[ Pobierz całość w formacie PDF ]

studjowaniem olbrzymiej mapy, rozłożonej na stole. Jeden z nich z odznakami
podpułkownika na kołnierzu spojrzał na mnie i zaraz szepnął coś do swego towarzysza.
Widocznie przybycie lotnika było im na rękę gdyż twarze ich rozjaśniły się.
Pułkownik krótko lecz serdecznie przywitał się ze mną i spytał  Czem możemy służyć
panu porucznikowi", lecz nie czekając na odpowiedz odrazu zaczął z całym zapałem
objaśniać mi sytuację, panującą na odcinku Flitsch, mając oczywiście przekonanie, że
ja przybyłem do współdziałania z jego właśnie grupą. Wkrótce jednak spostrzegł,
że coś nie bardzo uważam, więc przerwał, z czego ja znów skorzystałem, by podać mu
właściwy cel mego przybycia.  Ach to zupełnie co innego", odrzekł i ton jego stał się
bardziej oficjalny, w takim razie ma pan przed sobą jeszcze porządny kawał drogi, bo
szosą conajmniej 12 klm.". Ta wiadomość nie ucieszyła mnie bynajmniej, ponieważ
byłem znużony nieco i wcale nie nęcił mnie powtórny spacer, przeto po chwili namysłu
spytałem:  A czy nie mógłbym, panie pułkowniku dostać jakiegoś wehikułu, gdyż to w
takim razie dość daleko". Na twarzy sztabowca zjawił się ironiczny uśmiech, a wzrok
jego przeszył mnie badawczo.
Zmieszałem się! Czyżbym powiedział coś nietaktownego?  Dla was lotników
taka przestrzeń jest chyba drobnostką, ale widzę, że i sybarytów wśród was nie brak,
wycedził pułkownik, a po chwili "dodał śmiejąc się serdecznie.  Nie, panie poruczniku,
teraz w dzień, to pan szosą nie przejedzie, a w nocy będzie to też połączone z pewnemi
trudnościami".
Kryła się w tych słowach jakaś lokalna tajemnica frontowa, której jako przybysz
zrozumieć narazie nie mogłem. Zapanowało na chwilę milczenie. Wreszcie pułkownik
objaśnił, widząc moje zaciekawienie:  Dla całkiem prostej przyczyny nie może pan
jechać, bo szosa w swej środkowej części znajduje się na przestrzeni około 4 klm, w
strefie działania artylerji nieprzyjacielskiej, biegnąc w terenie zupełnie otwartym, więc
znajduje się, rzecz zrozumiała, pod silnym ogniem bateryj włoskich, które są na
nią doskonale wstrzelane. Nieprzyjaciel w dodatku robi sobie z tego poprostu zabawę
sportową i ostrzeliwuje nawet pojedyńczych ludzi, usiłujących przejść tamtędy". Po tych
słowach poklepał mnie protekcjonalnie po ramieniu i rzekł dalej:  Znając przeto
przyzwyczajenia przeciwnika, radzę panu nie okazywać wielkiego zaniepokojenia w
chwili, gdy włoscy artylerzyści zażartują sobie z pana i na pańskie powitanie
wypuszczą kilka szrapneli, gdyż oni ze szczególną zaciętością bombardują nerwowych
przechodniów. Co się zaś tyczy komunikacji kołowej, to w nocy z odcinka
południowego, do którego pan zamierza, udać się obecnie, wyrusza samochód
ciężarowy, niby autobus. Na tej właśnie 4 kilometrowej przestrzeni przechodzi on
zawsze przez istne piekło, ponieważ wróg czyha tylko na ten moment, kiedy ów
autobus, zwykle przepełniony pasażerami, zjawi się na odkrytej części drogi i obsypuje
go gradem śmiercionośnych pocisków, a kilkanaście reflektorów zalewa światłem całą
szosę, znakomicie wskazując cel dla własnych dział. Oczywiście, że wtedy
położenie podróżnych nie jest do pozazdroszczenia, o czem zresztą sam pan będzie się
mógł przekonać, A zatem odwagi i spokoju młody lotniku i żwawo maszerować" 
zakończył, tonem rozkazu pułkownik, spojrzał życzliwiej i uścisnął mą dłoń, mówiąc:
 Do widzenia, wszak przecież wstąpi pan w powrotnej drodze. Szczęśliwej podróży!" a
oczy jego stały się poważne i smutne, bo pomyślał pewno o tych wszystkich, których
powrotu nie mógł się z tej czy innej przyczyny doczekać. Zasalutowałem i wyszedłem.
Tłumiąc w sobie nasuwające się refleksje, szybko podążyłem wspomnianą szosą.
Droga była szeroka, doskonale utrzymana i musiała przed wojną stanowić ważną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl