[ Pobierz całość w formacie PDF ]

49
Siedzia naprzeciwko niej i najni sze ga zki tarasowej wi ni w gazonie, zwisaj ce tu
nad stolikiem, muska y mu w osy. Nad jej ramieniem, niczym kropla ksi yca na ciemnym
niebie, wisia a jasno o wietlona bazylika Sacre Coeur.
Pani Murasaki gra a Morze wiosn Miyagi Michio na d ugiej, eleganckiej koto. Mia a
rozpuszczone w osy, ogrzewa o j wiat o lampy. Graj c, patrzy a na Hannibala.
Trudno j by o rozszyfrowa i zwykle uwa , e jest to cecha bardzo od wie aj ca. Z
biegiem lat nauczy si z ni sobie radzi , ale nie dzi ki ostro no ci, tylko dzi ki dba ci.
Muzyka stopniowo zwalnia a. Ostatni d wi k zawis w powietrzu. Z klatki
odpowiedzia mu wierszcz suzumushi. Pani Murasaki w a kawa ek ogórka mi dzy pr ty
i owad wci gn go do rodka. Zdawa o si , e pani Murasaki przeszywa Hannibala
spojrzeniem, e widzi to, co poza nim, odleg gór , lecz gdy wypowiedzia a te znajome
owa, poczu , e znowu skupi a na nim ca uwag .
- Na twój widok wierszcz piewa w duecie z mym sercem.
- Me serce dr y na widok tej, która nauczy a je piewa . - Wydaj ich inspektorowi.
Kolnasa i pozosta ych. Hannibal dopi sake i odstawi fili ank .
- To przez jego dzieci, prawda? Robisz urawie dla dzieci.
- Robi je za twoj dusz , Hannibalu. Wci ga ci mrok.
- Nie. Kiedy nie mog em mówi , milczenie mnie nie wci gn o. Ono mn zaw adn o.
- Ale tyje odrzuci i przemówi do mnie. Znam ci , Hannibalu, i nie atwa to
wiedza. Przyci ga ci mrok, przyci gam ci ja.
- Ty na mo cie marze .
Pani Murasaki od a lutni , lutnia brz kn a. Pani Murasaki wyci gn a do niego
. Hannibal wsta , ocieraj c si policzkiem o ga zk wi ni i poszed za ni do azienki.
Woda parowa a. Przy wannie pali y si wiece. Poprosi a, eby usiad na tatami. Siedzieli,
stykaj c si kolanami, ich twarze dzieli o trzydzie ci centymetrów.
- Hannibalu, jed ze mn do Japonii. Móg by za klinik w wiejskim domu
mojego ojca. Jest tam tyle do zrobienia. Byliby my razem. - Nachyli a si ku niemu.
Poca owa a go w czo o. - W Hiroszimie zielone p dy ro lin przebijaj si przez popió ku
wiat u. - Dotkn a jego twarzy. - Je li ty jeste spalon ziemi , ja b ciep ym deszczem.
Wyj a pomara cz z miski przy wannie. Wbi a w ni paznokcie i przy a
pachn r do jego ust.
- Prawdziwy dotyk jest lepszy od mostu marze . - Fili ank do sake nakry a stoj
tu obok wiec . Fili anki nie zabra a. Trzyma a na niej r d ej, ni musia a.
Pchn a pomara cz palcem i owoc potoczy si po p ytkach, wpadaj c do wody.
Wtedy obj a Hannibala za g ow i poca owa a go w usta szybko rozkwitaj cym p kiem
poca unku.
Z czo em na jego wargach rozpi a mu koszul . Odsun j na d ugo ramienia i
yszcz cymi oczami spojrza na jej pi kn twarz. Byli tak blisko i tak daleko zarazem, jak
lampa mi dzy dwoma lustrami.
Zrzuci a szlafrok. Oczy, piersi, plamki wiat a na jej biodrach, symetria na symetrii,
jego coraz krótszy oddech.
- Hannibalu, obiecaj mi.
Przyci gn j do siebie z mocno zaci ni tymi oczami. Jej usta, jej oddech na szyi,
oddech w zag bieniu gard a, na obojczyku. Na clavicula. Waga wi tego Micha a.
Widzia pomara cz podskakuj na wodzie. Przez chwil by a czaszk jelonka
gotuj cego si w wanience, jelonka bodz cego, bodz cego cianki w rytm stukocz cego
serca, jakby mimo mierci rozpaczliwie chcia si z niej wydosta . Skazani na wieczne
pot pienie przemaszerowali w cuchach przez pier i przepon do piek a pod wag .
Mostkowo - gnykowy, opatkowo - gnykowy, tarczowo - gnykowy, aaamen.
Nadesz a pora i pani Murasaki o tym wiedzia a.
- Obiecaj. Uderzenie serca.
- Obieca em ju Miszy.
Siedzia a obok wanny, dopóki nie us ysza a, jak zamykaj si drzwi. Wtedy w a
szlafrok i starannie zawi za a pasek. Wzi a wiece z azienki i postawi a je przed zdj ciami
na o tarzyku. Ich p omie zamigota na twarzach zmar ych i na czuwaj cej zbroi, a na masce
Masamune zobaczy a tych, którzy mieli dopiero umrze .
