamknięte pod inną częścią domu, zapach wilgotnej ziemi i stęchlizny był wszędzie taki sam.
- Dobra, daj mi butelki! - zawołała, wyciągając ręce.
- Ilu was przystępuje do konfirmacji na wiosnę?
Karoline już teraz zaczynała się niepokoić na myśl o pójściu do kościoła na tę ceremonię.
Nienawidziła tych wszystkich pogardliwych i ciekawskich spojrzeń, którymi witali ją mieszkańcy
wioski. Niech pastor mówi, co chce, ale ona właśnie dlatego, by nie narażać się na upokorzenie, nie
chodzi do kościoła w niedziele. Poza tym straciła całą wiarę w dobrego Boga. Jeśli miał być taki
dobry i sprawiedliwy, jak mówi pastor, dlaczego życie dla nich w Sletten jest takie trudne? %7łycia ze
Sjugurdem nigdy nie wspominała dobrze, bo mąż bywał gwałtowny, ale przynajmniej dbał o to, by
mieli dość jedzenia. Gdy został zabity w oborze w Rudningen, odczuli to najbardziej w codziennym
życiu. Karoline nigdy tego otwarcie nie przyznała, ale gdyby miała być całkiem szczera, nie
tęskniła za Sjugurdem. Przeciwnie, ma teraz spokój nocami i może mówić i robić dokładnie to, co
chce. Jedynym powodem jej rozgoryczenia była wyłącznie dodatkowa praca, którą teraz musiała
wykonywać w gospodarstwie. Mimo że sąsiedzi pomagali i pożyczali im narzędzia, ona też musiała
pracować przy żniwach, rozrzucaniu gnoju i zbieraniu siana. Kopała rowy, odgarniała śnieg i starała
się, by wszystko szło normalnie. Robiła to dla dzieci. Za każdym razem, gdy musiała wykonać
męską pracę, wzbierała w niej złość do rodziny z Rudningen. Nie, nie zmieni się w wierną
parafiankÄ™.
- Chyba będzie nas dwanaścioro lub trzynaścioro -odparła Marit. Wbrew sobie musiała
przyznać, że lubi słuchać tłumaczeń katechizmu. Nie umiała biegle czytać, ale dobrze jej szło
zapamiętywanie. Zledziła pilnie słowa pastora. Kilka razy zaskoczyła wszystkich, odpowiadając
dokładnie słowami z Biblii, ale starała się nie okazywać dumy z tego powodu. Następnym razem
mogła nie zapamiętać.
- Jaki jest ten pastor? Dobry? - spytała Siri, siedząca z kłębkiem wełny pod oknem.
- Jest surowy i poważny. - Marit zamyśliła się. Nie miała powodu, by nie lubić pastora, bo
nigdy jej nie skarcił. - Ale jest zły, jeśli się nie przychodzi na czas.
- Wszyscy muszą iść do konfirmacji? - Siri już się tym martwiła. Była pewna, że się tak
zdenerwuje, że dostanie ataku padaczki pośrodku kościoła. Na szczęście od ostatniego napadu
minęło sporo czasu, ale zawsze może ją to spotkać.
- O ile wiem, jest to obowiązkowe. - Karoline zmarszczyła czoło, opuszczając piwniczną
klapę. Nie pamiętała, by kiedykolwiek było inaczej. Każdy musiał stanąć przed pastorem i
odpowiedzieć na jego pytanie, by mógł być uznany za dorosłego. Czy to jednak nie może się
zmienić? - Masz jeszcze trochę czasu - pocieszyła najmłodszą córkę. - Możliwe, że będziesz już
wtedy zdrowa albo dostaniesz krzesło, żebyś mogła usiąść za wszystkimi. - Rozumiała obawy Siri.
- I ty też zaczniesz pić napój wzmacniający. Zobaczysz, że się wszystko ułoży.
Marit uśmiechnęła się pocieszająco do siostry i postanowiła, że przy następnym tańcu
księżycowym skupi się na dwóch sprawach: chorobie Siri i Jonie. Jeśli chodzi o niego, matka na
pewno udzieli jej rad, jak go zdobyć.
W głębi strychu nad oborą w Rudningen było zacisznie i ciepło. Mały piecyk, który
wstawiano tam na zimę, przez ostatnie godziny był rozgrzany. Teraz ogień dogasał, ale dochodziło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Start
- 85 15 Klęska konwoju PQ 17
- Miasto nadziei 1 15 rozdział
- Brenden Laila Hannah 09 Letni Wiatr
- Brenden Laila Hannah 34 OskarĹźenia
- Brenden Laila Hannah 03 Wizje
- MśÂ‚ot.na.czarownice. .Jacek.Piekara
- 815
- Żydzi w Gdyni w latach 1926 1939 Wróbel Agnieszka
- James Axler Deathlands 056 Sunchild
- Anne McCaffrey JeśĹźdśĹźcy smoków z Pern 5. Smoczy spiewak
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ekonomia-info.htw.pl