[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zakończenie coś ładnego.
 Có\ mo\na powiedzieć? No dobrze, słuchajcie. Pracowaliście& ee& dobrze. Mówię, \e
dobrze pracowaliście. W imieniu dowództwa wyprawy dziękuję wszystkim uczestnikom&
 Uwaga! Uwaga! Alarm! Prometeusz został zatrzymany na kosmodromie. Usiłował
zniszczyć rakietę.
 Zwariował. Eskulapie, natychmiast zbadaj tego szaleńca!
 Tu Eskulap. Encefalogram nie wykazuje większych odchyleń od normy. On jest zdrów.
 Dawajcie go tu! Słucham cię, Prometeuszu. Odbiór.
 Szefie, chciałem, abyśmy zostali na Ziemi i pomogli ludziom. śeby byli szczęśliwi.
 Smarkaczu! Oni jeszcze do tego nie dojrzeli. A szczęście osiągną własnymi siłami. Wierzę
w nich, Ety, jak widzę, nie wierzysz.
Szefie, ja zostaję na Ziemi. Oddam ludziom swoją wiedzę, swój wewnętrzny ogień.
 Jeśli cię to interesuje, ludzie prosili nas o wszystko, tylko nie o wiedzę.
 A ty im ją proponowałeś?
 Dobrze, dobrze, porozmawiamy w czasie poro\y. Marsz do rakiety! Pozbawiam cię prawa
wykonywania jakiejkolwiek pracy.
 Przecie\ powiedziałem, \e zostaję na Ziemi.
 Zabiją cię i zwalą winę na nas.
 Jestem gotów na wszystko.
 Nie poznaję cię, mój chłopcze. Zapomniałeś o ojczystej planecie. Nieomal pozbawiłeś nas
mo\liwości powrotu do domu. Czym oni cię zamroczyli? Co z tobą zrobili?
 A co zrobili z tobą? Czemu ukrywałeś przed nimi, \e nie jesteśmy nieśmiertelni? Czemu
pozwoliłeś, by czcili nas jak bóstwa?
 Ale\ posłuchaj, tu chodziło wyłącznie o zapewnienie bezpieczeństwa uczestnikom
wyprawy. A w ogóle na tym stopniu rozwoju oni jeszcze nie są w stanie pojąć, kim my jesteśmy.
Was nie zrozumieli i uznali za bogów. Ja ich szumiałem i stałem się człowiekiem.
 Coo?!  Was ?  Człowiekiem ? Związać go i wrzucić do rakiety! Będziemy go sądzić.
 Tu Temida. Je\eli on jest człowiekiem, to nie podlega naszej jurysdykcji. Nie mamy prawa
brać go ze sobą.
 Zrozumiałem, Temido. Prawo jest prawem. Rozwią\cie go. Przynajmniej jedna istota
będzie nas \egnać na kosmodromie.
 Tu Temida. Na planetach z niewykształconą cywilizacją obecność ludności miejscowej
podczas startu statku kosmicznego jest niepo\ądana, poniewa\ nie wiadomo, jak to mo\e być
przez nich zrozumiane.
 Jasne. Odeślijcie go gdzieś. Powiedzmy, na Kaukaz.
 Szefie, tu Mars. Czy mo\na mu dać rewolwer?
 Tu Temida. Przekazywanie jakichkolwiek środków technicznych istotom rozumnym na
planetach o niskim stopniu rozwoju cywilizacji jest wzbronione, jako \e nie wiadomo, w czyje
ręce mogą się one ostatecznie dostać i jakie znajdą zastosowanie.
 Szefie, przecie\ on jest jednym z nas!
 Niestety, ju\ nie. On ju\ jest jednym z nich. Słyszałeś, co powiedziała Temida? śegnaj,
Prometeuszu. Mam nadzieję, \e&
 Uwaga! Tu Merkury. Zgodnie z harmonogramem zaczynam likwidację środków łączności.
Wszystkie radiostacje Ziemi przerywają pracę.
 Tu Szef. Maleńka poprawka. Chwilowo przerywają. Gromy i błyskawice! Przecie\ oni ju\
zrodzili Prometeusza!
Przeło\ył Tadeusz Gosk
Ilia Warszawski
POD STOPAMI ZIEMIA
W ciągu ostatniej godziny lotu Erly Mueller wyrzucił z siebie taką ilość przekleństw, \e
gdyby wy ciągnąć je w łańcuszek, to byłby on długości nie mniejszej ni\ kilka parseków.
Trudno mu się dziwić: paliwo planetarne na wyczerpaniu, \adnych sygnałów zezwalających
na lądowanie, a pod nami  nieprzerwane pasmo lasów.
Mnie te\ nie było lekko: oś Ziemi okazała się inaczej zorientowana w stosunku do Słońca
ani\eli powinna i wszystkie obliczenia współrzędnych dla lądowania, przygotowane zawczasu
przez analizator, były diabła warte.
Arsen Ciładze miał szczęście. Siedział przy swoim pulpicie sterowniczym odwrócony
plecami do dowódcy i nie widział spojrzeń, jakimi obrzucał nas Mueller.
 Chwileczkę, Erly  powiedziałem.  Wytrzymaj jeszcze trochę. Mo\e uda mi się
sprecyzować kąt według Gwiazdy Polarnej.
 Dobrze  powiedział Mueller  wytrzymam, tylko po\ycz mi do jutra trzysta ton paliwa.
Wstał i szarpnął mocno dzwignię silnika hamującego.
Mętnie przypominam sobie, co było dalej, poniewa\ absolutnie nie wytrzymuję przecią\enia
podczas lądowań.
Kiedy ponownie przyszedłem do siebie, nasz  Poszukiwacz kołysał się ju\ na
amortyzatorach ładowniczych.
 Przyjechaliśmy  powiedział Erly. Wokół rakiety buszowała ściana ognia. Ciładze zdjął
słuchawki i podszedł do dowódcy.
 Niepotrzebnie to zrobiłeś, Erly. Przecie\ gdzieś muszą być kosmodromy.
 Dobra  rzekł Mueller  mogło być jeszcze gorzej, prawda, Mały?
Nie odpowiedziałem z powodu czkawki.
 Napij się wody  poradził Erly.
 Głupstwo, to nerwowe  powiedziałem.
Arsen włączył zewnętrzne gaśnice. Fontanny \ółtej piany wyrwały się z bocznych dysz,
tłumiąc płomienie na gorejących gałęziach.
 Jak się czujesz, Mały?  spytał Erly. Znów kilka razy czknąłem.
 Przestań czkać. Na całe \ycie i tak ci nie wystarczy.
 Co dalej?  spytał Arsen.
 Gaz. Pięć godzin. Wytrzymasz, Toleczku?
 Spróbuję  powiedziałem.
 Lepiej poczekajmy.  Erly był chyba nawet zadowolony z tego, \e pojawiła się mo\liwość
odło\enia dezynfekcji.  Połó\ się na razie, a my z Arsenem się ogolimy.
Arsen sapnął. Zaproponować Ciładze, aby zgolił brodę, znaczy to samo, co prosić pawia,
\eby sprzedał swój ogon. Erly wyjął z szuflady pulpitu przyrządy do golenia i kupę przeró\nych
flakonów. On zawsze wyjątkowo uroczyście aran\ował tę procedurę.
Pomyślałem, \e dowódca umyślnie przeciąga chwilę wyjścia z rakiety, aby umo\liwić nam
zastanowienie się nad najwa\niejszym. W czasie lotu nie mieliśmy do tego głowy.
 Nie mamy się dokąd spieszyć  powiedział studiując w lusterku swój podbródek.  Czekali
na nas czterdzieści cztery stulecia, poczekają jeszcze trochę.
 Czekali!  powiedział Ciładze.  Akurat. Potrzebni im jesteśmy jak dziura w moście.
 Zaczyna się  pomyślałem.  A twoje zdanie, Mały?
 Jesteśmy im potrzebni  powiedziałem.  Z takich eksponatów jak my nie zrezygnuje
\adna cywilizacja. Od razu  do muzeum.  Oto, dzieci, ludzie pierwotni, którzy zaludniali naszą
planetę w dwudziestym pierwszym wieku, a oto prymitywne przyrządy, jakimi się posługiwali:
statek kosmiczny z anihiligacyjnymi silnikami i Planetarny Zwiadowca .
 Tak, tak, Mały. Powiedz jeszcze coś o brodzie.
 Powiem.  Proszę zwrócić uwagę na niedorozwinięte części skroniowe u jednego
z osobników i przypomnieć sobie, co mówiłem wam o ewolucji gatunku homo sapiens .
 Bzdury!  wykrzyknął Erly.  Człowiek nie zmienia się od niepamiętnych czasów i nasi
potomkowie w sześćdziesiątym piątym stuleciu&
 Człowiek się nie zmienia  przerwał mu Arsen  ale ludzkość jako całość bardzo się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl