[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mi, że ładnie jeżdżę. Czy ty myślisz, że jestem aż taka głupia?
 Oj, nie gniewaj się. Chciałbym ci wszystko wyjaśnić. Spotkajmy się, oddam
dług, opowiem ci o tym idiotycznym włamaniu. A jak nie będziesz chciała mnie
więcej widzieć, to nie będę się narzucał. Zgódz się, proszę!
Zgodziła się.
Wanda zaskoczyła Mikołaja pytaniem, czy nie jest głodny. Pora była
okołoobiadowa, a on nie jadł nic od śniadania. Chwila wahania przed uprzejmą
odmową wystarczyła  posadziła go w kuchni przy stole i nalała mu wielki talerz
gęstej zupy jarzynowej. Sama usiadła nad drugim i rozpoczęła niezobowiązującą
konwersację. Chłopak był dobrze wychowany i inteligentny. W dodatku miał
poczucie humoru. Nie tylko wiedział, kiedy zareagować na dowcipną uwagę, ale
i sam potrafił rozśmieszyć wiedzmę opowieściami o dopiero co zakończonym
flash mobie.
 Jesteś artystą? Powiedzmy: przyszłym artystą?
 E, nie, ja chyba raczej będę projektantem. To bardziej prozaiczne zajęcie. Coś
między artystą a inżynierem.
 To się teraz nazywa design, prawda?
 Tak, ale jest też bardzo ciekawa tradycja polskiego projektowania
przemysłowego&  Mikołaj, pochłaniając zupę, opowiedział o wzornictwie
z początków wieku i pomyśle na szkołę rękodzieła artystycznego, założoną
w obecnym budynku jego wydziału, a także o warsztatach rzemiosła ludowego
i Muzeum Techniczno-Przemysłowym  inicjatywach, które zmieniły podejście
do twórczości rzemieślniczej.
 Ale ja pewnie panią nudzę, przepraszam. To mój konik, a o swoich konikach
zawsze opowiadam zbyt kwieciście.
 A jakie jeszcze masz koniki?  Wanda postawiła przed Mikołajem talerz
pierogów z mięsem, którym nie oparłby się nawet pokutujący asceta. No i zaczęło
się! Najpierw trochę niewyraznie  z powodu pierogów  a potem już dobitniej
opowiedział jej o zwiedzaniu i fotografowaniu cmentarzy. W trakcie własnej
opowieści zdał sobie sprawę, jak ważna jest dla niego taka rozmowa. Wanda była
pierwszą dorosłą osobą, która potraktowała poważnie jego fioła. Co więcej, sama
też interesowała się poezją cmentarną! Tutaj Mikołaj musiał opowiedzieć o Monice
i jej zbiorach epitafiów. Przypomniał sobie na szczęście w trakcie rozmowy,
po co tu przyszedł: błyskawicznie skonfigurował starszej pani skrzynkę e-mailową
i nauczył korzystania z Internetu. Pokazał też, jak porządkować teksty w edytorze.
Chcąc zaprezentować działanie programu, otworzył plik o tytule  Cebula .
Spodziewał się przepisu kulinarnego, bo co właściwie starsza pani może mieć
w Wordzie pod takim tytułem? Ale to nie był przepis  na ekranie rozwinął się
wiersz. Mikołaj, nie zastanawiając się, przeczytał go na głos.
Co innego cebula.
Ona nie ma wnętrzności.
Jest sobą na wskroś cebula
do stopnia cebuliczności.
Cebulasta na zewnątrz,
cebulowa do rdzenia,
mogłaby wejrzeć w siebie
cebula bez przerażenia.
W nas obczyzna i dzikość
ledwie skórą przykryta,
inferno w nas interny,
anatomia gwałtowna,
a w cebuli cebula,
nie pokrętne jelita.
Ona wielokroć naga,
do głębi itympodobna.
Byt niesprzeczny cebula,
udany cebula twór.
W jednej po prostu druga,
w większej mniejsza zawarta,
a w następnej kolejna,
czyli trzecia i czwarta.
Dośrodkowa fuga.
Echo złożone w chór.
Cebula, to ja rozumiem:
najnadobniejszy brzuch świata.
Sam się aureolami
na własną chwałę oplata.
W nas  tłuszcze, nerwy, żyły,
Zluzy i sekretności.
I jest nam odmówiony
idiotyzm doskonałości.
Kiedy skończył, zapadła cisza, długa cisza. W końcu Wanda spojrzała na zegarek
 musiała już wyjść do Hanki na kolację. Mikołaj przeprosił, zaczął się zbierać
do wyjścia, zmieszany, chaotycznie udzielał jej jeszcze wyjaśnień na temat działania
komputera. W przedpokoju zatrzymał się.
 Chciałbym panią zapytać, proszę się nie gniewać, czy to pani wiersz? Nie znam
się na poezji, ale ten wiersz wydaje mi się bardzo piękny i mądry, wiem, to banalne
słowa&  zawstydził się, nawet się zaczerwienił. Wanda była nie mniej poruszona
niż on.
 Tak, to mój wiersz. Cieszę się, że ci się podobał. Byłeś jego pierwszym
czytelnikiem.
Dopiero za drzwiami Mikołaj zastanowił się, co znaczą te słowa.
Kolacja z Moniką upłynęła mu w nastroju zgoła sielankowym. Wyjąwszy krótką
walkę, którą stoczył z dziewczyną przy płaceniu rachunku, wieczór był
niewiarygodnie spokojny. Monika, wyluzowana, uśmiechnięta, lekko podkręcona
winem i rozkosznie najedzona, wydawała mu się nieziemsko piękna. W dodatku
mógł trzymać ją za rękę, mógł objąć za ramiona, a nawet pocałować. Czuł się
jak& Nie, tego nie dało się określić słowami. No, chyba żeby poprzestać
na banałach: jak najszczęśliwszy człowiek na świecie.
Monika też była szczęśliwa.  Popatrz, to takie proste, szczęście jest możliwe 
powtarzała sobie, wtulając twarz w puchaty sweter Mikołaja. Mogłaby tak trwać
w nieskończoność  czując jego oddech na włosach, nie myśląc o niczym, niczego
się nie obawiając. Wyszli na mróz, ślizgali się i śmiali, urządzili konkurs
na największą chmurę pary wypuszczonej z ust, a potem, nieplanowany,
na najdonośniejszy kaszel.
Spacer zakończył się, ma się rozumieć, na ulubionym cmentarzu Moniki,
rozpościerającym się na kilku pagórach, zarośniętych starymi drzewami. W końcu
słaniającą się ze zmęczenia dziewczynę Mikołaj zapakował w taksówkę. Dalszą
część wieczoru spędzili przed kominkiem w jej dziupli, pewni już oboje,
że to będzie coś więcej niż przyjazń.
Hania niecierpliwie wyglądała nadejścia przyjaciółek. Na stole przykrytym lnianą
serwetą stały w kamionkowych naczyniach: kapusta z grochem, ziemniaki
z czosnkiem i siekaną cebulą, żeberka upieczone w chlebowym cieście oraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl