[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poszarpanych ciałach, skręcających się na śniegu. Rzucają trupy na druty kolczaste, używają
ich jako kładek. Odór siarki ogarnia wszystko i pali płuca. Maski, maski! Porta strzela z
karabinu maszynowego z regularnością mechanizmu, przesuwa serie z lewa na prawo, z
prawa na lewo, na wysokości brzuchów. Leci na nas, obracając się, granat ręczny, chwytam
go w powietrzu i odrzucam przed siebie. Ale karabin maszynowy ma trudności, nabój więznie
w zamku. Porta cofa zamek, wyrywa nabój bagnetem, bo specjalne narzędzia dawno temu
zostały sprzedane jak wszystko inne. Cekaem wznawia ogień i nawet nie zauważam, że lufę
ma rozpaloną.
- Uwaga, Porta. Zostało tylko 1500 strzałów.
Kładziemy przed nami stos granatów, ale Sybiracy już wdarli się do okopu, który
oczyszczają, nadchodząc z prawej. Porta każe mi wziąć trójnóg na ramię, a to wcale nie
zabawne trzymać głowę poniżej lufy karabinu maszynowego. Wsuwam się pod trójnóg i
biegnę wzdłuż okopu, podczas gdy Porta kosi wszystko, co się przed nami pokazuje.
Jeszcze raz broń się zacina. Rzucam ją na ziemię i wsuwam bagnet do lufy; mam
rosyjski karabin do walki wręcz, o wiele lepszy od naszych przestarzałych Mauserów wzór
98. Porta macha łopatką piechoty i ścina uderzeniem w kark Rosjanina, który wyrasta przed
nami. Mały bije się jak dzika bestia, chwyta dwóch Sybiraków za szyje i zderza ich głowami
tak długo, aż te pękają. To rzez nie do opisania, wszędzie krew, jęki, szaleńcze wrzaski,
płacze - cały obłęd walki wręcz w zniszczonym okopie.
Po paru godzinach atak słabnie. Czemu? Nikt nie potrafi powiedzieć. Sybiracy cofają
się do swoich linii. Wraca do nas spokój, ale ziemia niczyja jeszcze dymi i rozbrzmiewa
rozdzierającymi wezwaniami o pomoc.
Zrywamy maski, łykamy śnieg, by uśmierzyć palące nas straszliwe pragnienie i
rzucamy się skrajnie wyczerpani na dno okopu, który nie zasługuje na tę nazwę, między
trupy, umierających, wrzeszczących rannych. Leżą wszędzie, ale co to nas obchodzi? Na
wojnie myśli się tylko o sobie. Porta podaje mi manierkę i dwa narkotyzowane papierosy.
Bogu niech będą dzięki, że je mamy, inaczej nikt by nie wytrzymał. Pojawia się Gregor i
Legionista, skąpany we krwi.
- Kto cię tak poderżnął? - pyta Porta. - Kąpałeś się u rzeznika?
- To był jakiś kapitan, który się na mnie nadział. Co za gówno!
Nasza drużyna jest cała, ale Hauptmann Schwan znikł. W kilka godzin pózniej zostaje
znaleziony w jakiejś dziurze z rozdartym brzuchem i poszarpanymi wnętrznościami.
Okropność! Jest także kumpel Porty, Unteroffizier Franz Krupka z głową rozwaloną ciosem
łopatki. Trzeba wszystkich pochować , Rosjan i Niemców pomieszanych bezładnie, a na
zasypanym grobie stawia się karabiny z hełmami zawieszonymi na lufach.
Pułk zostaje zmieniony w celu reorganizacji, sama nasza kompania straciła 68 ludzi.
Ale mijając kuchnię polową widzimy nowego kucharza, na którego Porta patrzy ze
zdumieniem.
- Hej, kolego! Gdzie się podział Unteroffizier Wilke?
- Dziś rano odleciał samolotem wraz z generałem Hubę.
Porcie wypada z ust jego opiumowy papieros.
- Przecież to niemożliwe!
- Jest tak, jak ci powiedziałem. Nie nazywasz się przypadkiem Joseph Porta? Mam dla
ciebie paczkę i pozdrowienia od Wilkego. Powiedział, że jesteś najlepszym kumplem na
świecie!
