[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nia szarpały ją niczym szpony dzikiej bestii.
Jak mogła być taką egoistką! Jak mogła tak po prostu wyjechać z Leonem! Jak
mogła! Dlaczego to zrobiła? Ponieważ zakochała się w nim.
Teraz siedziała przy łóżku, trzymając chorą za rękę. Jej własne dłonie były silne i
gładkie, dłonie babki - wychudzone i słabe. I nieruchome.
Pielęgniarka, którą zastała, gdy w końcu wpadła do domu, zdyszana i nieprzytom-
na z rozpaczy, powiedziała jej, że koniec jest blisko, chociaż nie wiadomo, kiedy kon-
kretnie nadejdzie.
- Może za parę godzin, jutro albo za kilka dni - wyjaśniła, patrząc na Flavię ze
współczuciem. - Dłużej to raczej nie potrwa.
Babcia stała na progu śmierci, a jej wnuczka uganiała się po plaży, przeżywając
namiętny romans i myśląc tylko o sobie! Zapomniała o kobiecie, która ją wychowała, ko-
chała całym sercem i zawsze wspierała ze wszystkich sił.
Flavia nienawidziła samej siebie.
Gdyby spotkała się z Leonem wyłącznie po to, aby ratować Harford, aby zapewnić
babci spokojny koniec we własnym domu, wtedy może nie czułaby się tak jak w tej
chwili. Wtedy może zdołałaby jakoś usprawiedliwić swoją nieobecność, wmówić sobie,
że zrobiła to dla babci, nie dla siebie...
Ale było inaczej - zakochała się w nim...
L R
T
Azy popłynęły jej po policzkach, serce ściskał żal. Mocniej ścisnęła rękę babci,
która powoli odpływała coraz dalej, godzina po godzinie.
W tę ponurą, burzliwą noc Flavia czuwała przy umierającej.
Leon przyglądał się, jak deszcz siecze uliczne chodniki i spływa po szybach jego
biura.
Był ponury jak niebo nad Londynem, a w jego mózgu płonęła jedna myśl. Gdzie
ona jest?
Dokąd pojechała? I dlaczego? Dlaczego?
Co się z nią stało, do diabła?! Flavia po prostu zniknęła. Po niezliczonych próbach
skontaktowania się z nią Leon otrzymał krótką wiadomość:  Musiałam wyjechać. Prze-
praszam. Ważna sprawa rodzinna".
I tyle. Nic więcej, ani słowa.
Leon nie miał pojęcia, co robić. Co się stało? Gdzie była Flavia? Dlaczego nie
chciała z nim rozmawiać? Nic z tego wszystkiego nie rozumiał!
Jakaś cząstka jego umysłu rozpaczliwie próbowała wytłumaczyć jej nieprzejednane
milczenie. Może znowu była poza zasięgiem? Może zepsuła jej się komórka, może zgu-
biła ją albo ktoś ją jej ukradł? Ale w takim razie dlaczego nie zadzwoniła do niego z in-
nego telefonu? Jeżeli nie pamiętała jego numeru, to przecież mogła skontaktować się z
jego biurem, ostatecznie nie był całkiem nieznaną osobą.
Nie zadzwoniła.
Było tak, jakby nagle przestała istnieć.
Albo jakby on przestał istnieć.
Po raz tysięczny przeczytał jedyną wskazówkę:  Ważna sprawa rodzinna".
Jaka ważna sprawa rodzinna?
Czy zniknięcie Flavii miało coś wspólnego z niespodziewaną podróżą Alistaira na
Daleki Wschód? Jeśli tak, to dlaczego mu o tym nie powiedziała? Dlaczego odcięła się
od niego, jakby nic ich nie łączyło?
Co właściwie o niej wiedział? Co mu o sobie powiedziała?
L R
T
Bardzo niewiele. O jej ojcu w ogóle nie rozmawiali. Powiedziała, że mieszka w
West Country - Leon zmarszczył brwi. West Country to całkiem spory region.
Wydawało mi się, że byliśmy szczęśliwi, pomyślał. %7łe znalezliśmy w sobie coś
wyjątkowego, mocną więz, szczęście...
Właśnie dlatego jej zniknięcie i uparte milczenie były po prostu niepojęte. Jeżeli
miała jakieś sprawy do załatwienia, to przecież zrozumiałby to. Nie oczekiwał, że za-
mknie dla niego całe swoje życie i zacznie wszystko od nowa, chciał tylko wiedzieć, co
zmusiło ją do wyjazdu, mieć pewność, że jest bezpieczna.
To niewiedza doprowadzała go do szaleństwa.
Przez ostatnich parę dni harował jak szatan, starając się utopić emocje w ciężkiej
pracy, ale tamte pytania wciąż do niego wracały.
Gdzie ona jest? Jak ją znalezć?
I nagle poczuł się tak, jakby w jego głowie otworzyła się furtka.
Paszport Flavii.
Kurier dostarczył jej paszport na lotnisko, żeby mogła lecieć na Baleary. Skąd wy-
szła przesyłka?
Leon chwycił słuchawkę i wydał swojej asystentce odpowiednie polecenia. Potem
usiadł i odetchnął z ulgą. Wreszcie mógł wykonać jakiś krok, zacząć działać!
W ciągu godziny znał już odpowiedz. Pięć minut pózniej patrzył na umieszczone w
internecie zdjęcie posiadłości, którą Flavia nazywała domem.
Nic dziwnego, że woli to miejsce od Londynu, pomyślał.
Nie była to największa wiejska rezydencja, jaką w życiu widział, ale co z tego?
Piękny budynek z szarego kamienia, z epoki georgiańskiej, stał w otoczeniu ogrodów,
lasów, pól i łagodnych wzgórz.
Prawdziwa perełka.
Czy to tam przebywa teraz Flavia? Wpatrywał się w fotografię tak intensywnie,
jakby spodziewał się, że zaraz ujrzy wychodzącą z domu dziewczynę. Sięgnął po telefon,
gotowy wybrać podany w opisie rezydencji numer. Myślał tylko o tym, że może za parę
sekund usłyszy jej głos...
L R
T
Drzwi gabinetu otworzyły się i Leon odłożył słuchawkę. W progu stała jego asy-
stentka, niepewna i zdenerwowana.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale przyszedł właśnie pan Lassiter - odezwała się.
- Chce się z panem zobaczyć. Wiem, że nie umówił się wcześniej na spotkanie, ale Leon
skrzywił się ze zniecierpliwieniem.
W pierwszej chwili miał ochotę wysłać Alistaira do diabła, lecz szybko się opano-
wał. Kto wie, może Lassiter przyszedł w sprawie Flavii?
Poczuł ukłucie strachu. Czy Flavii coś się stało? Czy miała wypadek?
Nie zdążył nawet skinąć głową asystentce, gdy Lassiter już wszedł do jego gabine-
tu, z dość wyzywającym, wręcz triumfalnym wyrazem twarzy. Z pewnością nie był to
wyraz twarzy człowieka, który przynosi złe wiadomości o swojej córce.
Twarz Leona pociemniała.
- Mieliśmy umówione spotkanie, na twoją prośbę, na które przyleciałem do Lon-
dynu z zagranicy - odezwał się lodowatym tonem. - Tyle że ty się na nie nie stawiłeś!
Lassiter machnął ręką. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl