[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zechcieli przedstawić po imieniu, nasza rozmowa przebiegałaby dużo łatwiej. Jim i Madonetka, to
już wiem. Jak brzmi nazwisko pana, który odezwał się przed
chwilą?
- Admirał... - zaczął Stingo, ale urwał w pół zdania.
- Dobrze, obejdziemy się bez nazwisk, imiona wystarczą. Masz na imię Admirał. A inni?
- Floyd - powiedział Floyd.
- Bardzo miło was poznać. W czym mogę pomóc?
- Do gmachu nauki trafił ostatnio pewien przedmiot, określany mianem artefaktu. Wiesz coś na
ten temat?
- No, oczywiście. Sama go badałam i doskonale znam jego budowę. Konkretnie miałam go pod
obserwacją w chwili eksplozji.
- Widziałaś, co się z nim stało?
- Traktując dosłownie czasownik  widzieć", drogi Jimie, muszę ci odpowiedzieć przecząco. W
owym czasie nie miałam czujników optycznych, nie widziałam zatem fizycznie, co się z nim stało.
Znam jedynie kierunek, w którym się | oddalił. Trzydzieści dwa stopnie w prawo od zerowego koła
podbiegunowego szerokości północnej.
- W tym kierunku rozciąga się absolutna pustka -oznajmił Stingo. - %7ładnych osad, żadnych
plemion koczowniczych. Nic prócz nagich równin aż do samej czapy polarnej. Skąd wiesz, że
artefakt zabrano w tamtym kierunku?
- Wiem, mon Amiral, ponieważ obiekt ten emituje tachjony, a obserwowałam go za pomocą
tachjometru; prowadziłam rachunki, że tak powiem. Nadzwyczaj ciekawy obiekt, muszę dodać. Nie
emitował ich dużo - ostatecznie, jakie zródło to robi? - ale kilka to o wiele lepiej niż nic. Zapis wam
potwierdzi, że wyemitował jeden tachjon z kierunku, jaki wam podałam, na parę mikrosekund przed
eksplozją, która zniszczyła moją aparaturę.
- Nie doznałaś... obrażeń? - spytała Madonetka.
- Jak słodko, że o to pytasz! Nie doznałam, bo mnie tam nie było. Gdy tylko skończyłam montaż
nowego tachjometru, dostarczyłam go na miejsce eksplozji, niestety bez rezultatów. Teraz występuje
tam jedynie promieniowanie tła.
- Wiesz, co spowodowało eksplozję?
- Witaj na swobodnej wymianie poglądów wspólnoty towarzyskiej, przyjacielu Floydzie.
Odpowiadając na twoje pytanie - tak, wiem. To była bardzo silna eksplozja. Mogłabym ci podać
wzór chemiczny, ale jestem pewna, że uznasz to za niezmiernie nudne. Mogę cię wszak zapewnić, że
ów środek wybuchowy był dość powszechnie produkowany swego czasu dla przemysłu górniczego.
Nosi nazwę ausbrechitytu.
- Nigdy o nim nie słyszałem.
- To zrozumiałe, admirale, ponieważ okazało się, że w miarę czasu traci stabilność. Produkcję
wstrzymano i ausbrechityt zastąpiono nowszym, bardziej stabilnym materiałem wybuchowym.
- Kiedy to było?
- Nieco ponad trzysta lat temu. Chciałbyś dokładną datę?
- Nie, doskonale wystarczy.
W milczeniu zamrugaliśmy do siebie nie wiedząc, co począć z tym osobliwym świadectwem
historyczno naukowym. Tylko Madonetka miała olej w głowie i zadała właściwe pytanie.
- Aido - masz jakieś teorie na temat tego, co się stało?
- Tysiące, moja droga. Lecz nie ma sensu ich omawiać przed zebraniem większej liczby
dowodów. Można powiedzieć, że jesteśmy teraz w fazie wczesnych ruchów partii szachowej o
milionach możliwości na resztę gry. Ale mogę wam podrzucić kilka figur. Prawdopodobieństwo
przypadkowej eksplozji - zero. Prawdopodobieństwo, że eksplozja była związana z kradzieżą -
sześćdziesiąt siedem procent. Dalsze wydarzenia zależą od was.
- Jak?
- Pomyślcie o stanie faktycznym. Ty możesz się poruszać, cher Jim, podczas gdy ja, że tak
powiem, jestem uwiązana do swej posady. Mogę dawać rady i towarzyszyć
wam w formie modułu, kiedy stąd wyjdziecie. Co będzie dalej - decyzja zależy wyłącznie od
was.
- Jaka decyzja? - Czasami Aida potrafiła irytować.
- Dostarczę nowy tachjometr. Jeśli zabierzecie go w kierunku, który wam wskazałam, może
zdołacie wpaść na ślad artefaktu.
- Dziękuję - powiedziałem. Sięgnąłem i wyłączyłem gadułę. - Wygląda na to, że my, ludzie,
musimy sami podjąć decyzję. Kto idzie za tropem? Nie mówmy wszyscy naraz, pozwólcie mi
przemówić pierwszemu, bo jestem przewodnikiem stada. Najwyższy czas uszczuplić nasze szeregi.
Moim zdaniem Madonetka zostanie. Potrzebowaliśmy jej do muzyki - i była w tym wspaniała! - ale
nie do telepania się i szukania stuletnich bomb w skorupkach od orzechów.
- Popieram wniosek - powiedział admirał Stingo.
- Ja też - rzucił naprędce Floyd, kiedy Madonetka otwierała usta. - To nie robota dla ciebie. Ani
dla Stinga.
- Może sam o tym zdecyduję? - warknął Stingo, jak na admirała przystało.
- Nie - zaproponowałem. - Jeśli chcesz naprawdę pomóc, to lepiej załóż tutaj bazę operacyjną.
Stwierdzam, że wniosek został poparty i przeszedł mimo różnych sprzeciwów. To tylko demokracja,
póki mi odpowiada.
Stingo uśmiechnął się i admiralski grymas zniknął z jego twarzy; był za mądry, aby się kłócić.
- Zgoda. Jestem już dobrze przeterminowany na prace polowe. Przypominają mi o tym moje
obolałe kości. Proszę cię, Madonetko, ustąp łaskawie pod naporem historii. Kiwasz główką, acz
niechętnie? Zwietnie. Niezależnie od wszelkiej pomocy ze strony Aidy dopilnuję, by Korpus
Specjalny dostarczył cały potrzebny sprzęt. Pytania? - To rzekłszy, omiótł nas groznym wzrokiem, ale
milczeliśmy. Skinął z zadowoleniem głową, a Madonetka podniosła rękę.
- Skoro decyzja już zapadła - czy wolno mi o coś poprosić? Odkryłam, że miejscowe panie to
wierne fanki Szczurów, więc...
- Czy możemy dać ostatni występ przed rozwiązaniem kapeli? No jasne. Jednogłośnie.
Wybuchły owacje, do których nie włączył się Stingo. Krzywił się na myśl, że komplet jego
instrumentów zredukowano do garści molekuł. Ale pomysłowa zwykle Madonetka wykonała trochę
pracy, nim wspomniała o występie.
- Rozpytywałam wśród dziewcząt. Podobno mają tutaj dość dobry zespół kameralny i orkiestrę
symfoniczną -muszą mieć choć jeden instrument, na którym umie grać Stingo.
- Na każdym, na wszystkich - tylko spuśćcie mnie z łańcucha! - zawołał i tym razem otoczyły nas
uśmiechy i wiwaty.
Dzięki cudom nowoczesnej medycyny, lekom terapeutycznym i uzdrawiającym oraz środkom
przeciwbólowym i porządnej szprycy dla Stinga, byliśmy gotowi do występu pod koniec dnia.
Popołudniówka, jako że do tutejszego wieczora brakowało jeszcze dwóch naszych dni i nie warto
było czekać.
Na stadionie sportowym zgromadził się niezły tłumek. Przywitały nas brawa i okrzyki radości.
Nikomu chyba nie przeszkadzało, że Stingo nie miał na sobie kostiumu i grał z fotela na kółkach.
Skoro miała to być ostatnia odsłona dla Stalowych Szczurów, chcieliśmy, aby występ zapadł w
pamięć. Odstawiwszy na chwilę co bardziej militarystyczne i samcze piosenki, wybuchnęliśmy
miękkim numerem bluesowym.
Smutny świecie...
Słuchaj pieśni mej
Smutny świecie...
Com ci ja zawinił
Smutny świecie
Blagom, pomóż mi
Smutny świecie ty...
Tu nasz dom...
Nie ma dokąd iść
Tu nasz dom...
Na tym globie przyszło żyć
Smutny świecie.
Usiedliśmy gładko
Jak mucha na szkle
Pod niebieskim słońcem
Bawiliśmy się,
Było tak jak w bajce
Lecz smutny jest kres.
Grawitacja trzyma
W zębach nas jak pies
Tak jak wściekły pies...
Tego dnia daliśmy wiele bisów. Skończyliśmy wreszcie, wyczerpani i pełni szczęścia, które
daje jedynie poczucie dobrze wykonanej roboty artystycznej. Sen przyszedł łatwo, ale nie mogłem się
powstrzymać i obrzuciłem ostatnim spojrzeniem dni, które mi pozostały do zamknięcia powiek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl