[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Co jeszcze?
- Tak tanio nie sprzedam moich wiadomości.
- Tanio?
- Tak, tanio. Wszystko zale\y od moich informacji. Zatrzymanie tak ogromnego
majątku powinno być dla pana warte parę rubli.
- śąda pan więc jeszcze pieniędzy?
- Jasne.
- Jestem gotów ponieść koszty. Ile pan chce?
- Przy pięciu tysiącach rubli mogę rozwa\yć pańską sprawę.
- Niech pana diabli wezmą! Pięć tyś...
- Ani kopiejki mniej!
- Jest pan rzeczywiście zatwardziałym łotrem.
- Dziękuję!
- Czy aby na pewno dotrę do hrabiego za kilka dni?
- Z całą pewnością!
- Oto papier! Pieniądze dostanie pan po moim powrocie.
- Nie, drogi panie hrabio, to byłby układ na wiarę, a kiedy się człowiek porusza wśród
łotrów, nie mo\e liczyć na zaufanie. Dwa tysiące natychmiast, pozostałe trzy tysiące pózniej!
- Niech będzie, jak pan chce. Ale za to za\ądam od pana więcej: musi mi pan jeszcze
powiedzieć, gdzie mogę znalezć syna hrabiego Wasylkowicza.
- O tym nie było mowy. Ale niech tam, powiem to panu. A więc proszę, niech pan
płaci!
- Najpierw towar", potem pieniądze! - szydził Polikow.
- Dobrze Stary hrabia, teraz łowca soboli Numer Osiemdziesiąty Czwarty był tu do
wczoraj na jarmarku i przyłączył się do grupy myśliwych, którą zwerbował kupiec z
Orenburga, Fedor Aomonow.
- W którą stronę poszli?
- Do ujścia Selengi. Stąd mo\na dojść w te okolice za dwa dni.
- Czy tam się zatrzymają?
- W ka\dym razie muszą tam dzień odpoczywać.
- Wobec tego spróbuję ich dogonić. Mo\e mi pan dać świe\e konie?
- Je\eli pan dobrze zapłaci, to tak.
- Nie poskąpię pieniędzy. Ale bez eskorty nie da się w tym kraju podró\ować.
- Przydzielę panu dziesięciu kozaków i przewodnika, na którego znajomości terenu
mo\e pan polegać.
- Kiedy mógłbym wyruszyć?
- Ju\ za godzinę, je\eli to panu odpowiada.
- Wspaniale! A teraz druga informacja! Gdzie syn hrabiego?
- Powoli! Nie tak szybko! Spełniłem pańską wolę i podałem miejsce pobytu hrabiego,
teraz \ądam najpierw papieru i pieniędzy!
- Niech tam! - powiedział hrabia podając naczelnikowi papier. Ten sprawdził go
dokładnie, a tak\e otrzymane dwa banknoty tysiącrublowe, a następnie wło\ył wszystko do
zewnętrznej kieszeni kurtki.
- A więc, gdzie ten drugi? - niecierpliwił się Polikow.
- To kozak Numer Dziesięć i znajduje się tu w okolicy Wierch-nieudinska.
- Bardzo dobrze! Oczywiście przede wszystkim bardziej zale\y mi na spotkaniu ze
starym, ale to, \e wiem, gdzie szukać jego syna, ma dla mnie równie\ du\e znaczenie.
- Jednak cała ta historia nie jest całkiem prosta.
- Dlaczego?
- Numer Dziesiąty musi wprawdzie przebywać w pobli\u, ale jego miejsce pobytu nie
jest mi dokładnie znane, uciekł dziś w nocy.
- Do diabła!
- Tylko nie tak nerwowo! - roześmiał się naczelnik. - Na pewno nam nie ujdzie
- Jest pan tego pewny? To dopiero byłaby piękna historia, gdyby ten dawny Orłowski,
a pózniejszy Wasylkowicz pojawił się pewnego dnia w Petersburgu! Wolałbym wtedy...
- Co takiego?
- Nic!
- Rozumiem. Ale niech się pan nie martwi! Uciekinier nie zajdzie daleko, tylko niech
mi pan pozwoli działać!
- Chyba zarządził pan ju\ pościg? - - Jeszcze nie.
- Głupiec! Dlaczego?
- Proszę, tylko bez obelg! Do tej pory nie miałem mo\liwości. Jego ucieczkę wykryto
dopiero teraz.
- Niech go pan złapie, a ja dobrowolnie wypłacę nagrodę w wysokości dziesięciu
tysięcy rubli!
- To ju\ coś. Za takie pieniądze zrobię wszystko i musiałby się chyba pokumać z
diabłem, \ebyśmy go wkrótce nie pojmali. Natychmiast wydam odpowiednie dyspozycje.
- Tego właśnie oczekuję. I tak stracił pan ju\ zbyt du\o czasu.
- To wszystko przez ten przeklęty Numer Dziesiąty.
- Ach?
Naczelnik zrelacjonował pokrótce nocną przygodę, lecz zanim opowieść dobiegła
końca, zgasło światło. Nikt nie zwrócił na to uwagi, \e świeca całkiem się wypaliła.
- A niech to diabli! - zaklął hrabia. - No i siedzimy w ciemnościach!
- 'Nic nie szkodzi. Po ciemku te\ znajdziemy drogę. Proszę, tędy!
Nic nie mogło bardziej ucieszyć Sama Hawkensa jak zgaśniecie światła. A\ płonął z
\ądzy zdobycia tego wa\nego papieru. Ju\ prze-myśliwaJ, jak najlepiej tego dokonać, ale nie
wpadł na \aden pomysł.
Ze swojej kryjówki widział dokładnie, gdzie naczelnik schował dokument. Teraz
kiedy zgasło światło, nagle przyszła mu do głowy świetna myśl. Bezszelestnie wydostał się
zza półki i przemknął w pobli\e schodów
- Stój! - wstrzymał Polikow obu mę\czyzn - Przede wszystkim nikt nie mo\e się
dowiedzieć, o czym tu rozmawialiśmy!
- Mo\e pan na nas polegać. Ale teraz chodzmy stąd. Iwan pójdzie przodem i
poprowadzi pana. a ja za wami.
Trzej mę\czyzni posuwali się z wolna ku wyjściu. Znajdowali się po jednej stronie
schodów. Sam Hawkens po drugiej. Teraz wyciągnął rękę, ale tylko tak daleko, jak daleko
sięgał wykusz Wychodzący po schodach ocierali się kurtkami o jego palce myśląc, \e
dotykają muru.
W ten sposób Sam wyczuł najpierw rotmistrza, potem hrabiego i wreszcie naczelnika,
za którym cicho podą\ył do góry. Poniewa\ wszyscy trzej potykali się szukając po omacku
drogi, nie mogli go usłyszeć. Nie zaniepokoili się nawet, kiedy przez nieuwagę zawadził lufą
swojej strzelby o mur, ka\dy bowiem zakładał, \e dzwięk ten spowodował któryś z nich.
Mimo wszystko mały traper poczuł się nieswojo, kiedy sięgał do kieszeni isprawnika,
poniewa\ w zawodzie kieszonkowca nie posiadał najmniejszego doświadczenia. Niedostatek
zręczności rekompesowało na szczęście silne wzburzenie mę\czyzn i głęboka ciemność.
Teraz odwa\nie wsunął palce do odstającej kieszeni i wszystko udało się wyśmienicie.
Ju\ na czwartym stopniu trzymał w dłoni jej zawartość. Bezszelestnie przemknął z powrotem,
stanął na dole i nasłuchiwał.
Trzej ludzie honoru" dotarli w międzyczasie do drzwi.
- Zatrzymaj się, Iwan! - szepnął naczelnik. - Całkiem zapomniałem o tłumie przed
drzwiami. Wyjdz narazić sam, uchyl drzwi i sprawdz, czy te baranie łby ciągle jeszcze tam
sterczą!
Rotmistrz posłusznie wykonał polecenie, po czym wymamrotał jakąś niezrozumiałą
odpowiedz.
- Tak te\ myślałem - powiedział naczelnik. - Nie odejdą stąd dopóki nie dostaną
batów. Te psy uwa\ają, \e diabeł i jego babka uciekli do tego domu. Co robić?
- Grajcie dalej tę komedię1 - roześmiał się hrabia. - Spalcie w jakimś kominie albo
piecu trochę siarki, tak \eby ją było czuć! Potem powiecie, \e szatan i jego babka ulotnili się
przez komin. Czy ten dureń zaklinacz te\ tam jest?
- Stoi tu\ obok drzwi.
- No to niech go pan wpuści do środka! Jak poczuje siarkę uwierzy w to, a potem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Start
- Lerum May Grethe CĂłry Ĺťycia 31 Grzechy OjcĂłw
- Johnson D. May Zupelnie niemozliwy facet
- MAĹE KOBIETKI LOUISA MAY ALCOTT
- Julian May Dune Roller
- McGoldrick May SpeĹnione marzenia
- Harry_Harrison_ _Zlote_lata_Stalowego_Szczura__SCAN dal_889_
- Bunsch Karol PP 06 Odnowiciel
- Graham Lynne Arabskie noce
- Conan at the Demon's Gate Roland J. Green
- Machado de Assis EsaÄĹź e Jacó
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ekonomia-info.htw.pl