Po raz pierwszy w życiu widzę Porte z rozdziawionymi ustami. Wracamy do naszego
miejsca zakwaterowania, by spróbować zasnąć, ale Porte tak zdumiała wiadomość, że wrócił
do kuchni polowej dla czystego sumienia, a przede wszystkim by poszukać prezentu od tego,
który stanowczo uwierzył, że Porta uratował mu życie. Nowy kuchmistrz wie-
98
dział niewiele, zdaje się, że Wilke poszedł na lotnisko w Gumrak na podstawie
rozkazu pułkowego, a Porta wrócił do koszar kręcąc głową, ale z cenną skrzynką wódki na
ramieniu.
Po drodze natknął sie na bardzo młodego Ober-leutnanta, przybyłego do naszego
piekła z kilkoma rezerwistami. Przez chwilę obaj spoglądali na siebie we wrogiej ciszy.
Oberleutnant wyraznie oczekiwał jakiejś reakcji od młodszego stopniem, a w niebieskich
oczach Porty widać było tylko pobłażanie.
- Hej tam, starszy Unteroffizier, nie znacie roz kazów Fiihrera?
Porta się wyprostował.
- Zawiadamiam Herr Oberleutnanta, że nasz dowódca kompanii nie wydał nam
żadnych rozkazów od chwili, gdy Iwan obił nam mordę wczoraj wieczorem.
- Zwariowaliście, Unteroffizier? Obrażacie Fiihrera!
Porta stuknął obcasami i dwukrotnie zasalutował.
- Herr Oberleutnant pozwoli mi powiedzieć, że nie umiałbym nikogo obrazić.
Uważałem, że Herr Oberleutnant mówi o moim dowódcy kompanii. To on wydaje mi rozkazy
i nikt inny.
Młodego Oberleutnanta zatkało.
- Jaka jest wasza funkcja w kompanii, Unteroffi zier?
- Wszystkiego po trochę. W tej chwili jestem dowódcą 3. Drużyny.
- Niech Bóg chroni Niemcy! Co za wariat mianował was dowódcą drużyny?
- Herr Oberleutnant, nie zrobiło mi to żadnej przyjemności, ale rozkaz to rozkaz. Poza
tym mówi się, że potrzeba więcej mózgu, by zostać starszym Unteroffizierem niż
marszałkiem, a na podstawie doświadczeń wojennych uważam, że to prawda. My,
podoficerowie jesteśmy kręgosłupem Armii, a oficerowie to tylko dodatek.
- Bezczelna świnia! - zawył Oberleutnant. - Nasz Fiihrer Adolf Hitler powiedział...
Stań na baczność gdy mówię o Fuhrerze!
- Herr Oberleutnant, proszę o pozwolenie za uważenia, że stosuję się do regulaminu
najlepiej, jak potrafię.
Nowo przybyły wpadł w taką wściekłość, że nawet nie słuchał Porty, lecz poszukiwał
w swej pamięci tego, co mówił i powtarzał członkom Hitlerjugend w czasie musztry.
- %7łołnierzu! Krew powinna wrzeć ci w żyłach z dumy! To obowiązek każdego
obywatela niemiec kiego, mężczyzny i kobiety. Rozumiesz, świnio jed na? Ale poczekaj
tylko, to ja obejmę dowództwo waszej kompanii i oczyszczę tę stajnię Augiasza. Wymagam
porządku i dyscypliny. Każdy człowiek musi zostać zahartowany jak stal Kruppa! A teraz
znikajcie mi z oczu!
Młody Oberleutnant odszedł, przeżuwając smak swej zemsty, ale okazało sie, że był to
dla niego feralny dzień. Ze zszarpanymi nerwami znalazł się na swe nieszczęście na drodze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Start
- Heinlein, Robert A The Man Who Sold the Moon (SS Coll)
- widziniewski Wojciech Ragnarok, próba generalna
- Hassel Sven Batalion marszowy
- śąuśÂawski Andrzej Perse
- 2002 03. śÂwić teczne podarunki 1. Boswell Barbara Dzieci szczćÂśÂcia NastćÂpca tronu
- 0082. Field Sandra Kraina dobrej nadziei
- Evelyn Richardson Lady Alex's Gamble (pdf)(1)
- Chmielewska, Joanna Skradziona kolekcja
- Dreadstone Carl Mumia
- Day Leclaire 03 Smak cytryn
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- trzonowiec.htw.pl