50
Doktor Dumas powiesi kitel na wieszaku i pulchnymi palcami zapi górny guzik.
Policzki te mia pulchne i ró owe, w osy jasne i zawsze wie e, a wie jego ubrania
utrzymywa a si przez ca y dzie , podobnie jak jego nieziemsko weso y nastrój. W
prosektorium pozosta o tylko kilku studentów, którzy sprz tali swoje sto y.
- Hannibalu - powiedzia pogodnie Dumas. - Na jutro rano b potrzebowa obiektu z
otwart klatk piersiow . Ma mie rozchylone ebra, ods oni te i skontrastowane y p ucne
oraz aorty sercowe. Po zabarwieniu skóry wnosz , e numer osiemdziesi t osiem zmar na
niewydolno wie cow . Warto by by o to zobaczy . Aort zst puj i okalaj zrób na
to. Je li s zablokowane, wstrzyknij kontrast z obydwu stron. Zostawi em ci notatki. Masz
du o pracy. Je li chcesz, dam ci do pomocy Gravesa.
- Zrobi to sam, panie profesorze.
- Tak my la em. Mam dobre wiadomo ci: Albin Michel przys pierwsze ryciny.
Jutro je obejrzymy. Nie mog si ju doczeka .
Wiele tygodni przedtem Hannibal zaniós swoje rysunki na rue Huyghens. Na widok
tabliczki z nazw ulicy pomy la o panu Jakovie i Traktacie o wietle Christiaana Huygensa.
Potem przez godzin siedzia w Ogrodach Luksemburskich, obserwuj c dzieci ce aglówki
na stawie i rozwijaj c w my li spiralne zwoje pobliskiego klombu. Lecter - Jakov - rysunki w
nowym atlasie anatomicznym mia y by podpisane dwoma nazwiskami.
Z laboratorium wyszed ostatni student. Gmach by teraz zupe nie opustosza y i
ciemny z wyj tkiem jaskrawych wiate w prosektorium. Gdy Hannibal wy czy pi , s ycha
by o jedynie cichy j k szybów wentylacyjnych, owadzie cykanie przyrz dów i bulgotanie
kolorowych barwników w retortach.
Hannibal przyjrza si obiektowi, kr pemu m czy nie w rednim wieku z otwart
klatk piersiow i ebrami rozchylonymi jak wr gi lodzi. By y to miejsca, które doktor
Dumas chcia zademonstrowa podczas wyk adu, robi c ostatnie naci cia i w asnor cznie
wyjmuj c p uca. eby wykona rysunek, Hannibal musia obejrze je od spodu, lecz
oczywi cie nie móg . eby mie jaki wzór, poszed do muzeum anatomicznego, zapalaj c po
drodze wiat a w d ugim korytarzu.
Zigmas Milko, który siedzia w ci arówce po drugiej stronie ulicy, widzia go przez
wysokie okna gmachu. W r kawie marynarki mia krótki om, w kieszeniach pistolet i t umik.
Gdy Hannibal zapali wiat o w muzeum, dobrze mu si przyjrza . Kieszenie fartucha
by y p askie, puste. Wygl da o na to, e ch opak jest nieuzbrojony. Wyszed z muzeum z
jakim s ojem i gasz c wiat a, wróci do laboratorium. Teraz wiat o bi o tylko zza
matowych szyb i ze wietlików prosektorium.
Milko nie przypuszcza , eby robota wymaga a specjalnej czujno ci i przebieg ci,
ale na wszelki wypadek postanowi zapali papierosa - je li tylko szpicel z ambasady jakie
mu zostawi . Co za kutas. S pi i s pi , jakby nigdy w yciu nie widzia porz dnych fajek.
Zabra ca paczk ? Niech to szlag, co najmniej pi tna cie lucky strike'ów. Zrób to, a potem
kup w bal musette jakie amerykany. Rozlu nij si , w t umik do przedniej kieszeni spodni,
poocieraj si o dziewczyny w barze, spójrz im w twarz, kiedy poczuj t twardo , a rano
odbierz pianino Grutasa.
Ten ch opak zabi Dortlicha. Dortlich ukry kiedy om w r kawie i chc c zajara ,
wybi sobie z b.
- Scheisskopf, trzeba by o wia razem z nami - powiedzia do niego Milko. Nie
wiedzia , gdzie Dortlich teraz jest, ale by pewnie w piekle.
Wzi dla zmy ki drabin i pude ko z lunchem, przeszed przez ulic i ukry si za
ywop otem przy bocznej cianie gmachu. Postawi nog na pierwszym szczeblu i mrukn :
- Pieprzy wieprza. - Odk d maj c dwana cie lat, uciek z domu, powtarza to jak
zakl cie przed ka akcj .
Hannibal wstrzykn do niebieski barwnik i zerkaj c na zakonserwowane
alkoholem p uca w s oju, kolorowym o ówkiem zacz rysowa je na podk adce z klipsem za
zw okami. Przypi te do podk adki kartki poruszy y si lekko w przeci gu, opad y i
znieruchomia y. Hannibal podniós wzrok, spojrza w g b korytarza i doko czy kolorowa
. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl