[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chomo jak posąg, z uniesioną głową i miną męczennicy.
Brenderby położył jej dłonie na ramionach.
- Na Boga, panno Cleone, jakaÅ› ty piÄ™kna - powie­
dziaÅ‚ schrypniÄ™tym gÅ‚osem. - Tej nocy igraÅ‚a pani z og­
niem, ale proszę się nie bać, za mocno pani nie sparzę.
- Pochylił głowę tak, że ich usta się zetknęły.
W tym najbardziej nieodpowiednim momencie do
pokoju wkroczyli James i Philip.
- Nie, lady Sally mówiła, że zostawiła ją tutaj, Philipie.
Pamiętam...
Z okrzykiem przerażenia Cleone odskoczyła od sir
Deryka. Policzki jej płonęły. Szeroko otwartymi oczami
popatrzyła na zastygłego ze zdumienia Jamesa, a potem
na pobladłego z wściekłości Philipa.
Postąpił pół kroku w przód, a jego ręka już sięgała
do szpady. Zaraz jednak siÄ™ opanowaÅ‚ i wsunÄ…Å‚ jÄ… Z po­
wrotem do pochwy. Cleone nie wyrywała się przecież
z objęć Brenderby'ego. Cóż wiÄ™c mógÅ‚ zrobić? Od daw­
na podejrzewał, że jest zakochana w sir Deryku. A jeśli
uwzglÄ™dnić odpowiedz, z jakÄ… spotkaÅ‚y siÄ™ jego oÅ›wiad­
czyny. ..
Westchnął zrezygnowany, a potem skłonił się nisko.
214
- Mille pardons, mademoiselle* Wygląda na to, że wam
przeszkodziłem.
Cleone żachnęła się. Słowa Philipa były przepojone
gorzkim sarkazmem. Spróbowała coś odpowiedzieć, ale
głos ją zawiódł. Zresztą, co mogła powiedzieć?
James ocknÄ…Å‚ siÄ™ w koÅ„cu ze swojego stuporu i pod­
szedł bliżej.
- Do stu tysięcy piorunów, co to ma znaczyć...
- Ja.. n...nie wiem - wyjąkała Cleone. - Och, mój,
Boże!
Brenderby stanÄ…Å‚ pospiesznie u jej boku, ujÄ…Å‚ jÄ… za rÄ™­
kę i uścisnął krzepiąco.
- Panowie, macie zaszczyt zwracać siÄ™ do mojej przy­
szłej żony - oznajmił z powagą.
Ręka Philipa zacisnęła się wolno na kotarze. Zastygł,
z oczyma wlepionymi w Cleone.
- Och! - wykrzyknęła Cleone. - Och, ja... - Urwa­
Å‚a bezradnie.
W jakim straszliwym znalazÅ‚a siÄ™ poÅ‚ożeniu. Jeżeli te­
raz zaprzeczy, że jest zaręczona z Brenderbym, co Philip
o niej pomyśli? Co będzie zmuszony pomyśleć? Widział
jÄ… przecież w objÄ™ciach sir Deryka. Jedynym tego uspra­
wiedliwieniem mogły być zaręczyny. I pomyśleć, że to
ona oskarżyła Philipa, iż zbyt swobodnie się prowadzi.
Dlatego teraz musi zrobić wszystko, by nie uznał jej za
kobietÄ™ lekkich obyczajów. Ale czy bÄ™dzie w stanie po­
wiedzieć mu, że jest zaręczona z innym, skoro tak na-
* Po stokroć przepraszam, panienko!
215
prawdÄ™ marzy tylko o jednym, by to on otoczyÅ‚ jÄ… opie­
ką? W tej sytuacji wybrała kompromis.
- Ja... och, słabo mi, zaraz zemdleję - oświadczyła.
Sir Deryk ujął ją pod rękę.
-Nie, nie, moja kochana. Powiedz tym dżentelme­
nom, że to prawda.
Popatrzyła na Philipa. Czy to możliwe, że krzywi się
z pogardą? Tego przecież by nie zniosła.
- Tak - przyznała. - To prawda.
Philip się żachnął, a potem znów się skłonił.
- Zechciej, wobec tego, przyjąć życzenia szczęścia -
oznajmił, ale jego głos nie brzmiał zbyt pewnie.
James podbiegł do nich, kipiąc z wściekłości.
- Za przeproszeniem, sir! Pozwolę sobie zaprzeczyć!
Wszyscy spojrzeli na niego z najwyższym zdumie­
niem. Philip zlustrował go przez lornion.
- Przepraszam, ale nie rozumiem - wycedził Brenderby.
- To ja jestem z nią zaręczony! - wykrzyknął James.
Cleone ukryła twarz w dłoniach.
- Och - jęknęła. - Och, zaraz zemdleję.
- Wytrzymaj jeszcze chwilkę, kochanie - rzucił
Brenderby z bÅ‚yskiem rozbawienia w oku. - Oczywi­
ście wiem, że nie ma zdzbła prawdy w tym, co mówi
pan Winton.
- Kiedy to prawda! - James aż dygotał z furii. - Panna
Cleone przed chwilą obiecała, że za mnie wyjdzie. Nie
możesz zaprzeczyć, Cleone. Dałaś mi słowo.
- Nie dałam.
- Dałaś! Powiedziałaś  tak"! Dobrze wiesz, że tak było.
216
Cleone musiała się oprzeć. Traf chciał, że najbliżej stał
sir Deryk, ale ona nawet tego nie zauważyła.
- James, niczego takiego nie miałam na myśli.
Philipowi nagle zaczęły drgać usta. Brenderby wręcz
dusił się ze zle ukrywanego rozbawienia.
- Moja droga, to poważna sprawa. Czy rzeczywiście
przyjęła pani oświadczyny pana Wintona?
- Tak, ale on wie, że to nie było na serio. Ja...
- Cleone, mam rozumieć, że przyjęłaÅ› jego oÅ›wiadczy­
ny i...
- Tak, przyjęła je! Jesteśmy po słowie!
Cleone poczuła, że kolana się pod nią uginają.
- James, nie mogę za ciebie wyjść. Nie wyjdę za ciebie.
- Przyrzekłaś mi! - powtórzył James, bliski szału.
- Mnie też. - Sir Deryk opasał ją ramieniem w talii. -
Panna Cleone dała mi słowo i musi dotrzymać obietnicy.
- Podejrzewam, że dama ta chÄ™tnie usiÄ…dzie - wtrÄ…­
ciÅ‚ siÄ™ Philip. - James, Brenderby, posadzcie waszÄ… przy­
szłą żonę.
Sir Derykowi ramiona zatrzęsły się z tłumionego
śmiechu. Podprowadził Cleone do sofy, na którą osunęła
się, kryjąc twarz w dłoniach.
Philip odsunÄ…Å‚ kotarÄ™.
- Za pozwoleniem, ale siÄ™ oddalÄ™. Zdecydowanie je­
stem tu zbyteczny. Mademoiselle, messieursl - Wyszedł,
a kotara opadła na swoje miejsce.
- Och, och, och - jęczała Cleone.
James nachylił się nad nią.
- Chodz, Clo, odprowadzÄ™ ciÄ™ do twojej ciotki.
217
Brenderby stanął u jej drugiego boku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl