[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wystąpić w charakterze świni, czy żeby posprzeczać się z kodeksem karnym? Bo
chyba sama rozumiesz, że innej możliwości byś nie miała? - Z kodeksem karnym i
tak jestem trochę na bakier. Za dużo się domyślam. Jak dotąd, trzymam język za
zębami, ale nic dobrego z tego nie wychodzi. Zwracam ci uwagę, że Dutkiewicza
jednak ktoś zamordował... Baśka wzdrygnęła się nerwowo. - Toteż właśnie -
powiedziała ponuro. - Cholera, żeby nie to... Słuchaj, zgódz się ze mną, że
ukrywanie domysłów nie jest karalne. Można się niesłychanie głupio domyślać i
gdyby wszyscy ze swoimi domysłami latali do milicji, milicja dostałaby obłędu.
Domyślać się możesz do upojenia, ale wiedzieć, nie wiesz nic. Ja się właśnie też
zaczęłam domyślać, kto utłukł Waldemara. Zaczynam nawet podejrzewać, że sama z
tego nie wybrnę i w końcu będę musiała się ciebie poradzić. Wtedy ci wszystko
powiem, a teraz jeszcze pozwól, że sobie zostanę taka cokolwiek tajemnicza. Czy
ja do ciebie mówię logicznie? Przyznałam, że owszem, nawet dość logicznie. Nie
pozostało mi nic innego, jak tylko jechać dalej na własnych dedukcjach, które
istotnie miałam prawo zachować dla siebie. Obydwoje, Baśka i Marcin, byli
całkowicie zgodni i co gorsza, mieli rację w ocenie moich obowiązków i
możliwości. Nie mogłam się tak wygłupić, żeby ukrywać przed majorem jakikolwiek
fakt, wyraznie pasujący do zbrodni, musiałabym mu wyjawić także uzyskane
informacje. Pomyślałam, że właściwie major dostaje tyle samo materiału co i ja,
nawet więcej, skoro ustawicznie ma na oku wszystkich podejrzanych. Szczegóły
dzisiejszego wieczoru będą mu również znane... W ten sposób wróciłam do
człowieka majora. Opisałam Baśce wszystkie zaobserwowane sceny, wprawiając ją
tym na nowo w stan okropnego zdenerwowania. Wspólnie zaczęłyśmy rozważać, kim
był trzezwy pijak w czerwonym szaliczku. - Mógłby być pracownikiem majora tylko
w wypadku, gdyby był to pracownik trwale odgrywający rolę męta społecznego,
zaprzyjaznionego z Pierzaczkiem - zawyrokowałam. - Gdyby jednak major miał
takiego pracownika, wiedziałby więcej o Pierzaczku. Chociaż teraz może już wie,
przypuśćmy, że męt z Pierzaczkiem zaprzyjaznili się tydzień temu... - Chyba z
dwojga złego wolałabym, żeby to był męt majora - rzekła Baśka smętnie. - Bo
jeżeli nie, to co? To by znaczyło, że był to człowiek tego pawiana? - Właśnie. I
do niego dzwonił, a nie do majora. Zadzwonił, a Pierzaczek natychmiast
przyjechał. Usłyszałaś, jak sama mówisz, coś o jego znajomościach, ten facet
usłyszał, co słyszysz, musiało to być coś potężnego... - Owszem, było. To znaczy
samo w sobie nie, ale pozwalało na skojarzenia. - Sprawę mąci nieco fakt, że
Pierzaczek nas porzucił. Do tego momentu wszystko gra. Było o nim gadanie, facet
przez telefon powiedział o tobie, Pierzaczek przyjechał i przyczepił się, jadąc
tym razem nie za mną, tylko za tobą. Po czym nagle zostawił nas i zmył się. A
zatem równie dobrze można by mniemać, że facet zażądał od Pierzaczka przez
telefon, żeby go odwiózł do domu, a ty go nic nie obchodziłaś. - Gdyby tak było,
popłakałabym się z radości. Ale nie ma się co łudzić, on usłyszał całą rozmowę.
Jeżeli nie był pijany i nie spał, musiał usłyszeć... - Padło w tej rozmowie
nazwisko Pierzaczka? - No pewnie że padło! Przecież inaczej nic bym o nim nie
wiedziała. Pojęcia nie miałam o istnieniu jakichś tam Pierzaczków! Słuchaj,
błagam cię na wszystkie świętości, dowiedz się od majora, czy to był jego
człowiek! Wywęsz to jakoś dyplomatycznie, bo inaczej spać nie będę mogła! -
Teraz zaraz do majora nie pójdę, więc dzisiejszą noc się jakoś przemęczysz. Sama
jestem ciekawa... Spróbuję dopaść go jutro, pretekst mam. - Ja jutro będę w
Wilanowie. Słuchaj, umówmy się zaraz. Zadzwonię do ciebie po południu, żebyś po
mnie przyjechała wieczorem i jeżeli będziesz już coś wiedziała, to się zgodzisz,
a jeżeli nie, to nie. Powiesz, że nie masz czasu... - Głupia jesteś, przecież
mogę po ciebie przyjechać niezależnie od tej wiedzy. O której godzinie będziesz
wracała? - Nie przed dziewiątą, to pewne. Ciotka Pawła jest chora, muszę tam
zostać z nią i z dziećmi, aż inne osoby wrócą do domu, bo ta wariatka może
podpalić dom albo wymordować ich siekierą. Obiecałam im, że posiedzę. Umówmy się
o wpół do dziesiątej w połowie drogi między ich domami, bo nie wiem, kto wróci
pierwszy i gdzie będę. Wiesz gdzie, byłaś tam, koło tych krzaków dzikiej róży.
Kiwnęłam głową, bo pamiętałam topografię terenu. - Wariatka mi nie podpali
samochodu?
- Pojęcia nie mam, nie oddalaj się od niego po prostu, a w razie czego odjedz.
Piechotą cię nie dogoni. Wariatka stanowiła zgryzotę całej rodziny Pawła,
zamieszkałej w Wilanowie, jak również wszystkich sąsiadów. Była to prawdziwa
wariatka, samotna staruszka, ciężko poszkodowana na umyśle, pełna przy tym
wigoru i wyjątkowej złośliwości. Przejawiała przerażającą ruchliwość, uporczywie
odwiedzając okolicznych znajomych i usiłując urządzać im najrozmaitsze szkody.
Wizyty składała o niezwykłych porach doby, o drugiej w nocy albo o piątej rano,
próby podpalania budynków ponawiała mniej więcej co tydzień, wybijała sąsiadom
szyby w oknach i czatowała na dzieci, żeby oblewać je rozmaitymi płynami. Raz
jedno dziecko oblała kaszą ugotowaną na skisłym rosole, raz potłukła ludziom pod
drzwiami pół kopy surowych jajek, przy czym starannie odzielała żółtka od
białek, kiedyś przyszła do brata Pawła z tasakiem i usiłowała porąbać ławę w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Start
- Gromek Illg Joanna Skarby
- Morgan Raye Skradzione pocaĹunki
- Chmielewska_Joanna_ _Babski_motyw
- Andersens Fairy Tales [Hans Christian Andersen]
- Diana Palmer [Long Tall Texans] The Maverick (pdf)(1)
- Cooper Jilly Harriet
- CRC Press Access Device Fraud and Related Financial Crimes
- Harry Harrison Stalowy Szczur Spiewa Blesa
- Amanda Quick PśÂonć ca lampa
- Wszystko zda się psu na epigram Stanisław Kubajek
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- immortaliser.htw.pl