[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spóznisz, nie będziesz jadł.
I wyszedł z moimi rzeczami, zamykając za sobą drzwi.
Klapnąłem ciężko na pryczę i schowałem twarz w dłoniach, stanowiąc smętny
obrazek dla podglądającego, gdyż ani przez chwilę nie miałem wątpliwości, że w celi jest
przynajmniej jedna kamera. Jeśli była, to z uwagi na moje dłonie nie mogła zarejestrować
złośliwego uśmiechu: udało się!
Nie trwało to długo. Pózniej spróbowałem odczytać godzinę na porysowanej do
nieprzyzwoitości tarczy taniego, plastikowego zegarka.
- Kolacja o szóstej - wymamrotałem - drzwi się otworzą...
Poczłapałem do nich w chwili, w której szczęknął zamek, i wyszedłem na zewnątrz,
czyli na korytarz. Kierunek do jadalni łatwo było określić, a to dzięki łańcuchowi trzęsących
się gerontów, którzy podążali w jej stronę. Dołączyłem grzecznie do nich, doczłapałem do
sali, wziąłem tacę i dałem sobie nałożyć coś, co wyglądało jak świeże krowie gówno seryjnej
produkcji. Na szczęście mniej śmierdziało. Dotarłem do stolika i drżącą dłonią zaczerpnąłem
łyżkę tej brei - była bez smaku, co stanowiło miłe zaskoczenie, bo nastawiłem się już na
najgorsze.
- Nigdy cię tu nie widziałem - zagaił wychudzony jak szczapa łysol. - Szpicel?
- Współwięzień.
- Witamy w Purgy - zarechotał bez złośliwości. - Porwałeś kiedyś liniowiec?
- Zdarzyło się.
- Mnie też, całe trzy razy. Ten ostatni to była pułapka, ale jak człowiek ma
osiemdziesiątkę na karku, a kasa się skończyła, to coś trzeba robić, no nie...
Mamrotał tak z krótkimi przerwami, ale nie siliłem się nawet na udawanie, że
słucham. Skoncentrowałem uwagę na wepchnięciu w siebie zawartości talerza, zanim obrzy-
dzenie wezmie górę nad rozsądkiem. Skończyłem w momencie gdy poprzez odgłosy
siorbania i mamrotania dotarł znajomy już głos:
- Te, Zardzewiały Szczurek, skończyłeś jeść, to wędruj do doktora!
- A jak go znajdę?
- Idz, ofiaro, po zielonych strzałkach na ścianach. Zielone strzałki oznaczone
czerwonym krzyżem, pamiętaj.
Ruszyłem, ciągnąc stopy po wyświeconej posadzce. Doszedłem do ściany, ma się
rozumieć, po czym przytknąłem do niej nos i odszukałem zieloną strzałkę. Było ich tam od
nagłej krwi i to w obu kierunkach. Potem powlokłem się przed siebie.
- Siadaj - oznajmił lekarz, ledwie mnie zobaczył. - Moczysz się?
Młody był, biedak, i niecierpliwy, a ja się doskonale bawiłem i miałem mnóstwo
czasu. Podrapałem się w ciemię z namysłem i wymamrotałem:
- Nie wiem tak po prawdzie...
- Musisz wiedzieć!
- Nie muszę wiedzieć, co znaczy każde głupie słowo! - oburzyłem się całkiem
szczerze.
- Chodzi mi o to, czy w nocy lejesz w łóżko?
- Tylko kiedy jestem pijany.
- No to masz tu raczej nikłe szansę. Twoje wyniki są kiepskie, jesteś wrakiem, stary:
plamy na płucach, płytki w czaszce...
- %7łycie nie jest usłane różami...
- Pewnie. Dam ci kilka zastrzyków na wzmocnienie i tabletki. Masz je zażywać trzy
razy dziennie.
Wziąłem podany słoik i podejrzliwie przyjrzałem się pigułkom do złudzenia
przypominającym małokalibrową amunicję.
- Trochę duże...
- A ty jesteś trochę chory. Są specjalnie sprokurowane dla twojego organizmu i miej je
cały czas przy sobie. Brzęczyk zainstalowany w wieczku da ci znać kiedy trzeba je wziąć.
Teraz podwiń rękawy.
Trudno w to uwierzyć, ale dając mi te zastrzyki tępym gwozdziem, bez powodzenia
udającym igłę, zdołał dojść do kości. Artysta, żeby go kulawe kaczki pokopały!
Wyszedłem wreszcie z tej sali tortur z obolałymi przedramionami, zgubiłem się, i po
parokrotnym rozpylaniu 0 drogę w końcu dotarłem do swojej celi. Drzwi zamknęły się ze
szczękiem ledwie wszedłem, a po krótkiej chwili światło przygasło, toteż czym prędzej
przebrałem się w obrzydliwą, jadowicie pomarańczową piżamę i wsunąłem pod koc.
Przedpiekle - całkiem trafna nazwa, bo wyjść stąd można było tylko nogami do
przodu, ale opieka medyczna I stałe posiłki dawały gwarancję, że nastąpi to najpózniej jak
tylko się da.
Jako że byłem przykryty wraz z głową, uśmiechnąłem się szeroko - zobaczymy czy
tylko nogami do przodu!
Swędziało mnie pod przezroczystymi nalepkami, więc się radośnie poklepałem.
Niewidzialne dla oka, gdyż w kolorze skóry, pokryte były mieszaniną sprokurowaną na
bazie ołowiu i antymonu, która dawała piękne efekty na zdjęciach rentgenowskich.
Zaryzykowałem, opierając się na sensownym założeniu, że taki przybytek jak ten nie będzie
miał nowoczesnych i drogich tomografów czy innych urządzeń, i wygrałem. Na zwykłym,
dwuwymiarowym zdjęciu wyglądały zgodnie z rolą, jaką miały do spełnienia - a to jako
plamy na płucu, a to jako plastikowe stawy, to znów jako metalowe wszczepy po trepanacji
czaszki. Rozpuszczą się i znikną po pierwszym myciu, ale wyniki badań pozostaną. Tak
więc pierwsza część zadania była wykonana, choć samo do-
stanie się tutaj było łatwiejsze niż znalezienie danych, gdzie to  tutaj" konkretnie się
mieści.
*
Wszystko zaczęło się pewnego pięknego wieczoru przy okazji przypadkowo
usłyszanej informacji w wiadomościach wieczornych. Zdążyłem ją zdrukować i pokazałem
An-gelinie, która przeczytała i zamilkła.
- Powinniśmy coś zrobić - zaproponowałem.
- Nie.
- A ja myślę, że tak. Jesteśmy mu coś winni.
- Nonsens. Dorosły i pełnoletni facet sam odpowiada za swoje postępowanie.
- Owszem, ale i tak chcę wiedzieć, gdzie siedzi.
No i dopiąłem swego, zgłaszając się do różnych oficjalnych archiwów. Dowiedziałem
się nie tylko gdzie to jest, ale też i całej masy innych informacji o tym więzieniu--szpitalu dla
emerytowanych przestępców. I ani trochę mi się to nie spodobało, choć przyznaję, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl