[ Pobierz całość w formacie PDF ]

margines mikrospołeczności.
Nowi, czyli Romek i Piotr, wnieśli sporo ożywienia do nudnego dotychczas grajdołka.
Wszystkim nagle zaczęło się spieszyć. Najpierw rozładowywali samochód, potem w
zamkniętej części domu odbyła się narada, na którą oczywiście nie zostałam zaproszona.
Warowałam pod drzwiami, za którymi znikła Sylwia, ale przez grubą barierę nie przenikały
żadne słowa. Musieli obradować w jakimś odległym pomieszczeniu. Przedtem słyszałam
donośne przekleństwa i szuranie ciężkimi przedmiotami, teraz zachowywali się podejrzanie
cicho.
W końcu dałam sobie spokój z bezsensownym szpiegowaniem. Korzystając z okazji,
wyniosłam z kuchni sporą ilość żywności o przedłużonej przydatności do spożycia. To na
wypadek, gdybym jednak musiała przeczekać gdzieś trudne chwile. Potem walnęłam się w
ciuchach do łóżka i czekałam, aż dom ponownie ożyje. Dla zabicia czasu wymyślałam akcje
odwetowe na Sylwii.
Skrzypienie schodów automatycznie przerwało rozmyślania o słodkiej zemście.
Przyłożyłam ucho do drzwi i próbowałam rozeznać się w sytuacji. Najpierw zadudniły kroki
dwóch osób i ucichły w najdalszej części korytarza. Zgadłam, że to nowi udali się na
odpoczynek. Potem stukanie obcasików Sylwii i chwilę pózniej twarde stąpnięcia Tatusia. Po
półgodzinie na schody wybiegła Sylwia, wyglądało na to, że szykuje się do wyjścia. Poszłam
za nią i kiedy upewniłam się, że odjechała na dobre, wróciłam na górę. Teraz wystarczyło
tylko poczekać, aż Tatuś opuści pokój, zapominając zamknąć drzwi. Miałam w nim coś do
załatwienia.
Na szczęście moja cierpliwość nie została wystawiona na zbyt długą próbę. Najpierw
usłyszałam lekkie zgrzytnięcie klamki i zamarłam w oczekiwaniu na odgłos przekręcanego
klucza - nie nastąpił. Policzyłam do dziesięciu, złapałam śrubokręt i ruszyłam w gości.
Początkowo zamierzałam podziurawić ciuchy Sylwii w drobne sito, ale w ostatniej chwili
przyszło mi do głowy bardziej subtelne rozwiązanie. Zaczęłam od czarnej elastycznej
sukienki. Sylwia wyglądała w niej świetnie i to właśnie postanowiłam zmienić. Przydeptałam
mocno krawędz odzieży i rozpoczęłam rozciąganie. Po pięciu minutach z dumą spojrzałam na
dzieło własnych rąk i nóg. Niby nic, a jednak nie to samo! Potem przyszła kolej na biały golf.
Trochę pracy i rękawy będą za długie nawet na orangutana. Ze strojem kąpielowym też
poszło łatwo. Właśnie odkładałam go do szafy, kiedy na korytarzu usłyszałam głosy. Na
ucieczkę nie miałam najmniejszych szans. Nadzieja, że tutaj nie przyjdą, okazała się płonna.
Nie miałam czasu na szukanie kryjówki. Odruchowo wskoczyłam do szafy, zamykając drzwi
dosłownie w ostatniej sekundzie.
Do pokoju, dyskutując zawzięcie, weszli Tatuś z Albinosem. Szybko się zorientowałam,
że to ja byłam przyczyną tej ożywionej wymiany zdań.
- Przypominam ci, że terminy zaczynają nas poganiać - zauważył Albinos, nie kryjąc
zniecierpliwienia. - Ona kpi sobie z nas w żywe oczy. Nie widzisz tego?!
Zdenerwował mnie - znalazł się bystrzak jeden.
Nie wyglądało to na rozmowę ochroniarza z własnym szefem, raczej na przepychanki
równorzędnych graczy. Najwyrazniej łączył ich wspólny interes, a ja byłam tylko
niezdyscyplinowanym pionkiem w toczonej przez nich grze.
- Spokojnie! Wszystko jest pod kontrolą - zapewnił Tatuś. - Pamięć to delikatna
materia. Tutaj trzeba działać wytrychem, a nie młotkiem.
- Ty i te twoje naukowe metody - prychnął Albinos. - Bawisz się z nią w kotka i
myszkę, a rezultatów jakoś nie widać. Jeżeli nic z niej nie wydusisz, zrobimy to po mojemu.
Poczułam, jak zimne igiełki strachu pełzną mi od szyi w dół. Za skarby świata nie
chciałam poznać metod Albinosa.
- Po twojemu już było, nasłałeś na nią durnia, który dał się sprzątnąć, zanim zdobył
choć jedną informację.
Aatwo było się domyślić, że wspomniany nieboszczyk to nieszczęsny Patryk zwany
Robertem. Czyżbym niewinnie oskarżała biedną Baśkę?
- Może masz trochę racji, ale w końcu to ja ją tu przywiozłem - bronił się Albinos. -
Martwa na nic by się nam nie przydała. A tego durnia, jak go nazywałeś, nie ja wybrałem -
nie zapominaj o tym.
- Zgoda, wszyscy popełniamy błędy, ale to nie zmienia faktu, że siłą niczego z niej nie
wydusimy. Gdyby świadomie ukrywała jakieś informacje, bez wahania oddałbym ją w twoje
ręce, nie patrząc na więzy rodzinne - zachichotał złowieszczo. - Ale tu chodzi o coś ulotnego.
Tutaj trzeba fachowca od psychiki i kogoś takiego znalazłem. Rozmawialiśmy o tym.
Wczoraj nie zgłaszałeś zastrzeżeń, co cię dzisiaj ugryzło?
- Ostrzegam! - Albinos nie wyglądał na przekonanego. - Zaczynam tracić cierpliwość.
Może najpierw porozmawiam z nią po męsku, a potem możesz sobie sprowadzać tego
szarlatana. Gwarantuję, że będzie bardziej skora do współpracy.
- Porozmawiasz z nią jak z Czesiem, co? - Tatuś nie krył ironii w głosie.
- Czesiek dostał nauczkę, bo zapomniał, kto mu płaci. Teraz pomyśli dziesięć razy,
zanim sięgnie po cudzą własność. Przypominam, że wyłożyłem te dwie stówy z własnej
kieszeni.
- Tak, ale kazałeś mu oddać cztery!
- Za błędy płaci się podwójnie - zakończył Albinos filozoficznie. - To kiedy
przywieziesz tego gościa?
- Jutro.
Zostałam sama, ale wcale nie miałam ochoty opuszczać szafy. W tej chwili było to
najbezpieczniejsze miejsce, jakie znałam. Czułam się osaczona ze wszystkich stron. Było
gorzej, niż mogłam przypuszczać. %7łarty skończyły się już dawno temu, tylko jakoś nie
zdołałam tego pojąć moim kurzym móżdżkiem. Jedno wiedziałam na pewno, bez względu na
to, co zrobię, produktem finalnym całej afery będzie mój własny trup!
Drzwi na szczęście stały otworem. Bez przeszkód wróciłam do własnej celi, bo teraz nie
miałam cienia wątpliwości, że jestem więzniem.
Z dwojga złego, zyskałam przynajmniej odpowiedzi na kilka dręczących mnie pytań.
Wyjaśniła się rola Roberta (Patryka) w tej całej aferze. Skoro nie nasłała go Baśka, jej
trup obciążał moje sumienie. Na razie musiałam jakoś żyć z tą straszną świadomością, ale w
tych okolicznościach nie potrwa to długo. Przeproszę ją osobiście po tamtej stronie tęczy.
Człowiek jednak bardzo przywiązuje się do życia, pomyślałam przelotnie, pomiędzy jednym
westchnieniem a drugim.
Największy problem stanowił Albinos. Prędzej czy pózniej trafię w jego łapy i nie
miałam najmniejszych wątpliwości, że nie będzie to miłe doznanie. Jak mogłam tego
psychopatę zaliczyć do grona nieszkodliwych statystów? Facet nie potrzebuje wizytówki,
wystarczy raz spojrzeć w jego twarz, żeby stracić ochotę na bliższą znajomość. Teraz miał
mnie w swojej mocy i idę o zakład, że w decydującym momencie nikt nie stanie w mojej
obronie. Kierowca Czesio zapewne zgłosi się do pomocy na ochotnika. Zdaje się, że to
właśnie mnie zawdzięczał sińce na twarzy oraz pewne straty materialne. Albinos rozliczył go
za pieniądze, których Czesio wcale nie ukradł. Teraz wreszcie znałam zródło niechęci, jaką
darzył mnie od samego początku. Przeprosiny chyba nie na wiele się zdadzą?
Najbardziej bałam się nieznanego. Kim był ten fachowiec od psychiki? Specjalistą od
chińskich tortur czy szalonym naukowcem bezkarnie eksperymentującym na ludzkich
mózgach?
Wzdrygnęłam się na samą myśl o elektrodach wpychanych do głowy przez uszy i nos.
Mocniej ścisnęłam w dłoni śrubokręt - bez walki się nie poddam. Po moim trupie zrobią mi
pranie mózgu.
*
Siedziałam na schodach ze śrubokrętem w kieszeni i czekałam na obcego. Z trzeciego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl