[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zaczeka. Wskoczy do pociągu w ostatniej chwili, tak jak
poprzednim razem. Najlepiej do sąsiedniego wagonu. Kupi
bilet do jakiejś stacji, kierując się radą konduktora, a potem
z drugiego końca wagonu będzie obserwował Emily. Kiedy
oni wysiądą, on ruszy ich śladem.
Nie miał pewności, co zrobi pózniej. Bardzo spodobała
mu się myśl o natychmiastowym zaaresztowaniu Berkeleya
i odstawieniu go do Topeki. Obawiał się jednak, że Emily
stanęłaby z zapałem po stronie zbiega. Z drugiej strony na
myśl, że miałby zaczekać, aż Berkeley ją zrani albo przestra-
szy, Jake'a przebiegał zimny dreszcz. Przypomniał sobie, jak
przerażony był tamten chłopak na peronie, gdy Berkeley za-,
groził mu policją, i wyobraził sobie, że na pięknej twarzy
Emily pojawia się taki sam wyraz.
Poczuł, że bezwiednie ściska w dłoni blaszaną puszkę.
Rozluznił dłoń. Nie, nie pozwoli Berkeleyowi skrzywdzić
Emily. Będzie w pobliżu i nie dopuści do tego. Znajdzie spo-
sób, żeby zaaresztować tego łobuza i nie stracić przy tym
Emily.
Omal nie roześmiał się w głos. Od kiedy to Emily należy
do niego? Od kiedy wolno mu myśleć, że może ją stracić?
Czy nie doszedł do wniosku, że nie jest jej wart?
Emily podniosła głowę znad książki i patrzyła, jak Anson
chodzi w tę i z powrotem po poczekalni. Jeszcze na ranczu,
gdy pakowała książkę do torby, przyszło jej do głowy, że po-
101
stępuje głupio, bo przecież książka zajmie w torbie cenne
miejsce, ale teraz była z tego zadowolona.
Anson co jakiś czas pytał ze złością, gdzie się podział ten
chłopak z obiadem. Nie pomagało jej to zapomnieć o gło-
dzie. W pewnej chwili zaproponowała, że da mu książkę, że-
by sobie poczytał, ale on warknął coś tylko i krążył dalej.
Emily wiedziała, że gdy ma taki humor, najlepiej nie zwracać
na niego uwagi.
Próbowała skupić się na treści książki. Była to jedna z po-
wieści Lynnette, z własnoręczną dedykacją autorki. Bohate-
rem okazał się szeryf z Dzikiego Zachodu. Emily złapała się
na tym, że wyobraża go sobie jako Jake'a, choć mężczyzna,
którego losy opisała jej szwagierka, był blondynem.
W pewnej chwili Anson stanął przed Emily. Podniosła
wzrok dopiero po jakimś czasie i uśmiechnęła się pytająco.
- Gdzie, u diabła, jest ten chłopak? - zapytał niecierpli-
wie.
Emily westchnęła.
- Posłuchaj, Ansonie, o tej porze restauracje są pełne.
Sam mówiłeś, że mamy mnóstwo czasu.
No tak, Anson zdążyłby sam przynieść posiłek.
- Ja przecież myślę tylko o tobie - burknął. - Kiedy wy-
siedliśmy, omal nie zemdlałaś z głodu.
- Mnie się zdaje, że moje złe samopoczucie spowodował
także ruch pociągu - powiedziała z udaną cierpliwością. -
Teraz czuję się dobrze. Chociaż zjem obiad z chęcią. Zapew-
niam cię, że się go doczekamy.
Jej uśmiech nie uspokoił Ansona. Zaczął znowu niespo-
kojnie chodzić w tę i z powrotem. Emily jeszcze raz przeczy-
tała trzy ostatnie akapity, niewiele z nich rozumiejąc. Gdy
102
Anson ponownie stanął przed nią, wstrzymała oddech i omal
nie jęknęła.
- Ukradł mi pieniądze, ten...
- Ansonie!
Jej ostry ton zaskoczył go do tego stopnia, że zamilkł.
Emily odetchnęła głęboko, żeby się uspokoić.
- Idz na zewnątrz odetchnąć świeżym powietrzem, a mnie
pozwól czytać.
Na te słowa Anson bez chwili wahania wyrwał jej książkę
z ręki i cisnął ją w drugi koniec poczekalni. Emily zerwała
się, chcąc ją podnieść, ale on popchnął ją tak, że usiadła z po-
wrotem.
- Mogłabyś okazać trochę więcej zrozumienia - syknął
- zamiast marnować czas na te bzdury. To dzięki nim tak się
palisz do małżeństwa.
Odwrócił się do niej tyłem i znowu zaczął chodzić. Emily
wstała powoli, obserwując Ansona. Gdy się zorientowała, że
na nią nie patrzy, podeszła zdecydowanym krokiem do miej-
sca, gdzie leżała pognieciona książka. Podniosła ją i troskli-
wie rozprostowała kartki oraz okładkę. Okazało się, że
powieść łączyła ją z przeszłością silniej, niż się mogła spo-
dziewać.
Nie patrząc na Ansona, ruszyła w stronę drzwi. Wyszła na
wąski peron. Przedtem, wchodząc do budynku, zdjęła z sie-
bie pelerynę. Nie mając jej teraz na sobie, poczuła, że przez
liczne warstwy ubrania przenika ją chłód. Nie było jednak
tak zimno, by nie mogła przez parę minut pobyć na powie-
trzu. A poza tym chłód sprawił, że opuściła ją złość.
Anson miał rację. Powinna była okazać mu więcej zrozu-
mienia. Nie mieli zbyt wiele pieniędzy, a on zamówił obiad
103
przede wszystkim ze względu na nią. Tymczasem ona we-
tknęła nos w książkę, pozwalając, żeby sam martwił się o je-
dzenie. A nawet ukryła przed nim pieniądze. Jednak...
Miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Rozejrzała się szyb-
ko. Popatrzyła na ludzi na peronie. Wszyscy wydawali się
zajęci własnymi sprawami. Jednak uczucie, że ktoś ją obser-
wuje, pozostało.
Może to Anson przypatruje się jej przez okno albo przez
drzwi poczekalni. Może czeka, aż wróci, żeby się z nią po-
godzić. Jednak czy to nie on winien jest jej przeprosiny?
Przecież to on rzucił książkę na podłogę, to on zachowywał
się okropnie. Emily z westchnieniem pomyślała, że z pewno-
ścią nie spojrzałby na to wszystko w ten sposób. Uważałby,
że to ona go sprowokowała.
Gdzieś na prawo od siebie zauważyła jakiś ruch. Spojrzała
w tym kierunku, ale nie zobaczyła nikogo. Może po prostu
ktoś tamtędy przeszedł. Albo się tam ukrywał. Poczuła, że
przechodzi ją dreszcz. Nie chciała dociekać, jak było na-
prawdę.
Właściwie to było jej zimno. Gdy się odwróciła, żeby wró-
cić do poczekalni, na peron wszedł chłopiec z dwoma biały-
mi pudełeczkami w rękach. Uśmiechając się do niego, we-
szła do budynku.
Anson przystanął i zmierzył ją ponurym spojrzeniem. Je-
go twarz nie rozjaśniła się także na widok chłopca, który
szedł za nią.
- No, jesteś. Najwyższy czas - burknął.
- Spieszyłem się bardzo, proszę pana. Gdyby pan dał
trochę więcej pieniędzy, to kucharz na pewno by się po-
spieszył.
- Tak myślisz? Ale sam się nie pospieszyłeś, choć obie-
całem ci pięć centów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl