[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mógłby mi to załatwić.
Cade uznał to za niezły pomysł. Trzeba by nad nim jeszcze trochę popracować.
Dopiąć kilka szczegółów.
- Wolałbym, żeby te wyniki były autentyczne - powiedział. - Gdybyśmy mieli
historię choroby jakiejś pacjentki, która naprawdę nie może mieć dzieci...
Cade urwał i pomyślał o lekarce, która asystowała przy urodzeniu jego syna.
Była to pełna życia kobieta, której związki z pacjentami nie kończyły się za progiem
gabinetu. To chyba będzie właściwa osoba.
Spojrzał na Redhawka.
- Mogę skorzystać z telefonu?
Porucznik odsunął się od biurka i wskazał na wielofunkcyjny aparat. Dwie linie
były wolne.
- Bardzo proszę.
Cade zadzwonił do informacji telefonicznej w Bedford, w Kalifornii, i poprosił
o numer doktor Sheili Pollack.
- 84 -
S
R
Wyjaśnił, że chodzi o pilny przypadek, dzięki czemu udało mu się ominąć
pielęgniarkę i uzyskać połączenie bezpośrednio z samą lekarką. Już po chwili
relacjonował jej całą sprawę.
Kiedy odłożył słuchawkę, Mac spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
Cade pokiwał głową.
- Dobrze trafiłem. Ona zna kogoś takiego. Ma pacjentkę, która została brutalnie
zgwałcona jako nastolatka. Na skutek doznanych obrażeń wewnętrznych stała się
bezpłodna. Kiedy robiono jej badania, była mniej więcej w twoim wieku. - Przerwał,
gdyż uświadomił sobie, że McKayla nigdy nie powiedziała mu, ile ma lat. - To znaczy
miała dwadzieścia pięć lat.
- Pochlebiasz mi - odparła Mac. - Zapomniałeś, że jestem
praktykującą dentystką? Ile znasz dwudziestopięcioletnich dentystek?
- Ja w ogóle nie znam żadnych dentystek - przyznał się Cade.
Zaskoczyła ją ta odpowiedz, ale nie miała czasu, żeby się nad tym zastanawiać.
Były ważniejsze sprawy niż stan uzębienia Cade'a.
- Kiedy możemy dostać te wyniki?
- Sheila musi uzyskać zgodę pacjentki, ale twierdzi, że nie powinno być z tym
najmniejszych problemów. Jeżeli odpowiedz będzie brzmiała  tak", każe pielęgniarce
przesłać papiery do Megan, a ona wprowadzi odpowiednie zmiany, tak żeby to
wyglądało na twoje badania. - Cade przeprowadził w myślach szybkie obliczenie. -
Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, będziemy mieli te papiery jutro rano.
Odpowiedz rozczarowała Mac.
- Dopiero jutro?
- Trzeba umówić się z lekarzem. To na pewno potrwa dłużej - stwierdził
Redhawk i uważnie przyjrzał się Mac. Uznał, że w zasadzie powinna sobie poradzić w
tej sytuacji, jednak w grę wchodziło również potencjalne zagrożenie.
- Zdaje sobie pani sprawę z tego, w co się pani pakuje? Mac nie wahała się ani
chwili.
- Tak. To następny krok na drodze do odzyskania Heather.
Był pewny, że Mac tak odpowie. Jeden rzut oka na Cade'a upewnił go, że i on
myślał tak samo.
- 85 -
S
R
- W porządku. Jeżeli uważacie, że sobie z tym poradzicie, mam pewną sugestię
- powiedział.
- Oczywiście, a o co chodzi? - Cade był otwarty na wszelkie propozycje
Redhawka.
- Powinniście pojawić się w gabinecie doktora we dwójkę. Państwo Iksińscy,
którym do szczęścia brakuje tylko dziecka.
- Rzeczywiście, to brzmi rozsądnie - przyznała Mac. Spojrzała na Cade'a. - Co
ty na to?
Nie musiała pytać. Gotów był zrobić wszystko, byle odzyskać tę małą
dziewczynkę.
- Możesz na mnie liczyć - powiedział.
Wyglądało na to, że mieli już gotowy plan. Porucznik zaczął wyjaśniać dalsze
szczegóły.
- Nie ulega wątpliwości, że jeśli doktor i jego żona są rzeczywiście wmieszani
w handel dziećmi, muszą być bardzo dyskretni, bardzo dobrzy w tym, co robią. Na
pewno nie zechcą ryzykować, a to oznacza, że was sprawdzą. Dlatego będzie wam
potrzebna tożsamość - nowe życie. Tutaj, w Phoenix - podkreślił. - Jeżeli się
przyznacie, że jesteście z Kalifornii, może ich to zaniepokoić.
Cade pokiwał głową.
- Tak, racja. Powinniśmy ustalić pewne szczegóły. Powiedzielibyśmy im na
przykład, że jestem inżynierem, który został przeniesiony do Phoenix ze Wschodniego
Wybrzeża. Oczywiście byłoby nam potrzebne mieszkanie...
- Moja żona ma koleżankę, która pracuje w agencji nieruchomości - wpadł mu
w słowo Redhawk. - Zadzwonię do niej i zapytam, czy dałoby się coś załatwić na
kilka dni. A pani musi pamiętać, że będzie kluczową postacią tego małego przedsta-
wienia - zwrócił się do Mac. Nie bardzo podobał mu się pomysł, że cywilna osoba
wystawia się w taki sposób na niebezpieczeństwo. - Sądzi pani, że sobie poradzi? -
zapytał i nie czekając na odpowiedz, dodał: - Mógłbym trochę pogrzebać w aktach i
jeśli udałoby mi się znalezć dość dowodów, poprosiłbym kapitana, żeby skierował do
tej akcji naszych ludzi, zamiast...
- 86 -
S
R
- Nie. - Mac potrząsnęła głową. - To by trwało za długo. - Spojrzała na Cade'a,
jakby chciała, żeby ją poparł. - A czas to coś, czego nam brakuje. Będę bardzo
wdzięczna za wszelką pomoc.
- Nie ma sprawy. - Redhawk pomyślał, że będzie mógł poświęcić im trochę
czasu po służbie. Choćby jako ochrona, gdyby zaszła taka potrzeba. W ten sposób nie
mieszałby w to departamentu.
Mac przysunęła sobie telefon.
- Bierzmy się do roboty. - Wzięła głęboki oddech i zaczęła wykręcać numer
doktora Lamberta.
Machina raz puszczona w ruch, zaczęła się obracać w szybkim tempie. Mac
straciła już rachubę, ile telefonów Cade z Redhawkiem musieli odbyć w ciągu tych
kilku godzin, jakie upłynęły od ich spotkania.
Tylu ludziom miała coś do zawdzięczenia.
Mac rozglądała się po piętrowym apartamencie, który wyszukała im znajoma
żony Redhawka. Był umeblowany i został wystawiony w ofercie agencji przed
niespełna tygodniem. Pilny wyjazd służbowy zmusił właściciela do opuszczenia kraju
niemal natychmiast. Wszelkie formalności pozostawił agencji.
Apartament znajdował się w eleganckiej dzielnicy, przez co idealnie nadawał
się do roli, jaką miał odegrać.
W krótkim czasie pojawił się instalator telefonów - czyjś szwagier - który po
godzinach podłączył aparat do sieci, dopasowując w ten sposób kolejny fragment
układanki. Sceneria była już niemal gotowa. I choć zapisy do doktora Lamberta były
prowadzone z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, po usłyszeniu adresu recepcjonistka
 nagle" i  szczęśliwym trafem" znalazła im wolny termin. Doktor Lambert był gotów
ich przyjąć już następnego dnia.
- Nie powinni mieć kłopotu z wynajęciem tego apartamentu - zwróciła się Mac
do Cade'a.
- Nie byłbym tego taki pewny.
Mac cofnęła się z patio i spojrzała na Cade'a, unosząc brwi w niemym pytaniu.
- Niektórym może się nie podobać, że leży zbyt blisko linii kolejowej. - Jak na
potwierdzenie jego słów, w pobliżu przejechał pociąg osobowy. I choć jego skład był
- 87 -
S
R
znacznie krótszy niż w przypadku pociągów towarowych, nie sposób było przeoczyć
hałasu i lekkich drgań, towarzyszących jego przejazdowi.
- Wiesz co, chyba masz rację - przyznała Mac.
Cade zamyślił się. W końcu dla niego taka sytuacja to chleb codzienny. Za to
mu płacono. Mac była amatorką i najgorsze, co ją kiedykolwiek mogło spotkać, to że
jakiś pacjent ugryzie ją w rękę. Patrząc, jak McKayla na oślep rzuca się w tę aferę,
uświadomił sobie, że chyba nie zdaje sobie sprawy z ewentualnych konsekwencji.
- Gdybyś chciała zmienić zdanie, jeszcze nie jest za pózno - odezwał się.
Zobaczył w jej oczach zdumienie, ale mówił dalej: - Jeśli raz przekroczysz próg, nie
będzie już odwrotu.
Lambert cię jeszcze nie widział. Możemy więc poprosić Redhawka, żeby nam
kogoś przysłał.
- Nie, wykluczone - powiedziała z naciskiem. - Ja nie lubię stać z boku, Cade.
Nie potrafię. Sam to zresztą zauważyłeś - przypomniała mu.
Był tego w pełni świadomy. Nie wiedział za to nic o niej samej ponad to, co mu
zechciała opowiedzieć.
- Tak - przyznał. - W porządku. Jeżeli jesteś zdecydowana, całym sercem cię
popieram. A teraz musisz zjeść kolację, a potem opowiesz mi swoje życie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl