[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w bardzo dawnych czasach zwaną angielką. Sama posiadałam w domu jedną taką sztu-
kę, przedwojenną.
Zenia, jako rozmówcę, uparcie dostrzegała tylko Górskiego.
To ja panu powiem powiadomiła go konfidencjonalnie. To już dawno było,
przeszło cztery lata, ja, tak prawdę mówiąc, sama go chciałam poderwać, ale on jak mur.
Czy to ja, czy stara Ziemiańska, ona już na emeryturę szła, czy jaki pies albo koń, czy
ten taki sugiszimi, jak oni się... wielkie, grube... czy Stalin, nie, taki więcej brodaty, o,
Werhy... nie, Wernyhora... czy, bo ja wiem, koza... To jemu było wszystko jedno. Jak śle-
py. Nic. A Urszulka się zaparła. To przez żonę, a ona mu tę żonę z głowy wybije, zapar-
ła się, sama byłam ciekawa... Dużo nie gadała, z niej co wydusić, to już lepiej wodę z ka-
mienia... Ale człowiek nie bydlę, pogadać musi, czasem mu się co wyrwie, no i jej też...
A ja byłam ciekawa. No to nasze, dlaczego pan nie pije, pan też mnie za takie gówno
uważa? Jak ten cały Stefan cholerny...? Pan co, nie człowiek...?
Realizując niezłomny zamiar zaczekania z winem, aż wrócę do domu, trzezwa byłam
jak świnia i z szalonym zainteresowaniem oglądałam spektakl. Komisarz Górski rzucił
na Bieżana rozpaczliwe spojrzenie, Bieżan bez słów, tajemniczymi odrobinami gestów,
dał mu do zrozumienia, że ma się przystosować, pani Jadzia, jednostka przytomna, po-
detknęła mu drugą angielkę, skąd oni tyle tego mieli, tak długo po wojnie...? A, może
nie z Warszawy, prowincja uchowała się lepiej... Górski z determinacją nalał sobie, dolał
Zeni, uniósł naczynie do ust i nawet trochę wypił.
155
Zenię to najwidoczniej usatysfakcjonowało.
Potem te plotki poszły podjęła tajemniczo. Ulka ze łzami, niby to nie do-
puszczała do Stefana, a gówno prawda, z tymi łzami latała, aż spytał o co. Do komputera
to ona była jak krowa, do niczego w ogóle, znaczy te, jak to tam było, do łóżka siła facho-
wa... O, nie pamiętam dokładnie. No i tu jeden gadał, tam drugi, wcale nie wierzyłam,
wyrwała jej się prawda, przyjaciółkę ma taką, ufarbowała się na rudo, na kolor Barbary...
I te sztuki robiła, o, nie zaraz się dowiedziałam, popatrzyłam sobie, Borkowskiego żonę
obejrzałam z bliska, a potem tę Felę... Ona nawet nie wiedziała, że ja wiem... Napatoczył
się ten Miecio, narzeczony, co mi się napłakał, drugiej takiej na świecie nie ma, pa-
lant głupi, każdy chłop od tej dupy zgłupieje... Ja się wcale nie wyrażam, ale tak to było.
Podobno ona w łóżku strasznie niezwykła, pytałam oślicę, nic nie powiedziała, tylko ten
uśmieszek miała na mordzie jakiś taki... Nie mógł pan sprawdzić? Co z pana za mężczy-
zna...?! Pijmy, nasze zdrowie!
Komisarz Górski prawie już przestał łypać okiem na zwierzchnika, gorliwie spełniał
obowiązki służbowe. Zenia była w rozpędzie.
Pan myśli, że mi co powiedziała? Gówno! Sama wszystko zgadłam, potem ja jej
powiedziałam, na wszystkie świętości mnie zaklęła, żebym gębę trzymała na kłódkę, bo
już ten głupek na nią leciał, za Indie, Chiny i całą Australię nie wiem, jak ona to zrobi-
ła, tyłkiem mu kręciła przed nosem czy jak...? Nie do pojęcia! No, a potem się z nią oże-
nił, nawet szkoda mi było tej Barbary, ale myślałam sobie, że na co jej taki kretyn, już
lepiej... tego... bezrobocie... ale ona wyszła do przodu. Bystra facetka. A potem zbrod-
nia. Nic nie wiedziałam, aż ludzie gadać zaczęli, a potem pan przyszedł, więc myślałam
sobie, że Barbara nie wytrzymała, kropnęła tę Felę, a tu pan o Ulkę pyta... Poleciałam
do niej, no i proszę! Nie Barbara, tylko ta żmija, mało jej było, że ją wykończyła, jesz-
cze chciała i to na nią zrzucić... A ja wiem dlaczego, bo ten przygłupek, Borkowski, chy-
ba się w końcu połapał, że takie gówno umysłowe sobie wziął, ona dobra była tylko do
tych takich... Do chłopa znaczy... Może rozmawiać z nią chciał albo co...? O, do rozmo-
wy, to ona była nawet dla mnie za głupia!
Niezwykły samokrytycyzm Zeni musiał wstrząsnąć komisarzem Górskim, bo bez
żadnego nacisku dolał koniaku do obu naczyń. Milczenie w kuchni Borkowskich pa-
nowało kamienne i chyba wysoce sugestywne, bo nawet nowy człowiek, przynajmniej
nowy dla mnie, który pojawił się w drzwiach, też zastygł niczym rzezba z dowolnego
materiału.
Zenia nie dostrzegała żadnych zjawisk otaczających.
A ja teraz przyleciałam i ona sama się przyznała... Ta Fela to jakaś taka... Wariatka,
nie? Wyrwało się Ulce, że już na samym początku takie żarciki sobie robiła, do Barbary
próbowała dzwonić, że mąż za sekretarką lata, ledwo jej Ulka słuchawkę z ręki wydar-
ła... A w ogóle spodobało jej się i forsy chciała... Ta głupia jej płaciła za udawanie, a teraz
156
miała płacić, żeby przestała, to wariactwo jakieś, nie? Ulka się bała, że do Borkowskiego
dojdzie, bo już mniej na nią leciał, samo łóżko mu nie wystarczało, jakieś tam takie
miał grymasy... O Jezu, ona głupia! I świnia! Na bazarze spluwę kupiła, nie wiem za ile,
Fela się zapierała do Chmielewskiej na wywiad jechać, no to niech będzie, podwiozła ją
i kropnęła! Własną ręką! I na Barbarę chciała zwalić, że niby ona nie wytrzymała, pod-
rzucić jej... No nie, to już za dużo! A ta Fela okropna, na lody się uparła, żarła w samo-
chodzie, wywaliła na siebie, do Chmielewskiej w zapaćkanym żakiecie nie pójdzie, dojść
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Start
- Gromek Illg Joanna Skarby
- Chmielewska, Joanna Skradziona kolekcja
- Connie Brockway Sezon na panny mlode
- Mother's New Boarder
- Gary Schmitt Of Men and Materiel, The Crisis in Defense Spending (2007)
- KZNI
- Coughlin Patricia Przebudzenie
- Deveraux J. Kuzynki
- sun tzu, sztuka wojny
- 2.AKT DRUGI
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ekonomia-info.htw.pl